„Chłopak mojej córki to obdartus bez manier, z ubogiej rodziny. Nie pozwolę, by skończyła z kimś, kto mówi >>poszłem
Moja śliczna, mądra Paulinka i ten obdartus? Po moim trupie! Niestety, wszelkie próby zniechęcenia córki do Przemka spełzły na niczym. Co ona w nim widzi?!
- redakcja mamotoja.pl
Kiedy córka powiedziała nam, że ma chłopaka, mieliśmy mieszane uczucia.
– Czy to nie za wcześnie? Powinnaś teraz myśleć o nauce, nie o chłopakach… – mąż już zaczynał kazanie, więc mu przerwałam:
– Paula ma szesnaście lat. Nie jest już twoją małą dziewczynką z kucykami – uświadomiłam mu, ale zaraz dodałam: – Cieszymy się twoim szczęściem. Oczywiście pod warunkiem, że to porządny chłopak, a nie jakaś subkultura czy inna patologia.
– Wiedziałam, że lepiej wam nic nie mówić – burknęła urażona Paula i nie chciała powiedzieć więcej na temat wybranka.
Przez jakiś czas chodziła obrażona i odgrażała się, że nigdy go nie poznamy. Aż pewnego dnia ni z tego, ni z owego rzuciła:
– Zaprosiłam Przemka na kolację.
– Gdzie? Do nas? Dzisiaj? Na którą? – wpadłam w popłoch.
Ledwie dowiedziałam się, jak ten chłopak ma na imię, a już musiałam obmyślać, jakie jedzenie mu podać!
– Jutro, mamuś. Nie panikuj tak – roześmiała się Paula.
– Nie panikuję – uniosłam się honorem. – Raczej nie mogę się doczekać, aż poznam pierwszą miłość mojej córki. I chcę go należycie powitać oraz ugościć.
– Aha – uśmiech nie schodził z ładnej buzi mojej córki.
Nie ukrywam, nastawiłam się, że to będzie jakiś błyskotliwy, dobrze zbudowany przystojniak. Dlatego kiedy Paula przyprowadziła do domu chudzielca w przydługich włosach i rozciągniętych ciuchach, które chyba nigdy nie widziały żelazka, moje serce ścisnęło się bolesnym rozczarowaniem. Moja śliczna Paulinka z takim… abnegatem? Oby pozory myliły!
Panowie znaleźli wspólny język
Niestety, kiedy usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy rozmawiać, Przemek zrobił na mnie jeszcze gorsze wrażenie. Nie miał za grosz manier. Trzymał łokcie na stole i mówił z pełnymi ustami. I do tego – jak mówił! Kiedy z jego ust padło „poszłem” zamiast „poszedłem”, nie wiedziałam: śmiać się czy płakać. Nie mogłam pojąć, co moja córka w nim widzi. Chciałam posłać Romkowi długie, znaczące spojrzenie, ale on był pochłonięty rozmową z Przemkiem! Panowie dyskutowali o piłce nożnej i najwyraźniej znaleźli wspólny język. No nie! Ja chyba śnię. Romek go polubił!
Później naszła mnie samokrytyczna refleksja, że może się czepiam i zbyt surowo oceniam tego małolata. Wymarzyłam sobie dla mojej jedynaczki księcia z bajki i kiedy rzeczywistość nie sprostała moim oczekiwaniom, najchętniej pogoniłabym gówniarza z domu, a smarkulę zamknęła w pokoju i poczekała, aż jej ta cała miłość przejdzie. Przecież to mało dojrzała postawa i fatalnie o mnie świadczy.
Dam mu szansę, postanowiłam. Musi mieć jakieś zalety, każdy ma. Spróbowałam więc być dla chłopaka milsza i zagadnęłam go o rodzinę. I co? Uzyskane odpowiedzi sprawiły, że rozczarowanie zmieniło się w przerażenie. Czworo rodzeństwa, bezrobotna matka, brak ojca, który odszedł w siną dal. Wiedziałam, że to nie wina Przemka. Dzieciak nie wybiera sobie rodziców ani środowiska, w jakim się wychowuje, ale dla mnie był przedstawicielem patologii społecznej. Czym Paula przy nim nasiąknie? W co on ją wciągnie? Czego złego nauczy? Boże święty…
Popadłam w przygnębienie. Chłopak chyba wyczuł moją niechęć, bo zaczął zwracać się do mnie sztywno, z dystansem. Wcale nie zrobiło mi się przykro z tego powodu. Ani wstyd. Bardzo dobrze, niech wie, że mnie nie omamił. Niech do niego dotrze, że Paulina to nie jest dziewczyna dla niego, że po moim trupie…
Niestety, nic nie wskazywało na to, by mocniej przejął się moją dezaprobatą. Może nie pchał mi się w oczy, ale po tej zapoznawczej kolacji zaczął przychodzić do nas niemal codziennie. Zamykali się w pokoju Pauliny, niby pod pretekstem wspólnej nauki, i przesiadywali tam całymi godzinami. Żeby zapobiec najgorszemu i nie zostać młodą babcią, co jakiś czas pukałam do ich drzwi, pytając, czy nie zrobić im herbaty albo czy mają ochotę na ciasto, które właśnie upiekłam. Oczywiście Paula się o to wściekała, ale nic sobie z tego nie robiłam. Romek mówił mi, że zachowuję się jak upiorna teściowa z dowcipów i że powinnam dać młodym spokój, ale jego też nie słuchałam. Wiedziałam lepiej. Ktoś musiał zachować rozsądek w tym towarzystwie wzajemnej adoracji. Zwłaszcza że coraz bardziej upewniałam się w swojej opinii i pierwszym wrażeniu: Przemek nie był odpowiednim chłopakiem dla Pauliny. Mniejsza o ubiór czy fryzurę, ale źle się uczył, zdarzało mu się przeklinać, nie miał żadnego pomysłu na życie… No i podejrzewałam, że popija i popala, choć nie miałam na to żadnych dowodów.
Przyznaję: szukałam potwierdzenia moich domysłów. Zawsze, kiedy się ze mną witał czy żegnał – no dobrze, może nie był tak całkiem źle wychowany – wciągałam powietrze nosem, usiłując „wywąchać” papierosy albo alkohol, i nigdy mi się nie udało. Ale to, że nigdy go nie przyłapałam, wcale mnie nie uspokoiło, tylko wpędziło we frustrację. Byłam przekonana, że to chuligan – co gorsza, chuligan na tyle sprytny, że potrafił się maskować.
Nie chciałam otwarcie zabraniać Paulinie spotkań z nim, bo przyniosłoby to odwrotny skutek. W końcu była nastolatką, z buntem wpisanym w swój wiek. Zamiast zakazywać, próbowałam zniechęcić ją do Przemka inaczej: żartowałam sobie z niego, kpiłam, mówiłam o nim protekcjonalnie, starając się między słowami przekazać córce, że zasługuje na kogoś dużo lepszego. Widziałam, że sprawiam jej przykrość, ale tłumaczyłam sobie, że to przecież dla jej dobra. Nieważne, że lekarstwo jest gorzkie, grunt, by zadziałało, usprawiedliwiałam się, kiedy nachodziły mnie wyrzuty sumienia.
W efekcie Paulina odsunęła się ode mnie, nie od swojego chłopaka. Zyskałam tyle, że przestała mi się zwierzać i zaczęła się do mnie odnosić z ostentacyjnym wręcz chłodem. Bardzo mnie to bolało – i oczywiście winiłam za tę sytuację Przemka.
Co to za wrzaski?
