„Adoptowałam wnuczkę, bo moją nastoletnią córkę przerosło macierzyństwo. Nie sądziłam, że jest tak bezduszna”
Sądziłam, że Asia cierpi na baby blues, że uda mi się jej pomóc. Niestety, to coś gorszego…
- redakcja mamotoja.pl
Mamo, muszę z tobą porozmawiać… – kiedy tylko usłyszałam te słowa, wiedziałam, że szykują się kłopoty. Moja córka zawsze radośnie wyrzucała z siebie dobre wiadomości, natomiast ze złymi się „czaiła”. Taki wstęp oznaczał więc, że coś przeskrobała.
Wiadomość o ciąży była dla nas szokiem
– No to siadaj i gadaj – zachęciłam ją.
Usiadła na samym brzegu łóżka jak najdalej ode mnie. Spuściła głowę i milczała.
– Asia, skarbie, no, mów. Im dłużej milczysz, tym trudniej ci będzie zacząć. No i im dłużej nic nie mówisz, tym bardziej się boję, że stało się coś złego.
– Jestem w ciąży! – wyrzuciła wreszcie z siebie i wybuchnęła płaczem.
Zobacz także
Kompletnie zgłupiałam. Moja córka miała dopiero siedemnaście lat! Nie, to niemożliwe, to nie może być prawda, to na pewno jakieś kosmiczne nieporozumienie.
– Kochanie, spokojnie… – najpierw mocno ją przytuliłam. – Może tylko tak ci się wydaje? Zrobiłaś test ciążowy?
– Zrobiłam. Wyszedł pozytywny, więc poszłam do ginekologa. Jestem w ciąży.
– O kur… – wyrwało mi się.
A więc to prawda: moje nastoletnie dziecko wpakowało się w kanał.
– Jesteś bardzo zła? – Joasia patrzyła na mnie żałosnym, zalęknionym spojrzeniem.
Aż mi się serce ścisnęło.
– Nie jestem zła, tylko….
– Co ja teraz zrobię, mamo? No, co ja mam robić? Boże, Boże, to koniec!
– To nie koniec. Po prostu musisz podjąć decyzję…
– Ale ja nie wiem!
– Ja bym urodziła. Jednak w tej sprawie tylko ty możesz zdecydować, bo to będzie twoje dziecko. Wiedz, że jakąkolwiek decyzję podejmiesz, ja ci pomogę. Przemyśl wszystko. Nie musisz się z tym spieszyć. Chryste, mam nadzieję, że nie musisz… Który to miesiąc?
– Czwarty.
W tym momencie miałam ochotę ją udusić. Jak mogła tak długo się nie połapać? O tym, skąd się biorą dzieci, mówiłam jej już w przedszkolu, oczywiście stosownie do jej wieku. A gdy zaczęła dojrzewać, często z nią rozmawiałam o sprawach miłości, seksu, antykoncepcji. I po co, ja się pytam? Zresztą wcale nie byłam lepsza. Jakim cudem się nie zorientowałam?
– Wiesz, kto jest ojcem?
– Jak możesz pytać?! Nie jestem latawicą!
Moja córka wpakowała się w poważne kłopoty i nie powinnam bardziej jej dołować.
Aśka zerwała się jak oparzona i uciekła do swojego pokoju. Poniosłam porażkę jako matka, w dodatku zdenerwowałam ciężarną. Było mi wstyd, więc przemogłam się i poszłam pod pokój córki. Zapukałam do drzwi.
– Wynoś się!
– Asiu, przepraszam. Bardzo cię przepraszam. Mogę wejść? Wybacz mi, kochanie…
Odpowiedziała mi ogłuszająca muzyka. Uznałam to za odmowę. Postanowiłam chwilowo dać jej spokój. Niech ochłonie. Zresztą sama potrzebowałam chwili oddechu.
Poszłam do kuchni, żeby zrobić sobie herbatę. Kiedy nastawiałam wodę w czajniku, wrócił z pracy mój mąż.
– Cześć, kochanie – rzekł i cmoknął mnie w policzek.
– Cześć – odparłam machinalnie, zastanawiając się, jak w możliwie delikatny sposób przekazać mu „radosną” nowinę.
Przemek otworzył lodówkę, wyjął z niej kiełbasę i odgryzł solidny kęs. Ten właśnie moment wybrała nasza córka, by wkroczyć do kuchni, rzucić mi wyzywające spojrzenie i dobitnie oznajmić:
– Postanowiłam, że urodzę!
Przemek zakrztusił się kiełbasą. Kiedy udało mu się przełknąć i złapać oddech, krzyknął:
– Co?!
Pogłaskałam go po policzku.
– Wygląda na to, że zostaniesz dziadkiem…
Joasia całkowicie zignorowała szok ojca i rozkazała:
– Mamo, zrób mi jajecznicę. Jestem okropnie głodna.
– Mówi się: proszę. Nic nie zwalnia z zachowania dobrych manier. I sama sobie zrób, jesteś w ciąży, a nie chora czy sparaliżowana.
– To jakiś żart? – zapytał z nadzieją mój biedny mąż. – Jaja sobie ze mnie robicie, tak?
– Niestety, nie. Siadajcie oboje. Chcecie herbaty? Bo woda się gotuje. Uspokójmy się wszyscy i porozmawiajmy.
Zachowywała się tak, jakby chciała stracić dziecko
Przy herbacie wyciągnęliśmy od Asi, kto jest ojcem jej dziecka. Kolega ze szkoły. O rok młodszy! Kiedy pokazała mi jego zdjęcia na Instagramie, załamałam ręce.
Co za dzieciak…
– Czy on wie, że jesteś w ciąży?
– Nie. Zerwaliśmy ze sobą miesiąc temu, bo podejrzewa, że jest gejem.
Biedny Przemek znowu się zakrztusił – tym razem herbatą.
– To lepiej go uprzedź, co się święci – poradziłam do córki, klepiąc dławiącego się męża po plecach. – Jutro porozmawiam z jego rodzicami i…
– Mamo, nie! Oni go zabiją!
– Bez dyskusji.
– No dooobra… – natychmiast ustąpiła.
Chyba widziała, że jestem na skraju wytrzymałości nerwowej i zaraz zacznę kąsać.
Co do kąsania, mało nie doszło do czynów gwałtownych podczas rozmowy z rodzicami Radka (bo tak miał na imię przyszły ojciec mojego wnuka).
– Pani kłamie! – krzyknęła jego matka, kiedy przedstawiłam jej fakty.
– O kasę im chodzi, o kasę! Chcą nas naciągnąć! – pieklił się ojciec chłopaka.
– Mamo, tato, przestańcie! To naprawdę prawda! – młody był bliski łez.
I chociaż wpakował moją córkę w kłopoty, zrobiło mi się go żal.
– Wiem, że dla państwa to szok. Dla mnie i męża także. Ale teraz musimy pomóc naszym dzieciom…
– Wychowałaś puszczalską, to sama sobie radź! – wypaliła mamusia Radka.
– Hola! Licz ze słowami, kobieto! – warknął mój Przemek.
– Sam się licz! Twoja córka uwiodła nieletniego, to karalne! – bluznął tatuś, cały czerwony na twarzy.
Mój mąż mocno zacisnął szczęki, był o krok od wybuchu. Jeszcze tylko tego mi trzeba, żeby pobił tego prostaka – pomyślałam. A na głos powiedziałam:
– Nasza córka też jest nieletnia. Państwa syn skończył piętnaście lat, więc z punktu widzenia prawa nic zakazanego nie zrobiła. Jeżeli nie chcą państwo normalnie porozmawiać i czegoś ustalić, zwrócimy się do sądu o ustalenie ojcostwa i alimenty. A teraz już pójdziemy, do widzenia.
Po tej awanturze postanowiliśmy, że nie będziemy próbować dogadać się z rodzicami Radka, tylko skupimy się na własnej córce. Naprawdę bardzo tego potrzebowała. Chociaż Asia sama zdecydowała, że chce urodzić dziecko – chyba nie wiedziała, że tak naprawdę nie ma już wyboru – to bardzo źle znosiła ciążę. Nie fizycznie, a psychicznie, jakby nie przyjmowała jej do wiadomości.
Nie chciała o siebie dbać. Jadła chipsy, piła colę, jeździła na rolkach, mimo że błagałam ją, by się opamiętała. Tak jakby buntowała się przeciwko temu, co ją spotkało, jakby nie chciała zaakceptować, że jej życie ma się całkowicie zmienić.
Starałam się wpłynąć na nią łagodną perswazją – nie robiłam jej awantur, w myśl zasady, że stres matki szkodzi dziecku. Poza tym było mi jej też żal. Widziałam, że nie jest gotowa na los, jaki sobie zgotowała. Miałam nadzieję, że po porodzie to się zmieni, że dojrzeje. Poczuje instynkt macierzyński i odnajdzie się w nowej roli.
Niestety, byłam w błędzie.
Asia urodziła córkę. Dała jej na imię Weronika. Maleńka była zdrowa i śliczna jak z obrazka. Jednak jej własna matka pozostawała całkowicie obojętna na ten urok. Na samym początku bardzo dużo pomagałam przy opiece nad noworodkiem: przewijałam, kąpałam, usypiałam. Próbowałam też uczyć Asię, jak ma się zajmować córką, jednak nie była zainteresowana. Kiedy zorientowałam się, że z premedytacją przerzuca na mnie swoje rodzicielskie obowiązki, zbuntowałam się i przestałam rwać się z pomocą. I tak kiedy słyszałam dobiegający z pokoju Asi płacz dziecka, nie biegłam sprawdzić, co się dzieje. Jednak to nic nie dawało, bo wtedy moja córka krzyczała na cały dom:
Dobrze, zrobimy tak, że nie będziesz się nią zajmować
– Mamoooooo!
Zazwyczaj szłam do niej i pytałam, o co chodzi, a ona odpowiadała z nadąsaną miną coś w stylu:
– Przewiniesz Werkę? Ryczy… Jezu, pewnie znowu się sfajdała.
– Nie. Sama to zrób.
– Ale ja się uczę. Prooooszę, przewiń ją!
– Aśka, to jest kilka minut.
Wstawała niechętnie.
– Tylko potem się nie czepiajcie, jak nie zdam matury! Skoro obesrane pieluchy są ważniejsze niż sprawdzian!
– Potrzeby dziecka są ważniejsze niż sprawdzian – kwitowałam i wychodziłam.
Potem, zamknięta w pokoju, ze ściśniętym sercem słuchałam rozpaczliwego płaczu mojej wnuczki. Asia nie potrafiła jej uspokoić, ale uznałam, że musi się tego nauczyć.
Takie sytuacje powtarzały się po kilka razy dziennie.
Z biegiem tygodni było coraz gorzej: Asia zaczęła ewidentnie zaniedbywać Weronikę. Raz, kiedy mała płakała ponad godzinę, nie mogłam już tego wytrzymać i wpadłam do pokoju córki. Okazało się, że Asia siedziała na łóżku ze słuchawkami na uszach i smartfonem w ręce. Celowo puściła muzykę na cały regulator, żeby zagłuszyć małą.
Zagryzłam zęby, wzięłam Weronikę do siebie, przewinęłam ją, nakarmiłam – momentalnie się uspokoiła i zasnęła.
Po tym incydencie skapitulowałam i zaczęłam na powrót zajmować się wnuczką. Asia nie kryła, że jest jej to na rękę. Dla niej ważniejsze od dziecka były imprezy ze znajomymi i nauka. Bo przyznaję, uczyła się dużo, jak nigdy wcześniej. Przyszło mi do głowy, że moja córka cierpi na depresję poporodową i że może jakieś tabletki wyciągną ją ze stanu wiecznej frustracji oraz sprawią, że wreszcie pokocha swoje dziecko.
Zabrałam córkę do lekarza. Po wielu badaniach i rozmowach z psychologiem oraz z psychiatrą nie wykryto u niej depresji ani żadnych innych nieprawidłowości.
Ona po prostu nie chciała być matką.
Kiedy patrzyła na swoją córeczkę, w jej spojrzeniu nie dostrzegałam cienia czułości – tylko niechęć. A nie ma żadnego leku na brak miłości rodzicielskiej…
Tymczasem, niespodziewanie, zaczął przychodzić do nas Radek. Przez całą ciążę Joasi nie mieliśmy z nim i z jego rodziną żadnego kontaktu. Darowaliśmy ich sobie, żeby się niepotrzebnie nie denerwować. W szpitalu Asia podała informację, że „ojciec jest nieznany” i tak też widniało w dokumentach Weroniki. Uznaliśmy, że żadne alimenty nie są warte użerania się z tą koszmarną rodzinką.
Aż tu któregoś dnia zadzwonił dzwonek do drzwi. W progu stał Radek, nerwowo przestępując z nogi na nogę.
– Dzień dobry – przywitałam go oschle.
– Dzień dobry pani. Czy mógłbym zobaczyć dziecko? Kupiłem mu prezent.
Wyciągnął przed siebie kolorowy karton. Rzuciłam okiem: jakaś gra edukacyjna. Dla niemowlęcia! Z trudem pohamowałam cisnące mi się na usta złośliwe uwagi.
W końcu chłopak chciał dobrze.
– Proszę, wejdź.
Wszedł z niepewną miną, jakby spodziewał się, że zostanie przez nas zlinczowany.
Nic takiego mu nie groziło, mój mąż był w pracy, a Joasia na randce. Ja zaś, wbrew sobie, poczułam do niego przypływ sympatii. A kiedy wziął na ręce Weronikę i zobaczyłam na jego twarzy przejęcie oraz autentyczne wzruszenie, postanowiłam dać mu szansę.
– Jaki on jest fajowy! Uśmiechnął się do mnie, widziała pani?
– Ona. To dziewczynka.
– O, ale super!
– Weronika.
– O, ale super. Proszę pani, czy ja… – umilkł, speszony.
– No co?
– Czy ja bym mógł do niej przychodzić?
Pokiwałam głową, na co Radek spontanicznie mnie uściskał i pocałował w policzek.
Totalnie mnie tym ujął i rozproszył resztki rezerwy, jaką wobec niego czułam. Choć szczerze mówiąc, myślałam, że szybko mu się znudzi tatusiowanie i odwiedzanie niemowlaka. Przyjdzie kilka razy, potem sobie odpuści.
Ni to ojciec, ni to starszy brat…
Ale o dziwo przychodził codziennie. Przynosił też prezenty i pieniądze – zarobione na roznoszeniu ulotek, odkładane z kieszonkowego i tak dalej. Prosił, żebym kupowała za nie Weronice to, czego jej potrzeba. Przyjmowałam te z serca dawane grosze, bo wiedziałam, że to dla niego ważne, że chciał choć w małej części wziąć na siebie odpowiedzialność za dziecko, które spłodził. Rodzice mu w tym nie pomagali.
Kiedy już przestał się mnie bać i wstydzić, zwierzył mi się, że rodzice zakazali mu jakichkolwiek kontaktów z naszą rodziną. Nie byłam zachwycona tym, że przychodzi do nas w tajemnicy, ale w końcu machnęłam na to ręką – miałam na głowie większe problemy.
Na przykład rosnącą niechęć Asi wobec Weroniki.
Mimo że wzięłam małą na stałe do swojego pokoju i Asia w ogóle nie musiała się nią zajmować, dziecko i tak jej przeszkadzało. Na przykład kiedy płakało w nocy.
– Czy ona nie może się zamknąć?! Ja chcę spać!
– Nie krzycz. Ząbkuje. Boli ją, dlatego płacze.
– A mnie już boli głowa od jej wrzasku!
– Aśka, na Boga, opamiętaj się. To jest dziecko.
– Nienawidzę jej! Zmarnowała mi życie!
Wtedy nie wytrzymałam i po raz pierwszy w życiu uderzyłam swoją córkę w twarz.
Była w szoku.
– Jak możesz? Sama się na ten świat nie pchała. To twoja zasługa. Więc wiń siebie, nie ją! – krzyknęłam, lecz Aśka nie zamierzała być logiczna.
– Mam przez nią rozstępy na brzuchu! Kto mnie zechce taką brzydką? Już nigdy nie ułożę sobie życia! Wszystko to jej wina, zniszczyła mnie! – lamentowała.
Wprost nie mogłam uwierzyć, że moja rodzona córka jest tak płytka i bezduszna. Była już pełnoletnia, a zachowywała się jak rozkapryszona trzylatka.
– Zamknij się. Nie chcę tego słuchać. Weronika nie zniszczyła i nie zniszczy ci życia. Skoro nie chcesz być jej matką, adoptuję ją. A ty będziesz wolna jak ptak i będziesz mogła robić, co chcesz – zdecydowałam.
– Naprawdę?! Mamuś, dzięki! Tak będzie najlepiej dla wszystkich.
Rzuciła mi się na szyję. Miałam ochotę ją odepchnąć, ale powstrzymałam się – była moim dzieckiem i mimo wszystko wciąż ją kochałam.
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Wraz z mężem adoptowaliśmy Weronikę.
Dziś mała ma już dwa lata.
To do mnie mówi „mama”. Asia po maturze wyjechała na studia do Warszawy – rzadko do nas dzwoni, jeszcze rzadziej przyjeżdża. Kiedy już się zjawia, traktuje Weronikę jak powietrze. Nie potrafię się z tym pogodzić, po prostu nie umiem jej tego wybaczyć.
Za to Radek został praktycznie nowym członkiem naszej rodziny. Nie jest dla Weroniki ojcem, raczej kimś w rodzaju starszego brata, a my traktujemy go jak syna. Tak oto stworzyliśmy dosyć nietypowe stadło: dziadkowie udający rodziców, ojciec – brat… Ale najważniejsze, że się kochamy i jesteśmy blisko. Może kiedyś Asia zrozumie, co traci, i do nas dołączy…
Roma
Zobacz także:
- „Zaszłam w ciążę z najlepszym przyjacielem męża. Do końca życia będę żyła w strachu, że się wyda”
- „Zaszłam w ciążę tuż przed studiami. Kocham swoje dziecko, ale jest mi żal straconych szans i marzeń”
- „Lekarz powiedział, że jestem bezpłodna. Gdy zdecydowałam się na adopcję, stał się cud i... zaszłam w ciążę”