Reklama

Wydawało mi się, że Malwina to ładne imię dla dziewczynki, ale moja córka uznała, że jest inaczej. Nie od razu oczywiście. W wieku piętnastu lat.

Reklama

– Nie wiem, skąd wzięłaś takie koszmarne imię, ale proszę, żeby wszyscy nazywali mnie Kajra.

Spojrzałam na Maćka, który zrobił minę „ja tam się nie mieszam”. Często tak robił, uważał, że skoro Malwina nie jest jego biologiczną córką, to nie ma prawa, a może obowiązku mówić jej, co ma robić, a czego nie. Dobrze, że chociaż z Kostkiem miał lepszy kontakt.

Bolało mnie, że córka krytykowała mnie na każdym kroku. Walczyła ze mną o wszystko, wiecznie miała pretensje, oskarżała mnie o zaniedbania, złą wolę, egoizm i Bóg wie, o co jeszcze.

– Ma burzę hormonów, to normalny etap dojrzewania, przejdzie jej – pocieszała mnie ciocia, która mnie wychowała. – Jeszcze będziecie przyjaciółkami, jak ty i twoja mama.

Mama mnie oddała, gdy miałam rok

Nie za bardzo miała tu rację. To, że mama odnowiła ze mną kontakt, kiedy byłam już dorosła, nie czyniło z nas przyjaciółek. Nadal miałam do niej żal, że mnie nie chciała.

– Miałam szesnaście lat, kiedy cię urodziłam! – tłumaczyła się, a raczej usiłowała wytłumaczyć mi, dlaczego powinnam to tak świetnie rozumieć. – Starałam się, naprawdę, ale byłaś takim wymagającym dzieckiem… Ciągle płakałaś, w dzień i w nocy, nie mogłam cię odłożyć nawet na pół minuty. Macierzyństwo zabrało mi wszystko: szkołę, przyjaciół, życie… A ciocia Aneta miała dwadzieścia pięć lat, męża i chciała mieć dziecko. Tak naprawdę, zapewniłam ci lepsze życie, powinnaś być mi wdzięczna!

Pewnie miała rację. Ciocia i wujek bardzo mnie kochali, wychowałam się w normalnym domu, miałam rodzeństwo i psa.

Ale nikt mnie nigdy nie oszukiwał, że jestem ich biologiczną córką, więc znałam swoją historię. I historię mamy, która mnie przerażała.

To dlatego nie uprawiałam seksu do dwudziestego roku życia. Potwornie bałam się, że zajdę w ciążę, a dobrze pamiętałam, że wczesne macierzyństwo „zabiera życie”. Kiedy poznałam Darka, długo nie chciałam z nim iść do łóżka, czekaliśmy niemal do ślubu.

Za to po ślubie się nie hamowaliśmy. Ani nie zabezpieczaliśmy.

Malwina pojawiła się na świecie jedenaście miesięcy po naszym weselu. Wciąż byliśmy młodzi, wciąż chyba zbyt młodzi na dziecko… Córeczka też miała wysokie potrzeby. Nie chciała spać sama, cierpiała na nieustające kolki. Darek się irytował, coraz mniej bywał w domu, uciekał do swojego towarzystwa, wracał późno, po kieliszku, rano wściekał się, że dziecko nie daje mu odespać imprezy.

Kiedy pół roku po urodzeniu Malwinki zorientowałam się, że znowu jestem w ciąży, bałam się powiedzieć mężowi. Ukrywałam przed nim ciążę do czwartego miesiąca, zupełnie nie wiedziałam, co robić, bo nasze małżeństwo było dalekie od ideału.

Moje życie kręciło się wokół dziecka, które nawet jeszcze nie umiało chodzić, a tu miałam powiadomić mojego wiecznie zniecierpliwionego męża, że za kilka miesięcy będzie… No cóż, jeszcze gorzej.

A potem dowiedziałam się, że na tych imprezach ze znajomymi co tydzień spotykał swoją byłą dziewczynę. Ktoś „życzliwy” doniósł mi, że chyba nadal czują do siebie miętę, bo zawsze przesiadują, tańczą albo wychodzą z domówki razem. Dokąd? Właśnie tego usiłowałam się dowiedzieć, kiedy ktoś mnie oświecił.

