Reklama

Zaniepokoiła mnie dziwna w naszym domu cisza. Jeszcze przed chwilą słyszałam, jak moje dziewczynki przekomarzają się, rozstawiając lalczyny serwis do herbaty, a teraz zamilkły. Przestraszyłam się. Czy coś się stało? Wciąż jeszcze nie mogłam pozbyć się niepokoju o Natalkę, chociaż lekarze zapewniali, że jej serduszko pracuje normalnie. Rzuciłam obieranie jarzyn i wstrzymując oddech, zajrzałam do pokoju dzieci. Leżały na podłodze głowami do siebie, zawzięcie coś rysując, każda na swojej kartce. Nie zauważyły mnie. Spod ręki starszej, Julki, wychodziły całkiem udane figurki ludzików, młodsza naśladowała ją, wysuwając pracowicie język. Od kiedy nauczyła się chodzić, robiła wszystko to, co siostra.

Reklama

Przedtem… Niechętnie wróciłam myślą do tamtego najtrudniejszego roku w naszym życiu. Podczas gdy Jarek i ja wciąż zastanawialiśmy się, jak przygotować naszą jedynaczkę Julię na przybycie nowego członka rodziny, babcia załatwiła to jednym zdaniem:

– Będziesz miała siostrzyczkę, cieszysz się? Dobrze jest mieć rodzeństwo, prawda? – dopytywała malutką.

– Nie! – Julka spojrzała spode łba i na dodatek tupnęła nogą.

– Dlaczego? – zdumiała się babcia.

– Ja nie ciem! – w oczach Julki natychmiast ukazały się łezki.

Była jeszcze bardzo malutka, ale szybko uczyła się, jak owinąć sobie rodzinę dookoła palca. Teraz też chciała postawić na swoim…

– Będą kłopoty – mruknął pod nosem Jarek. – Dużo czytałem o zazdrości między rodzeństwem, mam wrażenie, że nasza Julia nie odda łatwo palmy pierwszeństwa.

– Musimy jej pomóc zaakceptować siostrzyczkę, oswoić z sytuacją – zniżyłam głos, żeby Julia nie usłyszała.

Po porodzie nie mogłam jej nawet przytulić!

Mieliśmy najlepsze chęci, ale życie potoczyło się inaczej. Na połówkowym usg lekarz nagle zamilkł i powtórnie przejechał głowicą po miejscach, które zdawałoby, się już obejrzał. Potem zalecił dodatkowe badanie – usg serca.

– Coś nie w porządku z jej serduszkiem? – przestraszyłam się, a mała, bezbłędnie odczuwszy mój lęk, wykonała w brzuchu salto.

– Za wcześnie wyrokować, echo serca rozstrzygnie wątpliwości. Proszę być dobrej myśli – usłyszałam.

Natalka miała wadę serca i jeszcze przed porodem została zakwalifikowana do operacji, która miała nastąpić w pierwszej dobie jej życia. Byliśmy w rozpaczy, nie mogliśmy nic zrobić. Trzeba było czekać. Babcia, żeby mnie odciążyć, wzięła na siebie opiekę nad Julką, ja nie miałam do niczego głowy. Jarkowi wszystko leciało z rąk. Oczywiście w tej sytuacji plan rozsądnego przygotowania Julii do przyjęcia nowej siostrzyczki wziął w łeb. Nie mogliśmy rozmawiać z małą o dziecku, które miało tak nikłe szanse na życie. Skupiłam się wyłącznie na Natalii, chwilowo bezpiecznej w moim brzuchu, starałam się przelać w nią siłę, zaklinałam, żeby wytrwała, została z nami.

– Cio tam masz?

Nie zauważyłam, że Julka od kilku dni bacznie mnie obserwuje. Tamtego dnia podeszła i pierwszy raz oparła rączki na moim brzuchu. Natalka, zupełnie jakby chciała się popisać, kopnęła z całych sił. Julka odskoczyła zdziwiona, ale ciekawość przyprowadziła ją z powrotem.

– To twoja siostrzyczka, na razie ukryła się w moim brzuszku, ale niedługo wyjdzie – powiedziałam przez ściśnięte gardło.

To mogła być taka piękna chwila! Mącił ją strach o życie dziecka, który nie pozwalał mi oddychać.

– Jak wyjdzie, pobawię się z nią – obiecała łaskawie Julka.

Bóle porodowe zaskoczyły mnie w nocy

Obudziłam Jarka, i pojechaliśmy do szpitala, zostawiając Julkę pod opieką babci. Natalia nie kazała na siebie długo czekać. Wszystko poszło gładko i po trzech godzinach usłyszeliśmy płacz naszej córeczki. Głos miała mocny, głośno oznajmiała swoje przybycie na świat. Nie zdążyłam się nią nacieszyć, bo zaraz zabrano ją na oddział neonatologii. Czekała na nią sala operacyjna i zespół lekarzy.

– Mała jest w najlepszych rękach, niedługo ją pani zobaczy – położna pochyliła się nade mną, patrząc mi prosto w oczy – Proszę mi wierzyć.

To były tylko słowa. Gdybym mogła im zaufać! Lęk o życie dziecka rozpalił się we mnie z nową siłą, podsycaną przez obudzony instynkt macierzyński. Chciałam przytulić ją, opiekować się nią, ale rozdzielono nas, a ja bałam się, że na zawsze.

Natalię operowano w pierwszej dobie życia, zaraz po urodzeniu. Powiedziano nam, że zabieg się udał, ale dziecko musi odpocząć.

– Chcemy ją zobaczyć – poprosił Jarek, trąc ręką dwudniowy zarost. Miał przekrwione oczy i wyglądał jak kupka nieszczęścia. Towarzyszył mi podczas porodu, potem też nie opuścił szpitala ani na krok.

– Państwa córeczka jest w inkubatorze, ciągle ją monitorujemy – wyjaśnił lekarz. – To nie będzie przyjemny widok, ale najgorsze już minęło.

Okazało się, że w opłucnej dziecka zebrała się woda, rokowania wciąż były korzystne, lecz już nie tak dobre jak przedtem. Moja rozpacz nie miała granic, nie potrafiłam się pozbierać, nie widziałam światła w tunelu. Wtedy Jarek podjął decyzję:

– Zawiozę cię do domu – powiedział, nie mogąc patrzeć na moje łzy – Julka czeka na ciebie, musisz się nią zająć.

– Chcę zostać… – zaprotestowałam.

– Wrócimy tu – obiecał Jarek.

Mama i tata są ważni, ale starsza siostra to jej idolka

Ledwie stanęliśmy w progu, na spotkanie wybiegła nam Julka.

– Mama! – przytuliła się stęskniona.

Zamknęłam ją w mocnym uścisku, łzy moczyły włoski dziecka. Julka odsunęła się i przyjrzała mojej twarzy.

– Dlaczego płaces? – spytała.

– Bo twoja siostrzyczka, Natalka jest chora – mąż kucnął koło małej, patrząc jej uważnie w oczy.

Julia poczuła się ważna i doceniona.

– Marysia tes była chora, ale jus można się z nią bawić – oznajmiła, wspominając przeziębienie swojej koleżanki z piaskownicy.

– Natalia też wyzdrowieje – zapewnił ją, a może nas obie, Jarek.

– Tak, jutro – orzekła Julka, dla której pojęcie czasu obejmowało jedynie kolejny dzień.

Tyle było pewności w jej głosie, że nagle i ja uwierzyłam. Jakby mała dziewczynka miała dar przepowiadania przyszłości. Natalka będzie zdrowa. Na pewno.

– Nie tą kredką. Ta będzie dobra – Julia wyjęła Natalce z łapki kolorowy ołówek i podała inny.

Mała jak zawsze zaakceptowała jej wybór bez protestów. Kiedy przywieźliśmy ją ze szpitala, Julia zainteresowana żywą lalą nie odstępowała małej na krok. Wisiała nad nią na szczebelkach łóżeczka, gadając bez ładu i składu, zaglądała do wózka.

Natalia wodziła za siostrą wzrokiem, a później uśmiechała się na widok siostry, wydmuchując entuzjastycznie bańki śliny.

– Pierwsze słowo Natalki to będzie „Julka” – śmiała się babcia, widząc jak raczkujący berbeć wołając głośno „ta-ta-ta”, podąża wytrwale za ruchliwą jak srebro siostrą.

Chciała być wszędzie tam, gdzie Julka, chodziła za nią jak piesek. Po wadzie serca nie został żaden ślad, mała rosła jak na drożdżach, najwyraźniej próbując nie pozostać w tyle za swoją idolką. Jula objęła nad nią patronat, o czym przekonałam się niedawno, na imieninach babci. Rodzina siedziała przy stole, dzieci bawiły się w pokoju obok. Usłyszałam ich podniesione głosy i poszłam załagodzić konflikt.

– Natalka wcale nie jest za mała, żeby się z nami bawić! – wykłócała się z kuzynami Julia. – Jak ona się nie bawi, to ja też! Sami sobie grajcie!

Wobec takiego argumentu Natka została dopuszczona do elitarnego grona, i dzieci oddały się zabawie.

– Nie ma to jak starsza siostra, zawsze utoruje drogę wśród raf życia – powiedział wtedy Jarek, który uciekł od stołu, żeby popatrzeć co u dzieci.

Weszłam do pokoju dziewczynek i spojrzałam na malowidła. No tak. Znowu. Młodsza córeczka narysowała naszą rodzinę. Nie miała wielkiego talentu malarskiego, ale mnie i Jarka narysowała najstaranniej, jak umiała, dość pewną kreską. Jednak to Julce dostało się wszystko, co najlepsze. Ukochana siostra stąpała po ukwieconej łące, a jej złote loki sięgające pasa oraz niezwykle długie rzęsy hojnie oświetlało nadnaturalnych rozmiarów słońce. Tak ją widziała Natalia, wpatrzona w nią młodsza siostra.

Lidia, 36 lat

Czytaj także:

Reklama
  • „Mąż zmusił mnie, żebym posłała syna do szkoły o rok wcześniej. Teraz mały cierpi, bo dzieci z niego kpią”
  • „Mój 10-letni syn wykradał mi pieniądze z portfela i zamiast się przyznać, uciekł z domu. Nie potrafię ponownie mu zaufać”
  • „Moja siostra rozpuszcza bratanicę drogimi prezentami, bo nie ma własnych dzieci”
Reklama
Reklama
Reklama