Reklama

Marcinek przez cztery miesiące był oczkiem w głowie pracowników Kliniki Neonatologii i Intensywnej Terapii Noworodka Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Gdy opuszczał oddział, nie zabrakło łez wzruszenia.

Reklama

Matka zostawiła go w szpitalu

Jego biologiczna mama podjęła decyzję od razu. Uznała, że nie chce dziecka. Po sześciu tygodniach zgodnie z przepisami stawiła się w sądzie i oświadczyła, że zrzeka się praw rodzicielskich. Od tej pory chłopiec mógł trafić do nowej rodziny, ale okazało się, że jeszcze wiele tygodni spędził w szpitalu. Jedno jest pewne: w tym czasie nie groziło mu nic złego.

Położne go tuliły i dosłownie nosiły na rękach

Położne robiły wszystko, by Marcinkowi nie zabrakło bliskości, poczucia bezpieczeństwa i pewności, że jest bardzo ważny.

„Przytulany, noszony na rękach, rozpieszczany przez cały personel. Jak mówią panie położne, maluch nie schodził z rąk, no, chyba że na spanie. Ba, był wożony nawet na spacery — wózeczkiem po klinice. Panie kupowały mu pampersy, przynosiły ubranka po swoich dzieciach, na Wielkanoc kupiły mu ubranko, w którym wyglądał jak mały zajączek” – mówi Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzeczniczka szpitala.

Nowa rodzina, nowy dom Marcina

To pracownicy kliniki skontaktowali się z ośrodkiem adopcyjnym. Wypełnili dokumenty i dopilnowali wszelkich procedur. Mimo przywiązania do maluszka wszystkim zależało, by możliwie szybko odnalazł prawdziwą rodzinę.

Udało się. Po czterech miesiącach Marcinka odebrali ze szpitala nowi rodzice. Jak zapewniają świadkowie ich spotkania z chłopcem, to była miłość od pierwszego wejrzenia.

Źródło: poranny.pl

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama