„Byłem pewien, że Monika mnie zdradza. Biorę dodatkowe dyżury, a ona w tym czasie sprasza do naszego domu jakiegoś gacha?”
To było bardzo męczące popołudnie. Operator numeru 112 co chwila przekazywał nam kolejne połączenia. Gwałtowny atak zimy, jak co roku, kończył się serią złamań na oblodzonych chodnikach, urazów na skutek samochodowych stłuczek i zaczadzeń spowodowanych przez wiekowe piecyki. Po piętnastu latach w zawodzie takie rzeczy nie robią na mnie wrażenia. Ważne, żeby działać sprawnie i zgodnie z procedurami.
- redakcja mamotoja.pl
Odebrałem właśnie bodaj czterdzieste połączenie. Zdenerwowany kobiecy głos zaczął mówić coś o zawale, ataku serca… Szybko przerwałem, prosząc o konkretne odpowiedzi na moje pytania. Mężczyzna, lat około 35, nagle dostał ataku duszności, nie może mówić, jest siny, ma drgawki. Błyskawicznie zrzuciłem z kolejki ostatnie złamanie i zgłosiłem załodze karetki ten przypadek – jako bezwzględnie najpilniejszy.
Najłatwiej było mi przekazać adres. To był adres mojego własnego domu, ta sama klatka, nawet piętro. Mieszkanie numer 11 jest w końcu korytarza… Czyżby zgłaszającą była pani Iwona? Kobieta podała nazwisko. Tak, to była ona – sympatyczna blondynka koło pięćdziesiątki, która czasem pożyczała od mojej żony szybkowar. Ale nie powiedziałem jej, że rozmawia z sąsiadem – nie zajmujemy linii na prywatne pogaduszki. Dyżur skończyłem późno. Kiedy wróciłem, Monika, moja żona, już spała. Dopiero następnego dnia mogłem ją zapytać.
– Wysyłałem tu wczoraj załogę, pod jedenastkę, do Kowalczyków, koło ósmej. Wiesz coś może? To był jakiś mężczyzna, ale nie pan Stefan i nie ich syn. Wyglądało to dość niebezpiecznie… Może jakaś rodzina u nich teraz mieszka? Chociaż to dziwne, bo mówiła tak, jakby go za dobrze nie znała…
Monika, owszem, zauważyła przyjazd karetki, ale akurat rozmawiała przez telefon z teściową, więc nie wiedziała nawet, że coś się stało pod jedenastką. Powiedziała, że przy okazji zapyta sąsiadkę. Pokiwałem głową, ale zaraz coś mnie tknęło.
– Wiesz, co? Może nie pytaj, jeżeli sama ci nie opowie. A jak to jednak nie rodzina? No bo popatrz. Jakiś obcy facet u niej był i nagle dostał ataku serca. Może ona ma kochanka? Pan Stefan, zdaje się, pracuje często na popołudnia. Może ona przyjmuje tego mężczyznę pod nieobecność Stefana?
Iwona, mimo pięćdziesiątki na karku, to bardzo atrakcyjna babka. A Stefan był od niej sporo starszy. Ich syn właśnie odbywał zasadniczą służbę wojskową, więc w domu bywał tylko na przepustce. Romans Iwony z dużo młodszym mężczyzną wydał mi się nagle bardzo prawdopodobny, wręcz oczywisty. Monika jednak popukała się w czoło.
– Oglądasz za dużo seriali. Oni się bardzo kochają. To pewnie jakiś znajomy albo kuzyn. Proszę, nie rozmawiaj z Iwoną na ten temat. Znając twoją dyplomatyczną zręczność, na bank palniesz coś głupiego i będziemy mieli obrażoną sąsiadkę.
Na tym moja żona ucięła temat, mówiąc, że natychmiast musi powiesić pranie i zadzwonić do mamy. W sumie ja też nie miałem czasu na rozważania o życiu prywatnym sąsiadów. Brałem dyżur za dyżurem i wszystkie zastępstwa za kolegów. Od lat marzyłem o nowym samochodzie, ale kredyt był teraz dla nas ogromnym obciążeniem. Planowaliśmy dziecko… To, co zarabiała Monika, pracując na pół etatu w małej pasmanterii, wystarczało ledwo na czynsz.
Nie zgadzałem się jednak na to, żeby poszła do jakiejś prywatnej szwalni, której właściciel oszczędza nawet na żarówkach i przez to szwaczki tracą wzrok…
Jakiś obcy facet zasłabł w naszym mieszkaniu?
Może zapomniałbym o tajemniczym gościu sąsiadki, ale następnego dnia na dyżurze było wyjątkowo spokojnie. Pewnie dlatego, że przyszła odwilż. Teoretycznie dyspozytor pogotowia nie ma dostępu do danych pacjentów, ale… Od czego ma się kolegów? Po kwadransie znałem już nazwisko pacjenta. Co więcej, okazało się, że trafił do naszego szpitala i przebywa na internie – sala sześć.
– Dzień dobry, przepraszam, że przeszkadzam, ale widzę, że już się pan dobrze czuje… Jestem dyspozytorem z pogotowia, to ja wysyłałem do pana karetkę. Bardzo się cieszę – mężczyzna uśmiechnął się do mnie i, jeszcze serdeczniej, do młodej kobiety siedzącej przy łóżku.
– To bardzo miłe, że pan przyszedł. Tak, już wszystko w porządku. To było tylko skrajne przemęczenie. Przesadziłem z ambicjami w robocie. Jutro wychodzę do domu. Tylko żona ciągle nie może dojść do siebie.
Pożegnałem się szybko i wróciłem na dyżur. A więc on ma żonę… I to ładną, na oko koło trzydziestki. Czy to możliwe, że zdradza ją z naszą sąsiadką? No, ale podobno są mężczyźni, którzy cenią sobie tego rodzaju kontakty ze starszymi od siebie kobietami…
Kilka godzin później, tuż przed wyjściem z pracy, jeszcze raz wstąpiłem na internę. Jak się spodziewałem, pacjent był już sam. Leżał na łóżku, czytając książkę. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby to powiedzieć. Rzuciłem porozumiewawcze spojrzenie.
– Przekazać coś od pana pani Iwonie? Jestem jej sąsiadem, może chce pan, żebym powiedział, że się pan dobrze czuje? No, wie pan, że wszystko w porządku…
– Jakiej pani Iwonie? – mężczyzna patrzył zdumiony. – Nie znam żadnej Iwony…
Pomyślałem, że ma wybitne predyspozycje do zawodu aktora. Mówił to tak, jakby mówił prawdę.
– Mam na myśli panią Iwonę Kowalczyk, tę, która wezwała do pana karetkę. Karetka zabrała pana z jej mieszkania. Dlatego myślałem, że to pańska znajoma…
Czułem już, że brnę za daleko, ale nie wiedziałem, jak się wycofać.
– No, wie pan, tak myślałem, że może nie ma pan tu telefonu albo nie może zadzwonić, a potrzebuje pan kogoś dyskretnego, godnego zaufania, kogoś, kto może przekazać wiadomość… – zachowywałem się jak idiota, czułem się jak idiota i on patrzył na mnie jak na idiotę.
– Proszę, niech pan już idzie albo będę musiał zadzwonić po pielęgniarkę!
Wyszedłem, klnąc w duchu swoją głupią ciekawość i przyrzekając sobie natychmiast, raz na zawsze, zapomnieć o tym zdarzeniu. Zachowałem się jak plotkarz, łowca sensacji, jak człowiek, który nie ma ciekawego życia, więc grzebie w cudzym…
Na naszej klatce spotkałem sąsiada spod dziewiątki. Przywitałem się i chciałem iść dalej, ale mnie zatrzymał.
– No i jak ten wasz znajomy? Ten, co go pogotowie zabrało w poniedziałek? Wszystko w porządku? – tym razem ja popatrzyłem na sąsiada jak na wariata.
– Jaki nasz znajomy? Chyba pani Iwony? O ile wiem, to od niej pogotowie kogoś zabrało.
– No, ale przecież wyszły z panią Moniką od państwa z mieszkania i zaprowadziły go do pani Iwony. Myślałem, że też pan go zna… – sąsiad nie dawał za wygraną.
Powiedziałem, że to chyba jakieś nieporozumienie, i poszedłem do mieszkania.
Monika była akurat w pracy. Czy to możliwe, że coś przede mną ukrywa? Skąd ten człowiek wziął się w naszym mieszkaniu? Było mi na zmianę zimno i gorąco…
Ona mnie zdradza. Ten człowiek to jej kochanek?! Spotykają się, kiedy ja jestem na dyżurze. Ale tym razem, kiedy był tu z moją żoną… Krew uderzyła mi do głowy. On się źle poczuł. Musieli wezwać pogotowie, a Monika wiedziała, że to ja mogę odebrać zgłoszenie. Poprosiła o pomoc sąsiadkę. Razem przeprowadziły go do mieszkania Kowalczyków, i tam przyszła załoga karetki. Nic dziwnego, że ten człowiek nie znał nazwiska Iwony. Trzeba było go zapytać o moje…
Zazwyczaj idę spać po dyżurze. Tym razem jednak zrobiłem sobie mocną kawę i czekałem na powrót Moniki. Nie, nie zrobię niczego gwałtownego. Ale z nami koniec. Nigdy nie spojrzałem nawet na inną kobietę i nie pozwolę robić z siebie rogacza!
Monika wróciła trzy godziny później. Kiedy zacząłem mówić, szybko mi przerwała.
– Tak. Ten mężczyzna był w naszym domu i nagle źle się poczuł. Nie mogłam ryzykować, że moje zgłoszenie trafi na ciebie. Ubłagałam panią Iwonę, on też się zgodził i zaprowadziłyśmy go do niej. Mam ogromne poczucie winy. Gdyby był w gorszym stanie, te parę metrów mogło go zabić…
– Tylko z tego powodu masz poczucie winy?! A to, że spotykasz się jakimś facetem, jest w porządku?! Kobieto, między nami koniec, ja nie znałem własnej żony…
Nie była wiarołomna, tylko… najwspanialsza na świecie!
Monika patrzyła na mnie z rezygnacją. Zupełnie nie jak żona złapana na zdradzie.
– Chodź. Coś ci pokażę…
Wyszedłem za nią do przedpokoju. Otworzyła drzwi wielkiej bieliźniarki. Nigdy tam nie zaglądam, więc widok kilkunastu męskich kapeluszy i czapek mnie zdziwił.
– Od pół roku przyjmuję tu klientów – do miary. Jak wiesz, znam się na kapeluszach, to była moja specjalność… Wiedziałam, że nie będziesz z tego zadowolony, że będziesz się sprzeciwiał, ale my musimy z czegoś żyć. Ty nie masz zielonego pojęcia, ile naprawdę kosztuje utrzymanie rodziny. Gdybym brała od ciebie tyle, ile muszę, nie starczyłoby na kredyt. A nie chciałam, żebyś musiał brać kolejne dyżury i skończył w szpitalu…
Z całej tej historii wyciągnąłem dwa wnioski. Po pierwsze: zupełnie nie nadaję się na detektywa. Po drugie: mam jednak wspaniałą żonę. Nie wolno mi o tym zapomnieć.
Cezary
Zobacz także:
- „Mam 5-letnie dziecko ze zdrady. Moja kochanka zmarła, a żona każe mi oddać córeczkę do sierocińca. Ta kobieta nie ma serca”
- „Córka latami obwiniała mnie o rozwód. Nie wiedziała, że odszedłem, bo dowiedziałem się, że nie jest moją córką”
- „Martę poznałam na porodówce. To ona była kochanką, z którą mąż mojej przyjaciółki miał dziecko”