„Była synowa robi wszystko, by wnuki o mnie zapomniały. Naciągnęła mojego synka na alimenty, a ode mnie oczekuje przeprosin”
Co ja jej takiego zrobiłam, że teraz się mści? Przecież pomagałam jej, ile mogłam… Chociaż mój Janek twierdzi, że to wcale nie była pomoc, a wtrącanie się…
- redakcja mamotoja.pl
Ja rozumiem, że jak się ludzie rozwodzą, to dlatego, że w ich małżeństwie dzieje się źle. Tak źle, że nie mogą już ze sobą wytrzymać. Naprawdę to rozumiem. Tak właśnie było w przypadku mojego syna i synowej. Najpierw spadła na nich wielka miłość, a potem przyszło życie. Jedno dziecko, drugie, praca, dom… Coś zaczęło się kruszyć, sypać, aż całkiem się rozpadło.
Nieba chciałam im uchylić, a nie usłyszałam nawet „dziękuję”
Próbowałam ich wesprzeć w walce o małżeństwo, bo kto inny miał to robić? Rodzice Marleny, których do dziś nie poznałam? Tak się życiem córki interesowali. Zajmowałam się wnukami, żeby mieli czas odpocząć i pobyć razem, i wcale nie liczyłam na wielkie podziękowania, zwykłe „dziękuję” by wystarczyło… Ale żebym uwag i pretensji musiała wysłuchiwać?
Troje dzieci wychowałam, wyprowadziłam na ludzi, a nagle przy wnukach wszystko robię źle? No nic, kłócić się nie będę. Zamiast tego starałam się z nimi rozmawiać, znaczy z synem i synową. Chciałam im pomóc w rozwiązaniu tych wydumanych konfliktów, które się między nimi pojawiały i urastały do rangi katastrof, choć przecież to były tylko drobne nieporozumienia. Nie takie rzeczy się przeżyło, nie z takim kłopotami brało się za bary… Dobrze chciałam i za swoje chęci od obojga usłyszałam, że wtrącam się w nie swoje sprawy i mam przestać.
Jak to nie moje? I Kamila, i Marlenę traktowałam jak swoje dzieci i równo ochrzaniałam, starając się przywrócić do pionu.
– Niechże się mama wreszcie przestanie wtrącać, bo mam już tego po dziurki w nosie! – warknęła któregoś dnia Marlena. – Tylko pogarsza mama sytuację. Nic do mamy nie dociera, żadne prośby. Oboje z Kamilem mamy tego dosyć!
Ależ mi się zrobiło przykro. Takie słowa za moją szczerą intencję pomocy? Za chwilę usłyszę, że to przeze mnie się rozwiedli!
Była synowa w sądzie walczyła jak lwica o każdy grosz
Bo w końcu, po wielu miesiącach wojen, Kamil złożył pozew o rozwód. Walka w sądzie też była zacięta. O to, czyja to była wina, o alimenty, o kontakty z dziećmi, o podział majątku. Odchorowałam to mocno, bo uważałam, że takie rzeczy powinno się załatwić między sobą, a do sądu pójść tylko po papierek. Bez publicznego prania brudów, bez wywlekania intymnych sekretów. Marlena nie miała jednak wstydu – walczyła jak lwica o każdy grosz alimentów, o jak największą część majątku i jak najkrótsze kontakty ojca z dziećmi, bo ponoć mój Kamil nie umiał się nimi zająć.
– Skoro ja też nie potrafię, widać to u nas rodzinne… – westchnęłam, gdy mój syn wrócił przybity z sądu, z terminem kolejnej rozprawy zamiast z wyrokiem, który by poświadczył, że wreszcie się uwolnił od tego całego stresu.
– Przecież jestem ich ojcem! No owszem, prawie się nimi nie zajmowałem, ale to nie znaczy, że bym nie umiał! – unosił się. – Tyle że nie mam na to dowodów…
W końcu cyrk z rozwodem się skończył, wszystko zostało ustalone i obydwoje byli wolnymi ludźmi. Dzieci zamieszkały z Marleną, a Kamil mógł je brać do siebie na dwa weekendy w miesiącu. Sądziłam, że tak jak kiedyś będę mogła odbierać maluchy z przedszkola. Gdyby były u nas w domu, Kamil mógłby je częściej widywać. To był mój mały sekretny plan, ale spotkała mnie przykra niespodzianka. Marlena nie wyraziła zgody.
Chciałam pomóc, a ona traktuje mnie jak wroga
– Ciekawe, gdzie byłaś, gdy trwał rozwód? – burknęła tylko.
Nie skomentowałam tego przejścia na ty, z drugiej strony „mama” też brzmiałoby niezręcznie w obecnej sytuacji. Chyba lepiej po imieniu niż per pani, pomyślałam.
– Półtora roku dzieci czekały – kontynuowała nieprzyjemnym tonem Marlena – aż babcia z dziadkiem się do nich odezwą, gdzieś zabiorą na spacer… Zosia, czekając, zdążyła pójść do pierwszej klasy, czego nie raczyłaś zauważyć. Teraz mi proponujesz pomoc? Przydałaby się w trakcie kompletowania wyprawki szkolnej. Teraz mam alimenty i pieniądze na opiekunkę, która będzie szanować moje decyzje.
– A niby kiedy ja nie szanowałam twoich decyzji?! – podniosłam głos, bo ciśnienie już mi skoczyło. Sądziłam, że Marlena, jako samotna matka, przyjmie moją pomoc z ulgą.
– Szybko zapominasz… Ile razy prosiłam, żeby nie karmić dzieci słodyczami, póki nie skończą trzech lat? Posłuchałaś? Gdzie tam. Jeszcze kazałaś im nic mi nie mówić. Mam być wdzięczna za to, że uczysz moje dzieci oszukiwania rodziców?
– Ale… one chciały… one potrzebują…
– A gdy prosiłam, by nie karmić ich przy włączonym telewizorze, wzięłaś to pod uwagę? Nie. Więc potem był problem z każdym posiłkiem. Nie masz pojęcia, ile pracy mnie kosztowało oduczenie ich jedzenia przy bajkach. Nie chcę ryzykować, że w jeden dzień zaprzepaścisz mojej wysiłki.
Takiej bezczelności się nie spodziewałam
– Nie tylko ty decydujesz o dzieciach! – czepiłam się ostatniej deski ratunku. – To też dzieci Kamila!
– Oczywiście. Normalnie zasłużył na pomnik, że sobie o tym przypomniał w trakcie rozwodu. Byłoby jeszcze milej, gdyby zajmował się nimi rzetelnie w co drugi weekend, skoro tak mu na tym zależało. I jeśli łaska, przypomnij mu, że już drugi miesiąc zalega z alimentami, a dzieci muszą jeść codziennie!
Miałam nadzieję, że zmieni zdanie, jak wszystko przemyśli. Niestety…
– Jak… jak… możesz? – zapowietrzyłam się z oburzenia.
To było dla mnie nie do pomyślenia, żeby odzywać się w ten sposób do starszej osoby, ale widocznie, skoro przestałyśmy być już teściową i synową, Marlena miała gdzieś wszelkie konwenanse. Darowałam jej to samowolne „tykanie”, by nie zadrażniać sytuacji, ale takiej bezczelności się nie spodziewałam. Choćby dla dzieci jakieś pozory powinnyśmy chyba zachować.
Nie zdaniem Marleny. Zadzwoniłam do niej z prośbą, by nazajutrz przywiozła do nas wnuki, bo akurat wypadają moje urodziny, będzie tort, świeczki… Odmówiła natychmiast. Nawet się nie zawahała.
– Weekend Kamila wypada za półtora tygodnia, wtedy może zabrać do was dzieci – oświadczyła sucho.
– Ale to już będzie dawno po moich urodzinach! – jęknęłam do słuchawki. – To niesprawiedliwe!
– Życie jest niesprawiedliwe, w tym wieku powinnaś się już nauczyć – powiedziała i rozłączyła się. Złośliwa, zapiekła…
Takich urodzin się nie spodziewałam
Miałam nadzieję, że zmieni zdanie, kiedy wszystko przemyśli. Napisałam jej wiadomość, że tęsknimy za dziećmi i bardzo byśmy chcieli je widywać, nie tylko w te weekendy, kiedy Kamil się będzie nimi zajmować. Nawet nie odpisała. Liczyłam naiwnie, że mimo wszystko przywiezie do nas wnuki, że serce jej zmięknie, dlatego przygotowałam małe przyjęcie i po parę groszy z naszych skromnych emerytur…
Niestety. Spędziliśmy moje urodziny tylko we dwoje. Nigdy nie zwykłam ich hucznie obchodzić, bo kobieta nie ma powodów, by chwalić się wiekiem. A w tym roku… Siedzieliśmy z Janem w domu jak na szpilkach, podskakując na każdy szelest za drzwiami, czekając na dźwięk dzwonka. Chodziłam od okna do okna, wyglądając niebieskiego auta Marleny, z którego wysiądą wnuczęta z laurkami. Na próżno.
To były najsmutniejsze urodziny w całym moim życiu. Nawet dzień babci, a potem dziadka były weselsze, choć też bez obecności wnucząt. W tym czasie akurat wypadał weekend Kamila i syn już przypilnował, by dzieci do nas zadzwoniły – skoro już przyjść nie mogły, bo Kamilek był zbyt zmęczony – i przesłały nam całuski oraz życzenia. A teraz…
Chlipałam i skarżyłam się cały tydzień, a Janek co? Zamiast mnie pocieszać, wziąć moją stronę, jeszcze mnie dobił.
– Nie płacz nad rozlanym mlekiem, tylko pomyśl, jak je posprzątać. Jak ją do nas przekonać.
– Kogo? Marlenę? My ją mamy przekonywać? Oszalałeś?! – obruszyłam się. – Może jeszcze przeprosiny na piśmie wystosować?!
– Nie zaszkodziłoby. W końcu to nam bardziej zależy. Ona sobie świetnie bez nas radzi, i wcale się nie dziwię, że ma opory, by dać nam dzieci pod opiekę. Nawet dla mnie to wyglądało, jakbyś celowo robiła Marlenie na złość. Albo kompletnie ją ignorowała.
– Ja?! Zmówiłeś się z nią czy…
– Tyle razy cię prosiła – wszedł mi w słowo – żeby nie słodzić dzieciom soków, kaszek i nie włączać bajek przy jedzeniu. Żeby nie dawać im słodyczy tuż przed powrotem do domu, bo potem nie chciały jeść kolacji i budziły się głodne w środku nocy.
Mąż wziął stronę synowej. Może ma rację...
Słuchałam i własnym uszom nie wierzyłam. Obudził się, pan szanowny, i kazanie mi prawi! Zawsze milczał, wycofany, siedząc na kanapie albo w fotelu, jakby miał wszystko w nosie. A teraz…
– Ty mówiłeś? Niby kiedy?
– Nie pamiętasz, bo puszczasz mimo uszu wszystko, czego nie chcesz słyszeć. Wiele razy ci mówiłem, żeby zadzwonić do Marleny w trakcie rozwodu, trochę jej pomóc, odciążyć. Została sama z dwójką dzieci, nasz syn kłócił się o każdą złotówkę alimentów, jakby to nie jego dzieci były… Ale mnie zakrzyczałaś, że to są ich sprawy i skoro Marlena się wyprowadziła z dziećmi, to niech sobie radzi. Więc sobie poradziła. Trzeba było wtedy myśleć o wnukach, trzeba było o nich myśleć cały czas, a nie od wielkiego dzwonu. Rodzicem też się jest dwadzieścia cztery godziny na dobę, a nie tylko od święta I powiem ci, że wstydzę się za Kamila, że o własne dzieci dba, jak mu się przypomni. Raz na dwa tygodnie je zobaczy i to mu wystarczy? Kpina! Sam też się wstydzę, że wam na to pozwoliłem, więc też jestem winny. Wcale się Marlenie nie dziwię, że nie chce mieć z nami nic wspólnego. Od jakiegoś czasu myślę, jak ją za to wszystko przeprosić. Może wtedy nam wybaczy i pozwoli widywać się z dziećmi. Gdy poczuje, że naprawdę ją szanujemy. Więc, zamiast użalać się nad sobą i wyrzekać na nią, myśl ze mną, jak to naprawić!
Zamknęłam się w kuchni, nie mogąc tego dalej słuchać. Aż mnie policzki paliły, aż się cała trzęsłam. Znalazł się, znawca kobiecej psychologii! Większość dorosłego życia spędzał w pracy, a potem zalegał z gazetami na kanapie. I nagle na stare lata stał się specjalistą od wychowywania dzieci i relacji w rodzinie! Paradne.
Więc skąd te rumieńce, skąd to palące uczucie w duszy? Może jednak warto spróbować jego sposobu? Może wtedy wnuki o nas nie zapomną?
Bożena, lat 59
Zobacz też:
- „Synowa wychowuje mojego wnuka na życiową kalekę. Wszystkiego mu zabrania. Babcia pozwoliła mu się wyszaleć”
- „Mąż obraził się na córkę, kiedy zaliczyła wpadkę. Nie rozmawiali miesiącami. Teraz nie widzi świata poza wnuczką”
- „Przyjaciółka chciała mi oddać swoje dziecko. Powiedziała, że nie jest gotowa na bycie matką”