Reklama

Odkąd Zosia była w brzuchu mojej siostry, myślałam, że to mnie przypadnie ten zaszczyt. To ja miałam wystąpić w roli mamy chrzestnej. Kocham tą małą dziewczynkę, jak własne dziecko, dlatego tym bardziej nie rozumiem ich decyzji. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę umiała się z tym pogodzić. Przez to wszystko nie rozmawiam z siostrą od kilku miesięcy, wpadam zająć się Zosią, gdy Julia i Bartek wychodzą gdzieś razem.

Reklama

Teraz jeszcze dostałam zaproszenie i muszę zdecydować, czy w ogóle tam pójdę. Ich wybór bardzo mnie uraził, ale nie chciałabym, żeby moja relacja z Zosią ucierpiała przez to w przyszłości. Mogę nie być jej mamą chrzestną na papierze, ale w życiu będę zachowywać się jak dobre wróżki, które towarzyszyły księżniczkom w bajkach Disneya.

Matka chrzestna powinna być z rodziny

Myślałam, że pęknie mi serce, kiedy usłyszałam, że Julia wybiera swoją przyjaciółkę, zamiast mnie, swojej rodzonej siostry. Wszystko miało wyglądać inaczej. Dlaczego podjęła taką decyzję? Tak się wkurzyłam, że nie zdążyłam się jej zapytać i wyszłam. Nie rozmawiamy ze sobą od trzech miesięcy, zgaduję, że to ja będę musiała odezwać się pierwsza. Nie rozumiem, dlaczego tak wybrała, przecież ja jestem najbliższą ciocią Zosi. Marlena jest koleżanką ze studiów, nawet nie należy do naszej rodziny. Dzisiaj są z Julią blisko, a za kilka lat mogą ze sobą nie rozmawiać. Jeśli tak się stanie, Zosia zostanie bez mamy chrzestnej.

Po co mam iść na przyjęcie?

Muszę dobrze zastanowić się, czy przyjąć zaproszenie na tę uroczystość. Po co mam tam iść, skoro tak mnie potraktowali? Z drugiej strony to ważny dzień w życiu Zosi, chciałabym, żeby w przyszłości wiedziała, że byłam razem z nią. Trudno, najwyżej zacisnę zęby i pójdę na to przyjęcie, żeby z podniesioną głową pozować do zdjęć. W końcu nie powinna kierować mną złość, w dniu chrztu najważniejsza będzie Zosieńka. Przez te złe emocje zapominam, co jest najważniejsze w tym sakramencie.

Matka chrzestna to nie tylko prezenty

Rodzice chrzestni kojarzą się wszystkim z drogimi prezentami i kopertami wypchanymi pieniędzmi. Nikt nie pamięta o głównym zadaniu i duchowym wymiarze. Bycie chrzestną to nie tylko zaszczyt, ale przede wszystkim ogromna odpowiedzialność i możliwość wspierania dziecka w jego duchowym rozwoju. Ciekawe, czy Marlena zdaje sobie z tego sprawę? Jakoś nigdy nie słyszałam, żeby chodziła do kościoła. Pewnie będzie jedną z tych matek, która pojawia się tylko od święta. Tak to jest, że większość rodziców chrzestnych wpada do dziecka z urodzinowym prezentem, a potem przez cały rok cisza. Szkoda mi Zosieńki, jeśli tak to będzie wyglądać.

Obdarzyłam ją bezwarunkową miłością

Zosia jest dla mnie jak własne dziecko. Od momentu, gdy przyszła na świat, kocham ją jak szalona. Nigdy nie bałam się nią opiekować, nawet gdy była maleńka zmieniałam jej pieluchy i tuliłam do snu. Wcześniej pomagałam Julii w opiece nad maleństwem, kiedy brakowało jej sił. Teraz też zawsze mogą na mnie liczyć, gdy potrzebują gdzieś wyjść. Może i mam złamane serce, ale nie pozwolę, żeby to zepsuło moje relacje z Zosieńką.

Klaudia


Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama