„Miesiąc po powrocie z Anglii okazało się, że jestem w ciąży. Zostałam sama z problemem...”
„Zrobiłam test o czwartej nad ranem. Na widok dwóch kresek całe życie przebiegło mi przed oczami, jakbym miała umrzeć. Nie dostrzegłam w tym życiu niczego, co dawałoby, chociaż cień szansy na to, że będę dobrą matką. Zostałam sama z problemem".
- redakcja mamotoja.pl
– No i koniec z imprezami oraz dziwnymi znajomościami, młoda damo – dodała Kamila.
Spojrzałam na nią spode łba, ale nie odezwałam się słowem. Zacisnęłam zęby. Narozrabiałam i nie miałam prawa okazywać złości.
Zaczęłam pracować w kawiarni jako kelnerka. Połowę pieniędzy miałam oddawać tacie, a Kamila kontrolowała mnie jak małolatę. Nie była szczęśliwa z takiego układu, ale ojcu on najwyraźniej odpowiadał. Usunął się na bok, jakby wreszcie dał za wygraną w walce o naprostowanie swojej wyrodnej jedynaczki. Niech teraz Kamila spróbuje.
Pocieszałam się tylko tym, że gorzej już chyba być nie może…
W jednej chwili moje nowe życie się zawaliło
Miesiąc po powrocie z Anglii odkryłam, że jestem w ciąży. Zrobiłam test o czwartej nad ranem. Na widok dwóch kresek całe życie przebiegło mi przed oczami, jakbym za chwilę miała umrzeć. Co gorsza, nie dostrzegłam w tym życiu niczego, co dawałoby, chociaż cień szansy na to, że będę dobrą matką. Co do Pawła stanowił jeszcze gorszy materiał na ojca niż ja na matkę. Nawet gdybym wiedziała, gdzie aktualnie przebywa, nie poprosiłabym go o pomoc. Gotów byłby sprzedać dzieciaka, gdyby dostrzegł w tym biznes.
Mama? Nasze relacje wyglądały fatalnie, z mojej winy oczywiście, bo wciąż jak dziecko się na nią dąsałam z powodu rozwodu. Zostałam sama z problemem. Usiadłam na zimnej łazienkowej podłodze, próbując opanować nagły atak paniki. Brakowało mi tchu, a moje serce waliło jak młotem.
To koniec. Ojciec wyrzuci mnie na bruk, a Kamila zatrzaśnie drzwi.
Tak czy siak, musiałam im powiedzieć. Zbierając się na odwagę, nie mogłam jeść ani spać. Kamila od razu się zorientowała, że mam jakiś problem, ale czekała, aż sama wyznam wszystkie winy.
Odważyłam się przyznać w weekend. Tata pił właśnie piwo i z zadowoleniem oglądał film. W przerwie reklamowej usiadłam obok niego i po prostu wypaliłam:
– Jestem w ciąży.
Tata wstał i bez słowa wyszedł na taras. Nie ruszałam się z miejsca, obserwując, jak patrzy w niebo. Zastanawiałam się, o czym myśli. Czy winił Boga za swoją nieudaną córkę? A może siebie? Gdy wrócił do salonu, w jego oczach nie było zawodu ani gniewu. Ani też czułości, jaką kiedyś dostrzegłam w jego spojrzeniu, mimo ciągle fundowanych zgryzot. Widać nawet jego święta ojcowska wyrozumiałość okazała się mieć granice.
Tata wciąż milczał
– Pomyślałam, że może pojechałabym do Czech? – wybąkałam. – Tam można przeprowadzić legalny zabieg, tylko trzeba zapłacić…
– Zwariowałaś – odburknął ojciec.
– Wypijesz piwo, którego nawarzyłaś. Bez dwóch zdań. Żaden zabieg nie wchodzi w grę.
– Ale ja nie chcę tego dziecka! – krzyknęłam przerażona.
– To trzeba było uważać!
Ojciec nie zmienił zdania. Powiedział o ciąży Kamili i mojej matce. Chciałam czy nie, musiałam pogodzić się z niespodzianką uszykowaną przez los.
Pracowałam w kawiarni, póki mogłam, choć z początku ciążowe przypadłości bardzo mi doskwierały. Tata nie rozczulał się nade mną.
– Jest ci ciężko? – pytał. – To świetnie.
Często płakałam. Póki mój brzuch był płaski, mogłam udawać, że lada dzień gdzieś wyjadę i będę szczęśliwa, ale później przychodził przykry moment powrotu do rzeczywistości. Mdłości i złe samopoczucie ustąpiły, a ja zaczęłam tyć. Nie byłam już tą samą osobą. Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze i nie poznawałam własnej opuchniętej, zmęczonej twarzy.
Czas mijał, a moje złe samopoczucie narastało. Nie pracowałam już; siedząc w domu, oczekiwałam narodzin dziecka. Mama organizowała wyprawkę, bo ja nie byłam w stanie tego zrobić. Jakby dopadała mnie depresja przedporodowa. Mogłam jedynie bezczynnie czekać na ostateczny koniec mojego świata. I wcale nie pocieszało mnie, że urodzę dziewczynkę. A jak wda się we mnie?
– Myślałaś już o imieniu? – zapytała któregoś dnia Kamila.
– Nie mam pomysłu.
– Może zapytaj tatę – poradziła mi.
Zrobiłam to podczas wspólnego śniadania. Tata uniósł głowę znad gazety i pierwszy raz od dawna uśmiechnął się do mnie.
– Może Maja?
Kiwnęłam głowa i dotknęłam brzucha.
– Co ty na to? – zapytałam. – Podoba ci się?
Jak na zawołanie dziecko zrobiło fikołka, aż mi cały brzuch zafalował. Zaskoczona spojrzałam na tatę.
– O, proszę – znowu się uśmiechnął.
– Chyba trafiłem.
Koniec świata okazał się początkiem lepszego
Maja urodziła się pod koniec lata, a jej przyjście na świat to najboleśniejszy i zarazem najpiękniejszy moment w moim życiu. Wszystko w tej małej kruszynie było idealne, począwszy od czubka główki, skończywszy na drobnych, różowych paluszkach.
Niemal nie mogłam oddychać z zachwytu. Kto by pomyślał, że to, co postrzegałam jako koniec świata, stanie się nową szansą dla mnie, nowym początkiem. Troski odeszły w dal. Czułam, że dam radę, jeśli tylko się postaram.
Nie byłam dobrą córką, ale czas pokazał, że jestem nie najgorszą matką. Ja, rozrywkowa, szalona dziewczyna, znalazłam spełnienie w macierzyństwie. Los bywa przewrotny…
Próbowałam znaleźć pracę, którą mogłabym wykonywać w domu. Kiepsko mi szło, więc moja mama przeszła na emeryturę i zaczęła mi pomagać w opiece nad córką. Po raz kolejny wszyscy przeorganizowali dla mnie swoje życie. Tym razem jednak nie czułam, że mi się to należy. Miałam wyrzuty sumienia, niemniej ze wsparciem rodziców, a nawet Kamili, zaczęłam dorastać i wygrzebywać się na powierzchnię. Wróciłam na pół etatu do pracy w kawiarni.
Maja rośnie, stanowiąc dla mnie źródło radości, trosk i niepokojów. Sama będąc matką, lepiej rozumiem niegdysiejsze kłótnie rodziców. Chcieli dla mnie jak najlepiej, każde na swój sposób. Teraz z mamą dogaduję się lepiej niż kiedykolwiek. Doceniam, co robi dla mnie i Majki. Zaprzyjaźniłyśmy się.
Tylko tata do końca mi nie wybaczył. Zbyt wiele razy go zawiodłam i jego rozgoryczenie nie zniknęło bez śladu. Pewnie też obwinia się za moje grzechy. Uważa, że nie sprawdził się w roli ojca. Mieszkamy razem, ale rozmawiając z nim, zawsze wyczuwam pewną rezerwę. Subtelną, ale jednak. Pełen czułości, wyrozumiałości uśmiech rezerwuje wyłącznie dla wnuczki. To chyba najgorsza cena, jak płacę za swoje błędy. Straciłam zaufanie taty. Kocha mnie, ale ta miłość ma skazę. W głębi serca wciąż się boi, że znowu zawiodę, że znów złamię mu serce.
Nie mogę obiecać, że nigdy więcej tego nie zrobię. Nie znam przyszłości, nie wiem, co szykuje dla nas los. Mogę jedynie obiecać, że postaram się postępować właściwie. Nie chcę, by ludzie, których kocham, przeze mnie płakali.
Katarzyna, 24 lata
Czytaj także:
- „Mój mąż jest o mnie chorobliwie zazdrosny. ŚLEDZI MNIE kiedy jestem z córką, a potem przekonuje, że martwił się o dziecko!”
- „Moje dziecko chodzi do państwowego przedszkola i jeździ na wakacje tylko raz w roku. Czuję się jak najgorsza matka!”
- „Jestem w drugiej ciąży, a w ogóle się z tego nie cieszę. Chciałam zająć się karierą i pasją, a teraz nic z tego!”