– Przestań robić z siebie zazdrosną wariatkę – zgasił mnie Darek. – Przecież to twoim mężem jestem, no nie? Z Izą po prostu się przyjaźnię. Kurde, uspokój małą! Człowiek nie może nawet porozmawiać! Czemu ona się tak wiecznie drze? Nie umiesz się nią zająć?

Oczywiście chodziło mu o Malwinkę. Uważał, że to moja wina, że mała jest płaczliwa i wymaga ciągłej uwagi. Strofował mnie albo wręcz na mnie krzyczał, że mam coś zmienić w zajmowaniu się nią, bo „on już dłużej nie wytrzyma”.

Zostawił mnie, o dziecku nie chciał słyszeć

No i nie wytrzymał. Nie zdążyłam powiedzieć mu o ciąży, bo to on miał dla mnie nowinę. W końcu przyznał, że Iza to jednak nie tylko przyjaciółka.

– Zawsze ją kochałem i kocham nadal – oznajmił. – Chcemy spróbować jeszcze raz. Wiesz, że nie byłbym dobrym mężem i ojcem dla Malwiny, a ty zasługujesz na kogoś, kto by cię naprawdę kochał.

To były tak absurdalne słowa, że nie wierzyłam, by sam je wymyślił. Czułam, że podsunęła mu je kochanka, a on po prostu je powtórzył. Dobry Boże, nie stać go było nawet na to, żeby zerwać ze mną własnymi słowami!

– Ale ja jestem w ciąży! – krzyknęłam. – Będziemy mieli drugie dziecko!

A potem moje życie zmieniło się na zawsze. I już nie wróciło na normalne tory.

Czternaście i pół roku później byłam już w zupełnie innym miejscu. Miałam męża, córkę i syna – normalną rodzinę. Malwina i Kostek oraz Maciej byli całym moim życiem i nie żałowałam wyborów, których dokonałam.

Musiałam podjąć trudne decyzje, żeby chronić Malwinę. Moja córeńka zasługiwała na normalne życie, mamę, która mogła poświęcać jej czas i bezpieczną przyszłość.

Ale kilkanaście lat później jakoś zupełnie tego nie doceniała. Jej zdaniem, byłam fatalną matką. Chciałam wierzyć, że to tylko etap dojrzewania, ale jej słowa czasami tak cholernie bolały. Zwłaszcza po tym, co dla niej zrobiłam…

Nieoczekiwanie dogadała się z moją matką, która chyba nagle zaczęła być na tyle dojrzała, żeby zajmować się dzieckiem. Dodajmy, że moim dzieckiem. Właśnie z Malwiną, z którą była w zażyłych relacjach, czasami tak bliskich, że aż łapała mnie zazdrość.

Pamiętam, że katastrofa wydarzyła się któregoś popołudnia, kiedy mama zaczęła mnie pouczać, na co pozwolić Kajrze. Tak, tak właśnie ją nazywała. Pokłóciłyśmy się przy mojej córce, co było fatalnym błędem, ale po prostu wyszłam z siebie. Mama najwyraźniej też, bo kiedy wrzasnęłam, że nie ma prawa mi doradzać w kwestiach wychowawczych, skoro zrzekła się opieki nade mną, wypaliła:

– A to ciekawe, że dla ciebie to żadna przeszkoda! Przyganiał cholerny kocioł garnkowi! Ja przynajmniej nie jestem pieprzoną hipokrytką!

Czułam, że krew odpłynęła mi z twarzy. Sparaliżowało mnie.

– Wyjdź z mojego domu – powiedziałam ze stężałą twarzą. – Natychmiast!

– Co się dzieje? – Malwina natychmiast wyczuła, że stało się coś ważnego. – O co ci chodzi, babciu? Dlaczego mama jest hipokrytką? Powiedz mi.

Zobaczyłam przerażenie w oczach mamy. Zrozumiała, że powiedziała za dużo, ale było już za późno.

Malwina w końcu poznała prawdę

Zbuntowana przeciwko matce piętnastolatka zwietrzyła krew.

– Wyjdź stąd! – krzyknęłam do mamy, czując, jak napinają mi się żyły na twarzy i szyi. – Wynoś się! I nie wracaj!

Wyszła, ale nie sama. Nie mogłam powstrzymać córki, by nie wybiegła za nią. Wypowiedzianych przez moją matkę słów nie dało się zignorować.

