Pochodzę z bardzo katolickiej rodziny. Wśród moich bliskich zawsze byli tacy, którzy czuli powołanie. W każdym pokoleniu pojawiał się co najmniej jeden ksiądz lub zakonnica. A ci, co nie szli do zakonu lub seminarium, także wspierali kościół wszelkimi sposobami. W naszym miasteczku jest kapliczka wymurowana przez mojego pradziadka, a dzwon w kościele parafialnym ufundował z kolei mój dziadek. Moja rodzina ma opłaconą ławkę w kościelnej nawie, „podpisaną” naszym nazwiskiem i podczas niedzielnej mszy o dziewiątej rano nikt nie śmie jej zająć. Widok tej mosiężnej tabliczki z wygrawerowanymi literami zawsze sprawiał, że czułam się w naszym kościele jak w domu.
Pamiętam jeszcze z dzieciństwa, że bywali u nas na obiadach kolejni proboszczowie, co jednak wcale nie znaczy, że kobiety w naszej rodzinie były dewotkami. Zawsze potrafiłyśmy występować w słusznej sprawie i nie popierać niegodziwości. Słynna jest akcja mojej babci sprzed blisko półwiecza, która razem ze swoimi przyjaciółkami z lokalnej „śmietanki towarzyskiej” zamknęła kościół na cztery spusty i nie wpuściła tam nowego proboszcza. Oświadczyła bowiem wszem i wobec, że ksiądz, który ma dziecko z własną gosposią, do „jej” kościoła nie wejdzie i nie będzie siał zgorszenia wśród lokalnej młodzieży.
Sprawa trafiła do urzędu biskupa. Babcia wprawdzie do niego nie pojechała osobiście, ale przez swojego kuzyna, który był osobistym sekretarzem kościelnego dostojnika, sprawę mu dosadnie zreferowała. I biskup... odwołał księdza! Panie były tym tak zachwycone, że od tej pory w rocznicę podjęcia tej „słusznej decyzji” zawsze wysyłały biskupowi własnoręcznie upieczone ciasteczka.
Moja mama także nie należała do łagodnych owieczek. Kiedy któryś z młodszych księży usiłował ją w ramach spowiedzi wypytać o szczegóły pożycia małżeńskiego, po prostu podniosła się z kolan i wyszła z kościoła! A potem do tego księdza nie odzywała się ani słowem, nawet mijając go na ulicy. Żadne „szczęść Boże” nie załatwiło sprawy, dopóki jej osobiście nie przeprosił.
– Żaden facet, za wyjątkiem mojego męża, nie będzie mi zaglądał pod kołdrę, bez względu na to, czy lata w spodniach, czy w sutannie! – oświadczyła wtedy zdecydowanie. Myślę więc, że bunt nie tylko dostałam w prezencie razem z genami, ale i wyssałam z mlekiem matki. Ale tak poza tym, to zawsze byłam głęboko wierzącą katoliczką ze wszelkimi konsekwencjami.
Wiem, że naiwnością byłoby sądzić, iż współczesna młodzież zaczeka z seksem do ślubu. Sama, prawdę mówiąc, nie czekałam. Ale poza tym uważam, że jak ktoś przyjmuje sakramenty, to powinien stosować się do nakazów wiary. I dziecko, jeśli już zostanie poczęte, to powinno urodzić się w zawartym w kościele związku małżeńskim. Nie mieściło mi się w głowie, że można być panną z dzieckiem! Uważałam, że taka kobieta, jako osoba niemoralna, nie będzie potrafiła przekazać dziecku odpowiednich wzorców postępowania. Zresztą tak poniekąd uważała cała moja rodzina.
Pamiętam, jak moja kuzynka urodziła pozamałżeńskie dziecko. Niby nikt jej nie potępił oficjalnie, ale zaczęto traktować ją jako krewną „drugiej kategorii” i mówiono o niej w takim samym duchu sensacji i grozy, jak o dziecku kuzyna, które urodziło się niepełnosprawne. Dzisiaj sama się sobie dziwię, jak mogłam być wtedy taka głupia!
Mam dwie dorosłe córki. Joanna osiem lat temu wyszła za mąż za kolegę z klasy. Jakiż piękny mieli ślub! Kościół i restauracja po prostu tonęły w kwiatach, a suknię to moja stryjenka przysłała Asi aż z Ameryki! Kiedy więc trzy lata później moja młodsza córka, Monika, zaczęła chodzić z Jackiem, byłam pewna, że wkrótce i dla nich zabiją kościelne dzwony. Niestety, chłopak okazał się kompletnie nieodpowiedzialny! Okazało się, że zadarł z prawem, bo do sklepu prowadzonego z kolegą wstawiał towar niewiadomego pochodzenia. Nie miał na niego pokrycia w dokumentach, czym zainteresowała się skarbówka, a zaraz potem prokuratura.
Newsy
29 stycznia 2013
Czy w katolickiej świątyni ksiądz może odmówić chrztu nieślubnemu dziecku? Jeśli tak, to ja się z takiego Kościoła wypisuję!
Polecamy
Porady