Reklama

Mój Mateusz to zdolne i bystre dziecko. Lekcje zawsze sam odrabia, nie trzeba go gonić. Jest obowiązkowy i chętny do nauki, ale wychowawczyni chyba robi wszystko, żeby go zniechęcić. Co to za pomysł, żeby takim maluszkom stawiać oceny, kiedy one dopiero uczą się czytać i pisać. Teraz mój synek płacze, że boi się pani i nie chce iść do szkoły.

Reklama

Dajcie spokój pierwszakom, to jeszcze małe dzieci!

Dzieciaki w pierwszej klasie to przecież jeszcze maluchy, jak można stawiać im jedynki do dziennika! Dopiero z przedszkola wyszły i od razu na głęboką wodę? Myślałam, że pani będzie stawiać co najwyżej piątki i szóstki, a po ostatnim dyktandzie to prawie cała klasa z jedynkami wylądowała. Synek wrócił zapłakany i w szoku, że jak to tak, przecież w szkole miało być fajnie... Do tej pory zbierał piątki, ale ta ostatnia jedynka kompletnie go załamała. Jestem wściekła na nauczycielkę, że tak okrutnie potraktowała dzieci.

U nas w pierwszym semestrze nie było jeszcze ocen, ale w drugim wychowawczyni zaczęła oceniać każdy sprawdzian i zeszyty, czy są starannie prowadzone. Dobrze że przynajmniej z zachowania stawia plusy i minusy, a nie dwóje. Biedne te dzieci.

Z tymi sprawdzianami to też jest skandal. Czy to normalne, żeby w pierwszej klasie dzieci musiały tyle pracować? Ćwiczenia odrabiane do 20 to u nas standard. Mati już ledwo zipie wieczorem, a jeszcze kończy zadania, bo inaczej pani będzie krzyczeć i on się jej boi. A jak ma być sprawdzian, to z tego stresu nie może zasnąć. Martwię się, co ta szkoła z nim zrobi...

Luiza

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama