Reklama

– Igorek tylko tak się bawi, mamo – powtarzała z pobłażaniem, kiedy dwuletni dzieciak rzucał w nią zabawkami.
Potrafił cisnąć w mamę całkiem sporym samochodzikiem. A jeśli to nie pomogło i nie dostał tego, na co miał ochotę, ruszał z pięściami…
Mojego zięcia bawiły te drobne, szybkie ciosy. Sama widziałam, że pozwalał Igorowi okładać się, gdzie popadnie, nawet po głowie i twarzy.
– Adam, no co ty, każ mu przestać! Przecież tak nie wolno! – powtarzałam zdumiona tym zachowaniem.
– Ale przecież to nie boli, mamo… – śmiał się Adam, doprowadzając tym dziecko do coraz to większego szału.

Reklama

Dziecku wolno wszystko?

Bicie i rzucanie czym popadnie stało się dla mojego wnuka codziennością. Kocham go, ale prawdę mówiąc, nieraz dałabym mu klapsa za coś takiego. Zresztą, kiedy mały jest sam u mnie w domu, to sobie tak nie pozwala. Wystarczy jedno moje spojrzenie i staje się spokojny i cichy jak trusia. A w domu wszystkich terroryzuje. Zięć ma to w nosie, a moja córka pobłaża małemu na każdym kroku.

Pół roku temu wynajęli do dziecka opiekunkę, bo moja Zosia zdecydowała, że jednak wraca do pracy.
– Teraz są takie czasy, że nie wiadomo, co pracodawcy przyjdzie do głowy. Lepiej, żebym była na miejscu i pilnowała swojej posady – stwierdziła. I słusznie.

Z tym coś trzeba zrobić, ale...

Opiekunka – miła, młoda dziewczyna – wydawała się fajna i kompetentna. Od razu podeszła do Igorka z uśmiechem i zajęła go zabawą. Trzy tygodnie później już nie była taka radosna. A kiedy pewnego razu zostałyśmy same, zwierzyła mi się, że nie wie, jak długo jeszcze wytrzyma w domu mojej córki.

– Chłopiec jest naprawdę cudny! Inteligentny, kontaktowy. Tylko taki agresywny… Za nic nie mogę mu wytłumaczyć, że nie wolno mu bić ludzi. Nie tylko na mnie rzuca się z pięściami, ale i na inne dzieci – opowiadała. – Chodzimy do takiego osiedlowego klubu dla maluchów. Byłoby fajnie, gdyby tam mógł się pobawić z rówieśnikami, ale dzieciaki od niego stronią. Parę razy różne mamy zwracały mi uwagę, że z zachowaniem Igora coś trzeba zrobić. Ale pani Zosia nie widzi problemu, a pan Adam uważa, że ja się małego czepiam…

Współczułam bardzo dziewczynie, ale naprawdę nie mogłam jej pomóc. Mnie przecież rodzice wnuka też nie słuchali. No i, niestety, pewnego dnia opiekunka zrezygnowała – stało się to zaraz po tym, jak dzieciak rzucił w nią talerzem z zupką.

– Chciał się tylko pobawić, a ona jest głupia! – to była opinia mojego zięcia.
– Naprawdę mogła być bardziej wyrozumiała dla dziecka – tak stwierdziła Zosia.

Proszę nie wyrabiać w nim kompleksów!

Poszukiwania kolejnej niani zajęły im trochę czasu. W końcu zdecydowali się dla odmiany na starszą, stateczną panią.
– Bo te młode to nie mają podejścia do dzieci! – usłyszałam.
Pani Olga także bardzo przypadła mi do gustu, bo wyglądała na taką, co to sobie nie da w kaszę dmuchać.
„Ona wychowa mojego wnuka” – myślałam z nadzieją, uważając, że dziecko przecież jeszcze nie jest stracone, i krok po kroku uda się je oduczyć brzydkich zachowań.
Co z tego, skoro kiedy tylko niania karciła Igorka, od razu spotykało się to z protestem jego rodziców. Twierdzili, że do dziecka nie można mówić takim autorytatywnym tonem, bo to wyrabia w nim kompleksy.

– On musi mieć odwagę wyrażać swoje zdanie! – powtarzali jedno przez drugie.
– Poprzez rzucanie we mnie różnymi przedmiotami? – niania podnosiła brwi do góry.
– Na razie inaczej nie umie! – słyszała w odpowiedzi.

I wreszcie zdarzył się wypadek

Igorek rzucił w nianię metalowym autkiem tak skutecznie, że trafił ją prosto w oko!
Pani Olga zalała się na placu zabaw krwią z rozciętego łuku brwiowego i jedna z mam musiała ją odprowadzić do pobliskiej przychodni.
Kiedy Zosia zadzwoniła do mnie wieczorem, miała wyraźnie zgaszony głos.
– Nie mamy na jutro opiekunki, bo pani Olga na zwolnieniu lekarskim. Będziesz mogła do nas przyjść? – zapytała.

No cóż, co miałam zrobić? Byłam z małym przez dwa tygodnie, na tyle niania dostała zwolnienie. Jednak kiedy miała już wrócić, zadzwoniła i oznajmiła, że rezygnuje z pracy.
– Głupia baba! Mogła nas uprzedzić! – wściekał się zięć.
Ale nie uprzedziła. Ani o tym, że odchodzi, ani że… złożyła w sądzie pozew o odszkodowanie! Za rozcięty łuk brwiowy, uszkodzoną siatkówkę oka i zwolnienie lekarskie powyżej siedmiu dni.

Kiedy mój zięć zobaczył ten dokument, myślałam, że z nerwów szlag go trafi.
– Nic nie ugra! A niby jakie ma dowody na to, że w ogóle była u nas zatrudniona? Durne babsko! – wrzeszczał.

Koszt bezstresowego wychowania dziecka

Tymczasem trafiła kosa na kamień, bo niania nie była taka głupia. Okazało się, że przed kilku laty pracowała jako opiekunka u znanego adwokata i teraz zwróciła się do niego o pomoc. Ten powiedział jej, że brakiem umowy o pracę nie musi się martwić, bo wystarczy, że w swoim rocznym zeznaniu podatkowym uwzględni te dochody, zaznaczając, że pracodawca nie dał jej PIT-a.

Będzie kryta przed urzędem skarbowym, a moja córka z zięciem mogą mieć dodatkowe kłopoty za zatrudnianie niani na czarno. Bo nie mogą zaprzeczyć, że zatrudniali panią Olgę. Ona ma w swojej komórce SMS-y od nich na temat godzin pracy i uwagi dotyczące Igorka, ma świadków – inne nianie i mamy z osiedlowego klubiku dla dzieci. A one, od dawna oburzone zachowaniem mojego wnuka wobec ich dzieci, teraz bardzo chętnie będą świadczyć przeciwko jego rodzicom. Wygląda na to, że córka z zięciem zapłacą pani Oldze odszkodowanie, 20 tysięcy.
– Czasem wychowanie dziecka trzeba zacząć od jego rodziców – powiedziała kiedyś pani Olga.

Anna

Sprawdź:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama