Reklama

Jak tam w szkole? – spytałem, gdy żona wróciła z pierwszej po wakacjach wywiadówki.

Reklama

– Z małym chyba wszystko ok? – spojrzałem na nią uważnie, bo minę miała jakąś taką dziwną.

– Trzeba było iść samemu, to wszystko byś wiedział z pierwszej ręki – fuknęła na mnie ostro. – No i ja bym się przy okazji nie musiała tyle wstydu najeść za twojego młodszego syna.

– Chyba naszego, o ile wiem – zaśmiałem się. – Ale o co chodzi, przecież Mati to takie anielskie dziecko.

– Może dotąd to on był jak aniołek – potrząsnęła głową Zuza. – Ale coś mi się wydaje, że zaczynają mu rożki wyrastać, jak zresztą każdemu z was.

– Przecież chłopak ma dopiero dwanaście lat, co ty wygadujesz! – wziąłem syna w obronę.

– Wychowawczyni najpierw nawet go chwaliła, że dobrze wychowany, chętny do nauki, tylko ostatnio coś niedobrego się z nim zaczyna dziać – mówiła żona. – Dokucza dziewczynkom, przylepia im jakieś karteczki na plecach, ciągnie za włosy.

Roześmiałem się tylko na takie gadanie, bo to znaczyło, że chłopak zaczął się interesować płcią piękną. Z relacji żony dowiedziałem się jednak, że robił coś jeszcze, czego, niestety, nie mogłem pochwalić. Otóż razem z innymi chłopakami ze swojej klasy podglądał dziewczynki, gdy przebierały się w szatni przed wuefem.

– I to podobno niejeden raz – zakończyła Zuza swoje rewelacje.

Prawdę mówiąc, zaskoczyła mnie, i to porządnie. Czegoś takiego to się po Mateuszu nie spodziewałem, on zawsze taki grzeczny, nawet nad wiek poważny, i żeby takie rzeczy…

Chyba że koledzy go namówili.

Ale mimo wszystko tak nie mogłem tego zostawić, musiałem z małym pogadać, i to szybko. Zwłaszcza że przecież nasz starszy syn, szesnastoletni Robert, nigdy nam takich problemów nie dostarczał.

Okazja do rozmowy z Mateuszem nadarzyła się jeszcze tego samego wieczoru, gdy wrócił z treningu.

– Synku, mama była na wywiadówce i okazało się, że trochę nabroiłeś – zacząłem bez ogródek. – Powiedz, czemu ty podglądasz dziewczynki, jak się przebierają na wuef?

Mały wzruszył ramionami.

Wiedziałem, że w końcu Zuzka mnie o to poprosi

– Wcale nie dziewczynki, tylko Julkę – odparł spokojnie. – Chciałem zobaczyć, czy nosi już stanik.

Zatkało mnie. Nie bardzo wiedziałem, co mu powiedzieć, w ogóle nie miałem świadomości, że chłopca w jego wieku mogą interesować takie rzeczy!

– A nie mogłeś jej po prostu o to zapytać? – spytałem jakoś tak z głupia frant.

– Julka by mi nie powiedziała, ona nie jest taka jak inne, co się chwalą, że noszą już puszapy – zaczerwienił się. – Ale ja nie chciałem, tato, naprawdę, tylko chłopaki się śmiali z niej, bo ich dziewczyny już od dawna noszą staniki. Musiałem jej bronić i przekonać ich, że ma już ten stanik.

Spojrzałem na żonę, ona na mnie. Przez chwilę panowała cisza.

– A ta Julka to twoja ulubiona koleżanka? – spytała w końcu Zuza.

– To moja narzeczona i będzie moją żoną – odparł mały z powagą. – Już ją pytałem i ona się zgodziła – poinformował nas, po czym złapał kawałek chleba i poszedł do siebie.

– Słuchaj, Wojtek, musisz przeprowadzić z Mateuszem męską rozmowę – powiedziała stanowczo Zuza po wyjściu syna. – Z Robkiem nie było takich kłopotów, ale ten mały to chyba naprawdę przeholował, skoro synową nam już szykuje – zrobiła taką minę, że parsknąłem śmiechem.

Ale obiecałem jej solennie, że w najbliższym czasie pogadam sobie z synem na męskie tematy.

– Tylko… – zawahałem się – o czym ja mam z nim konkretnie gadać?

O pszczółkach i kwiatkach, zapylaniu czy o grze wstępnej? – mruknąłem pod nosem. – Przecież ich tego uczą na biologii, widziałem w jego książce.

– Powiedz mu o tym, że kobietom należy się szacunek, że trzeba szanować ich prywatność, zwłaszcza co do bielizny. I że miłość to coś więcej niż tylko przyjemność, że ważne jest uczucie, bliskość, tolerancja… Zresztą przecież ja nie muszę cię tego uczyć! – Zuza była nieprzejednana.

– Mam mu mówić o seksie? – żachnąłem się. – Dwunastoletniemu chłopcu? No coś ty!

– Teraz dzieci wcześnie dojrzewają – odparła moja żona. – A nasz syn ma już kandydatkę na żonę, jak sam słyszałeś – roześmiała się.

Dobrze jej mówić, a ja naprawdę byłem w kropce! I chyba po raz pierwszy w życiu żałowałem, że nie mamy córek, wtedy to Zuzanna przeprowadzałaby z nimi te wszystkie życiowe, trudne rozmowy…

Dwa dni później zapytała mnie, czy pogadałem już sobie z małym.

Wierciła mi dziurę w brzuchu

– Chciałem nawet – skłamałem bez mrugnięcia okiem. – Ale on jakoś mi się wykręcił, że nie ma czasu, bo musi zakuwać do klasówki. A w ogóle to on już wszystko wie!

– Co takie dziecko może wiedzieć? – żona trochę się zdenerwowała.

– I coś mi się wydaje, kochanie, że to nie on się wykręca, tylko ty.

– Dobrze ci się mądrzyć, jak to nie ty masz rozmawiać – mruknąłem zły.

– Dawniej było inaczej, ja na przykład sobie nie przypominam, żeby mój ojciec wziął mnie na taką rozmowę. Mimo to jakoś wszystkiego się dowiedziałem, nikt mnie w tej kwestii nie musiał edukować.

– Czy ciebie jakiś wtórny analfabetyzm ogarnął, czy co?! – Zuza wkurzyła się już nie na żarty. – Przecież teraz są inne czasy, te wszystkie media, filmy, reklamy… – pokręciła głową. – Czy ty wiesz, że Mati mnie kiedyś zapytał, czt mężczyźni potrzebują jakichś suplementów diety, żeby wszystko u nich działało? – śmiała się. – Zbagatelizowałam to, jakoś tam zaciemniłam, bo przecież musiałabym najpierw dokładnie mu powiedzieć o… – zająknęła się na moment. – No ty sam wiesz o czym, ale to już chyba są wasze męskie sprawy, no nie?

– Oj, dobra, pogadam z małym – po takich argumentach pozostawało mi tylko skapitulować.

I żeby w końcu Zuzanna przestała mi wiercić dziurę w brzuchu, zacząłem się na tę rozmowę szykować.

Ale następnego dnia, gdy ze starszym synem robiliśmy porządki na tarasie (to znaczy odwalaliśmy naszą coroczną robotę, demontując skrzynki i donice po kwiatach, bo czas już był ku temu najwyższy), przyszła mi złota myśl do głowy.

– Wiesz co, Robercik, miałbym taką sprawę do ciebie – zacząłem.

– A co, tata, jakiś mały interes do zrobienia? – syn mrugnął do mnie porozumiewawczo. – Wiesz, że ja zawsze chętny jestem, zależy tylko, za ile…

Zmarszczyłem brwi, bo jednak nieźle nam się synowie udali, nie ma co. Jeden myśli tylko o interesach, drugi już nam synową szykuje!

– To nic wielkiego – zastrzegłem się natychmiast, żeby chłopak nie wyobrażał sobie nie wiadomo czego.

– Wiesz, jak jest, młody zaczyna dojrzewać, no i wreszcie trzeba mu to wszystko powyjaśniać, te wszystkie sprawy… – zająknąłem się. – Pszczółki i kwiaty już nie przejdą, to trzeba wszystko jakoś bardziej realnie, dzieciaki teraz mądre są i dokładnie chcą wszystko wiedzieć. Pomyślałem, że wy prędzej znajdziecie wspólny język, bracia przecież jesteście… – trochę się w tym tłumaczeniu zaplątałem. – Ja nie bardzo czas na to wszystko mam, ciągle tylko robota i robota, sam widzisz, matka nawet te skrzynki na mnie zwaliła…

– Dobra, tato, rozumiem, nie tłumacz się. W twoim wieku to może być trudne… Znaczy rozmowa o tym – mój pierworodny roześmiał się i poklepał mnie po ramieniu. – Spoko, pogadam z młodym, wyjaśnię, co trzeba.

Lepiej niech dwaj bracia sobie pogadają, beze mnie

W pierwszej chwili już miałem na niego wrzasnąć, że w jakim znowu wieku, co on wygaduje! Ja ledwie pięć lat temu skończyłem dopiero czterdziestkę! Jednak dla dobra sprawy, dałem spokój. Postanowiłem przemilczeć to posądzenie mnie o brak męskości, najważniejsze, że nie ja musiałem gadać z małym.

– Super, synu, jakoś ci zrekompensuję ten wysiłek – powiedziałem.

– A to się dobrze składa, wiesz, że na nową deskę zbieram i cały osprzęt, rękawice, gogle. Może zasponsorujesz? – syn popatrzył na mnie wyczekująco.

I już wiedziałem, że sporo mnie ta transakcja będzie kosztowała.

Ale co tam, niech mu będzie.

– No dobra, umowa stoi – zniżyłem głos do szeptu. – Tylko matce nic nie mów, bo wiesz…

No i już z lekkim sercem dokończyłem tę robotę na tarasie.

Bo może nawet lepiej dla małego będzie, że to brat z nim pogada o tych sprawach, prędzej się porozumieją, w końcu są z jednej epoki.

Jednak, jak się okazało, nie doceniłem swojej małżonki.

Trzy dni później, przy wspólnym niedzielnym śniadaniu, popatrzyła nagle na Roberta, uśmiechając się milutko, jak to tylko ona potrafi.

– Dołożyć ci, synku, jeszcze tej sałatki? – spytała, podsuwając mu miskę. – Rośniesz, dojrzewasz, musisz dużo jeść – wciąż się uśmiechała. – Ale powiedz mi, jak ci poszła ta rozmowa z bratem o męsko-damskich sprawach? – zagadnęła go znienacka.

Dobrze, że przed momentem przełknąłem kawałek chleba z serem, bo bym się chyba udławił.

– A skąd, mamo, wiesz, że miałem z nim o tym gadać? – Robert spojrzał na mnie zaskoczony. – Przecież to miała być tajemnica…

– Chłopcy, wy chcecie mieć jakieś tajemnice? Przede mną, w moim własnym domu? – roześmiała się Zuza i spojrzała na mnie takim wzrokiem, że aż się skuliłem. – Słyszałam tę waszą rozmowę wtedy na tarasie!

– Mamuś, ale spoko, wszystko w porząsiu jest, młody został już wystarczająco uświadomiony – powiedział szybko Robert, a Mateuszek kilka razy skinął głową.

– To dobrze, że ci się udało – odparła moja żona. – Ale jak to zrobiłeś, synku, to w końcu są delikatne tematy… – zagaiła, zerkając na młodszego.

– No w taki sam sposób, jak to kiedyś tata ze mną załatwił – Robert wzruszył ramionami. – Dałem młodemu taką edukacyjną płytkę, którą mnie dał ojciec – odparł spokojnie. – I kilka folderów, takich naukowych. Mati sobie obejrzy, co trzeba, poczyta, jak ja kiedyś, i będzie wszystko dokładnie wiedział… To bardzo dobra płytka, mamo, zapewniam cię.

– Nie wątpię – przerwała mu Zuzanna, znowu obrzucając mnie morderczym spojrzeniem. – A więc to tak wyglądały twoje męskie rozmowy z naszymi synami! No nic, tylko pogratulować ci pomysłowości.

– Ale przecież… – zacząłem, jednak żona natychmiast mi przerwała:

– Widzę, że sama będę musiała teraz z wami porozmawiać – rzuciła stanowczo. – Najpierw z tobą sobie pogadam, mój kochany mężu, a potem z Mateuszem – zwróciła się do małego. – Bo co tam płyta czy książka, nawet najlepsze, synku – pogłaskała małego po włosach. – Wiesz, jak będziesz miał dzisiaj po południu trochę czasu, to sobie porozmawiamy, tak zwyczajnie, o takich różnych sprawach, o dziewczynkach, o narzeczonych, o tym, jak się można zakochać i w ogóle – westchnęła. – A teraz uciekajcie, mam tu trochę roboty.

– To może ja po śniadaniu posprzątam – zaoferowałem się natychmiast. – Garnki pomyję i tak dalej – uśmiechnąłem się do żony, musiałem jakoś ją przecież udobruchać przed tą czekającą nas rozmową.

Wojciech

Zobacz także:

Reklama
  • „Mąż wykrzyczał, że nigdy nie chciał się ze mną żenić. Wpadliśmy, więc teściowa i matka go zmusiły – przekupiły go pracą u mojego ojca”
  • „Synowa wychowuje mojego wnuka na życiową kalekę. Wszystkiego mu zabrania. Babcia pozwoliła mu się wyszaleć”
  • „Była synowa robi wszystko, by wnuki o mnie zapomniały. Na alimenty mojego synka umiała naciągnąć, a mnie mówi, że jej nie szanuję!”
Reklama
Reklama
Reklama