Wiem od córki, że to jednak nie babcia powiedziała jej, co się stało czternaście lat wcześniej. Żałowała tego, co w złości powiedziała, chciała to zbagatelizować, prosiła Malwinę, żeby odpuściła.

Co tylko sprowokowało moją córkę do dalszego grzebania w przeszłości.

W końcu pękł wujek Maniek. Nigdy nie rozumiał kobiet, a już w szczególności nastolatek. Uważał je za istoty nieprzewidywalne, momentami niebezpieczne, którym nie należy się za bardzo sprzeciwiać, bo człowiekowi za to może zostać urwana głowa. Więc powiedział mojej natarczywej córce prawdę.

Wróciła do domu inna. Jakby zesztywniała. Stanęła naprzeciwko mnie w przedpokoju i zapytała wprost:

– Oddałaś dziecko po urodzeniu? Moją młodszą siostrę? To prawda?

Zamknęłam oczy i marzyłam o tym, by już nigdy nie musieć ich otwierać. Nie mogłam spojrzeć w twarz córki. Ale przecież musiałam.

– Tak… – wydusiłam. – Ale nie znasz całej sytuacji… To nie było takie proste…

Myślałam, że nastąpi wybuch. Zacznie po swojemu krzyczeć, oskarżać mnie, zarzucać mi, że jestem potworem, jak to robiła przy błahszych sprawach. Ale ona po prostu patrzyła na mnie z nieruchomą twarzą, a potem powiedziała:

– Jasne. Spoko. To nie było proste, więc luz. Oddałaś moją siostrę obcym ludziom i przez piętnaście lat nie wspomniałaś ani słowem, że ją mam. Niewiarygodne. Nawet jak na ciebie, mamo.

Wyszła z domu, nie było jej do drugiej w nocy. Denerwowałam się, ale kiedy wróciła, nie krzyczałam. Poprosiłam, żeby ze mną porozmawiała.

Odpowiedziała coś okrutnego, złośliwego, ale była tylko dzieckiem. Chciała wiedzieć więcej, chciała, żebym do niej mówiła. Więc mówiłam.

Widziałam grymas pogardy na jej buzi, kiedy opowiadałam o jej ojcu. Ale nie pogardy dla niego.

Była przeznaczona dla mnie, bo – jak burknęła moja latorośl – dałam facetowi decydować o swoim życiu, nie umiałam wyegzekwować od niego równego podziału obowiązków, ogólnie pozwoliłam mu wejść sobie na głowę, a potem dałam się porzucić i na dodatek nie zrujnowałam mu życia po tym co zrobił. Dla jej pokolenia to może normalne. Może kobiety są silniejsze, a może tylko tak myślą.

Ja byłam w patowej sytuacji. Miałam kilkunastomiesięczne dziecko i właśnie urodziłam kolejne, a mój mąż odszedł do swojej byłej dziewczyny i nie zamierzał mi pomagać w wychowaniu. Nie i już. Jak niby miałam go do tego zmusić?!

– Było jeszcze coś – powiedziałam, bo nie było już między nami miejsca na ukrywanie prawdy. – Maja… twoja siostrzyczka… Urodziła się za wcześnie… Miała niewydolność oddechową, retinopatię, upośledzoną pracę nerek i wątroby… A ty miałaś wtedy piętnaście miesięcy, ledwie co nauczyłaś się chodzić… wymagałaś opieki non–stop, a twój tata odszedł…

Usiłowałam wytłumaczyć jej, że zrozumiałam to, co było oczywiste. Że nie dam sobie rady z leczeniem, rehabilitacją i opieką nad chorym dzieckiem. Lekarze już mówili o laserze na oczka, wspominali, że może być konieczna operacja, inaczej Maja może nigdy nie widzieć.

Straszyli mnie każdym słowem, każdą nazwą choroby i niewydolności, jaka dotknęła moje dziecko.

Mówili, że przy wytężonej pracy, ciągłych wizytach lekarskich, zabiegach, może operacjach, moje młodsze dziecko być może będzie „normalne”. A być może nie. Nie wiedzieli, po prostu uprzedzali mnie, że czeka mnie ogrom pracy.

– A w domu byłaś już ty… – szepnęłam. – Moja mama oddała mnie, kiedy miałam niecały rok, ty miałaś rok i trzy miesiące… Oddała mnie cioci, bo nie dała sobie rady. Wiedziałam, że ja też nie dam… Że zajmowanie się Mają pochłonie całkowicie mój czas i energię, że nic już nie zostanie dla ciebie…

– Więc zdecydowałaś się oddać chore dziecko dla mojego dobra? – Malwina wycedziła te słowa, patrząc mi twardo w oczy. – Serio, mamo? Wyrzuciłaś na śmietnik swoje nowo narodzone dziecko, żeby bardziej kochać to starsze? Mnie? Chcesz mnie obwinić za swoją decyzję?

Mogłam już tylko płakać. Nie sądziłam, że Malwina kiedykolwiek zrozumie. To dlatego miała nie wiedzieć. Oczywiście moja rodzina wiedziała, przecież, na litość Boską, byłam w ciąży przez dziewięć miesięcy!

Ale moja mama nie była gotowa nawet wychowywać mnie, a co dopiero pomagać mi przy moich dzieciach.

Ciocia sama chorowała, nie byłaby w stanie mi realnie pomóc. Darek powiedział, że to nie jego sprawa, bo on złożył papiery rozwodowe, zanim urodziłam Maję. Uważał, że to rozwiązuje sprawę. Co najwyżej mogłam go pozwać o alimenty, tyle że akurat był na utrzymaniu swojej byłej–nowej dziewczyny. To on powiedział mi, kiedy wyłam z rozpaczy, żebym zostawiła dziecko w szpitalu.

– Zajmą się nią tam, to dla niej lepsze wyjście. Ludzie ustawiają się w kolejce do adopcji, na pewno ktoś ją pokocha i da jej lepsze życie. Tak naprawdę to dasz jej szansę – przekonywał mnie wyuczonymi zdaniami, które pewnie podsunęła mu jego kochanka, żeby zmniejszyć swoje poczucie winy.

Malwina jednak tego nie rozumiała. Nie obchodziło jej, że zrobiłam to, żeby dać jej normalne dzieciństwo i uratować Maję. Naprawdę wierzyłam, że adopcyjni rodzice uratują jej życie i wzrok.

– Nie wiesz, czy ktoś ją adoptował – wytknęła mi z okrucieństwem w oczach. – Może aż dotąd gnije w jakimś publicznym ośrodku, może ją tam dręczą i molestują! Skąd możesz wiedzieć? To moja siostra! Chcę ją znaleźć!

Powiedziałam jej, że to niemożliwe. Zrzekłam się praw całkowicie. Uprzedzono mnie, że nigdy nie będę miała prawa do informacji. Tylko Maja, kiedy będzie pełnoletnia i wyrazi taką chęć, może mnie odszukać.

Czy kiedyś mi wybaczy?

Malwina tego nie wie, ale przez całe życie szukam informacji o chorobach wcześniaczych. Sprawdzam, czy się cofają, czy możliwe jest pełne wyleczenie. Czytałam, że tak. Że jeśli Maja miała dobrą opiekę medyczną, to dzisiaj powinna być zdrową czternastolatką. Chcę wierzyć, że ma kochających rodziców, że jest szczęśliwa, ma piękne plany na życie.

Wiem, że Malwina bardzo chce ją odnaleźć. Wciągnęła w tę krucjatę brata, chociaż Kostek ma dopiero dziesięć lat. Maciek jednak mówi, że powinnam im na to pozwolić.

– W końcu zrozumie – mówi i mnie przytula. – Dotrze do niej, że zrobiłaś to z miłości. A Kostek jest poza tą sprawą, po prostu robi to co starsza siostra. A ona przecież w końcu dojrzeje, sama będzie matką, zrozumie cię.

Nie wiem, czy ma rację. Wiem, że zrobiłam coś, co musiałam. Oddałam dziecko, które przecież było moje, bo chciałam ratować to starsze. A teraz czuję się, jakbym straciła i Malwinę. Czy kiedykolwiek ją odzyskam?

Olga, 38 lat

Zobacz także:

Reklama
  • „Moi biologiczni rodzice oddali mnie do adopcji. Nie chcieli rezygnować z luksusowego życia”
  • „Ta kobieta miała urodzić nam dziecko. Zgodziliśmy się na adopcję ze wskazaniem, a ona >>sprzedała
  • „Oddałam dziecko do okna życia, ale nie mogłam z tym żyć. Musiałam ją odzyskać”
Reklama
Reklama
Reklama