Pomógł nam przypadek albo… zrządzenie losu. Któregoś dnia postanowiłam wrócić z pracy piechotą zamiast tramwajem. Pogoda była piękna, a spacer tak mi się spodobał, że przedłużyłam go, skręcając w nieznane mi uliczki. W ten sposób zabłąkałam się na jakiejś obskurne osiedle. Odrapane bloki, walające się na chodniku pety i puste butelki. Już miałam zawrócić, kiedy zatrzymał mnie w miejscu czyjś wściekły wrzask:
– Wy skur…!!!
Rozpoznałam ten głos. Przemek!
– Pożałujecie, gnoje! – w tonie chłopaka było tyle złości, że aż się przestraszyłam. Ale zaraz pomyślałam z gorzką satysfakcją: a więc miałam co do niego rację, oto jego prawdziwa twarz.
Podążyłam za dźwiękami kłótni, chcąc nagrać telefonem awanturującego się Przemka. Będę miała dowód dla córki. Dotarłam za róg bloku i zobaczyłam chłopaka mojej córki w towarzystwie dwóch innych nastolatków. Tyle że sytuacja wyglądała inaczej, niż sobie wyobrażałam. Przemek tulił do siebie dygoczącego z bólu lub strachu psa, a tamci dwaj śmiali się paskudnie. Jeden wycedził:
– To mój kundel. Będę go kopał, ile zechcę, i nic ci do tego. Oddawaj go, ale już! Bo też oberwiesz – wyciągnął ręce po psa.
– Zapomnij! – Przemek cofnął się o krok.
– Jeszcze zobaczymy…
Brutalny właściciel psa i jego towarzysz zaczęli zbliżać się do Przemka w wyraźnie agresywnych zamiarach. Przemek się cofał. On był jeden i miał zajęte ręce. Ich było dwóch… Wtedy wtrąciłam się ja.
– Co się tutaj dzieje?! Dzwonię po policję!
– Pani Ania! Co pani tutaj robi? – w głosie Przemka brzmiało zaskoczenie, ale też radość. Chyba po raz pierwszy szczerze ucieszył się na mój widok.
– Jak to co? Zapobiegam bójce – wyjaśniłam. – To jak, mam dzwonić na policję czy się grzecznie wyniesiecie? – zapytałam agresywnych chłopaków.
Mruknęli pod nosem kilka przekleństw, jeden z nich splunął mi pod nogi, ale potem odwrócili się i poszli sobie.
Wtedy Przemek stracił buńczuczność i łamiącym się głosem powiedział:
– Dziękuję. Gdyby nie pani… nie wiem, co by było. Oni go bili, kopali… – czule pogłaskał psiaka po łebku.
– Zaopiekuję się tobą – szepnął do zwierzaka. – Jakoś przekonam matkę…
Słysząc to, zrozumiałam, jak potwornie niesprawiedliwa byłam wobec tego chłopaka. Czy to takie ważne, że brakowało mu manier, słownictwa? Miał dobre serce i odwagę, by sprzeciwiać się złu. Tego się nie kupi za żadne pieniądze, nie wyuczy na żadnych studiach. A ja tego nie widziałam, bo skupiałam się na powierzchownych sprawach. Zrobiło mi się wstyd i postanowiłam w duchu, że mu to wynagrodzę. Pomogę mu nabyć ogłady, wyszlifuję ten diament.
Dziś ja i Przemek jesteśmy zaprzyjaźnieni. Tak mocno, że mówię o nim „zięć na pięć”, a Paula czasem żartuje, że chyba jest zbędna w naszym układzie. Zazdrośnica.
Anna, 43 lata
Zobacz także:
- „Mąż wykrzyczał, że nigdy nie chciał się ze mną żenić. Wpadliśmy, więc teściowa i matka go zmusiły – przekupiły go pracą u mojego ojca”
- „Synowa wychowuje mojego wnuka na życiową kalekę. Wszystkiego mu zabrania. Babcia pozwoliła mu się wyszaleć”
- „Była synowa robi wszystko, by wnuki o mnie zapomniały. Na alimenty mojego synka umiała naciągnąć, a mnie mówi, że jej nie szanuję!”