Reklama

Piszę ten list, bo jestem wściekła. Wściekła i bezsilna. Czuję, że straciłam dom, na który pracowałam. Ten prawdziwy, nasz, gdzie ja byłam tą, która wyznaczała granice, dbała, pilnowała, kochała, ale też wymagała. Teraz siedzę przy stole w kuchni, słyszę śmiechy synów z pokoju obok, a w gardle mam gulę. Straciłam autorytet. Przez niego. Przez ich ojca.

Reklama

Ferie z tatą odmieniły moich synów. Przypominałam im o zasadach

Ferie u taty. Miało być fajnie, przecież tak mówiłam, choć w środku miałam ten niepokój, który matki rozpoznają od razu. Wieczorem pakowałam im walizki. Młodszy podskakiwał z radości, bo tata obiecał narty. Starszy, Michał, ma 13 lat – udawał, że mu obojętne, ale widziałam, że też się cieszy. „Tylko pamiętajcie, żadnych energetyków, żadnych filmów dla dorosłych i spanie najpóźniej o dziesiątej” – powtarzałam. Kiwnęli głowami. Jak zawsze.

Były mąż stracił moje zaufanie

Nie powinnam mu ufać. Artur to człowiek, który zawsze był „fajnym tatą”. Takim, co to kupi lody przed obiadem, pozwoli siedzieć na tablecie do północy i udaje głuchego, kiedy synowie go proszą o jeszcze pięć minut. A ja? Ja zawsze ta zła. Ta, co pilnuje lekcji, co każe wynosić śmieci i mówi, że cukier tylko w sobotę. Ale to ja z nimi jestem na co dzień, ja wstaję, kiedy mają gorączkę, ja robię kanapki na wycieczki.

Straciłam w oczach synów. Ich tata jest fajniejszy

Wrócili z tych ferii odmienieni. Jakby ktoś mi podmienił dzieci. Już pierwszego wieczoru, kiedy poprosiłam Kubę, żeby poszedł pod prysznic, usłyszałam, że u taty nie musieli codziennie i on nie widzi sensu. Michał siedział na kanapie z telefonem i chrupał chipsy. Gdy zwróciłam uwagę, że mieli nie jeść na kanapie, odburknął, że u taty mogli jeść, gdzie chcieli, i że u mnie zawsze są jakieś zasady.

Mój dom, nie moje zasady...

Zamarłam. Poczułam, jak coś we mnie pęka. Próbowałam jeszcze tłumaczyć, że w moim domu obowiązują moje zasady i proszę, żeby je szanowali, ale zobaczyłam tylko, jak Michał patrzy na mnie z litością. Kuba parsknął śmiechem. Przecież ja ich nie katuję. Ja po prostu próbuję wychować ich na porządnych ludzi.

Na ferie wysłałam spokojnych chłopaków

Chcę, żeby wiedzieli, że życie to nie tylko przyjemności. Że są obowiązki. Że matka nie jest od sprzątania za nimi wszystkiego. Ale co z tego, skoro on przez tydzień zniszczył to, co ja budowałam przez lata? Szydzi z moich zasad, robi z nich głupią komedię. I wracają do mnie ci synowie, których sama ledwo poznaję – zbuntowani, roszczeniowi.

Były zniszczył coś najcenniejszego

Wczoraj w nocy płakałam. Cicho, żeby nie słyszeli. Poczułam, że nie mam już wpływu na własny dom. Że jestem intruzem we własnym życiu, bo oni myślami są u tego luzackiego taty. Bo to on będzie bohaterem, a ja zawsze tą, która „czepia się o wszystko”. Nie umiem mu tego wybaczyć. Nie chodzi nawet o te płatki czekoladowe, chipsy czy głupie filmy. Chodzi o to, że zniszczył coś najcenniejszego – mój autorytet, na który pracowałam. Czy uda mi się go jeszcze odzyskać? Nie wiem.

Marta

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama