Reklama

Zrozpaczeni rodzice mówią, że ich córeczka odeszła zaledwie 12 godzin po tym, jak zaczęła narzekać na ból brzucha. Nic nie zapowiadało tak wielkiej tragedii.

Reklama

Zaczęło się od bólu brzucha, dziewczynka zmarła

6-letnia Milly-Rose poczuła się gorzej po powrocie ze szkoły 14 lutego. Rodzice sądzili, że ból brzucha to po prostu skutek zwykłej grypy żołądkowej. Następnego dnia dziewczynka grała na swoim Nintendo i odpoczywała – robiła to, co najczęściej robią dzieci, gdy z powodu choroby zostają w domu.

Przed pójściem spać 6-latka zjadła jeszcze lody na patyku. W nocy jej stan drastycznie się pogorszył. Obudziła się, narzekając na ból brzucha i serca.

„Czułem jej serce, biło bardzo mocno. Zrobiliśmy to, co zrobiłaby większość rodziców, próbowaliśmy ją uspokoić” – wspomina tata dziewczynki.

Niedługo później rodzice pojechali z córką na ostry dyżur, lecz tam nie stwierdzono niczego groźnego. Mała Milly-Rose z rodzicami wkrótce wróciła do domu, aby nie przebywać wśród chorych dzieci w szpitalu. Niestety następnego ranka sytuacja była już krytyczna. Dziewczynka była mokra od potu i całkiem bezwładna. Rodzice wezwali karetkę.

Lekarze podejrzewali u dziecka sepsę i zapalenie opon mózgowych. Natychmiast rozpoczęto leczenie.

Załamany tata opowiadał, że przerażona i zdenerwowana mama dziewczynki tylko na chwilę opuściła szpitalny pokój – nie mogła patrzeć na cierpienie dziecka. Tuż po tym, jak wróciła, serce 6-latki przestało bić. Godzinna reanimacja nie powiodła się. Pogrążeni w rozpaczy rodzice nie mogli uwierzyć w to, co się stało.

Służby ustalają, dlaczego stan dziecka tak gwałtownie i szybko się pogorszył.

Źródło: The Sun

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama