Reklama

Kilka miesięcy temu szczęście nas opuściło i nagle znaleźliśmy się na skraju finansowej zapaści. Naprawdę niewiele było trzeba: mój szef obniżył stawkę za zlecenia, a firmie męża nie zapłacił jeden z kontrahentów. „Dobrze, że lekarz dał mi zwolnienie – uznałam. – Te trzy dni w domu na pewno dobrze mi zrobią. A ja myślałam, że przy drugiej ciąży jest łatwiej! Czyżby mój organizm przez te kilka lat aż tak się zestarzał?”.

Reklama

Tym razem będzie dziewczynka, byłam tego pewna. Czułam się koszmarnie i utyłam jakoś inaczej, jakby dziecko owinęło się wokół mnie niczym kokon. Dodatkowe kilogramy były dosłownie wszędzie! Michałek zauważył, że przeglądam się w lustrze, i przybiegł się przytulić…
– Jesteś najpiękniejsza na świecie, mamusiu – oświadczył. – Jak będę duży, to się z tobą ożenię.
Pogłaskałam go z czułością po główce.
– Ale przecież już mam męża, syneczku.
– Może się rozwiedziesz? – podsunął mały łobuz.
– Zmykaj do łazienki umyć ręce – klepnęłam go lekko. – Bierzemy się do lepienia pierogów.

Michał nie musi wiedzieć wszystkiego

Dobrze, że miałam chociaż jednego wielbiciela. Mój drugi mąż mógł sobie mówić, co chciał – i tak widziałam, że już nie jestem dla niego atrakcyjna. No bo jak ktoś, kto przybrał na wadze 17 kilogramów, uwierzy, że przyczyną braku zainteresowania partnera są kłopoty w pracy?

Wyjęłam mąkę, rozsypałam na stolnicy i dopiero wtedy dotarło do mnie, że mój syn założył, że rozwiodę się z Krzyśkiem. Biedny smyk, najwyraźniej sądzi, że rozstania są naturalnym skutkiem każdego małżeństwa!
– Słonko, dlaczego myślisz, że się rozwiodę? – zapytałam go, kiedy udało mu się uporać z szufladą, w której zaklinował się wałek do ciasta.
– Może wujek też pojedzie do Anglii tak jak tata – wyjaśnił mi mój mały synek. – Dużo ludzi pracuje za granicą. Brat Antka ze starszaków odlatywał w zeszłym tygodniu. Samolotem!
– Aha – mruknęłam.

Czy powinnam mu wytłumaczyć, że sam wyjazd nie był żadnym powodem, lecz fakt, że jego ojciec związał się z inną kobietą, bo, jak twierdził, czuł się samotny na obczyźnie? Mało tego, mój eks zapomniał mi o tym wspomnieć i dowiedziałam się o zdradzie od jego życzliwych kolegów! Nie, tak dokładne dane nie są Michasiowi do niczego potrzebne. Spotykał się z tatą kilka razy w roku, na co dzień zaś miał Krzyśka, który dbał o jego wychowanie. I tak wystarczający galimatias, więcej szczegółów pięciolatkowi nie potrzeba.

Mam wrażenie, że on nie lubi Misia

Kończyliśmy lepienie, garnek z wrzątkiem już czekał, gdy usłyszałam zgrzyt klucza i do mieszkania wkroczył Krzysiek.
– Niespodzianka! – krzyknął od progu. – Dziś udało mi się wyrwać wcześniej!
– Cześć, wujku – przywitał się Michałek.
– A co ty tu robisz, kolego? – Krzysiek spojrzał na niego wzrokiem dalekim od życzliwego. – Dlaczego nie jesteś w przedszkolu? Coś ci dolega?
– Daj spokój – poprosiłam. – Michał nie bardzo miał chęć iść, a mówiąc szczerze, i mnie nie chciało się wstawać, żeby go odprowadzić.
– Trzeba było powiedzieć, to bym go podrzucił – burknął mąż, wciąż niezadowolony. – Masz zwolnienie, miałaś odpoczywać, nie użerać się z dzieckiem!
– Nie użerałam się – postawiłam sprawę jasno, bo małemu już buzia zaczęła składać się w podkówkę. – Dobrze nam było razem, robiliśmy pierogi.
– To akurat widać – Krzysiek krytycznie spojrzał na umączonego od stóp do głów Miśka.
– Zdejmij ten fartuch, człowieku, wyglądasz jak baba! I umyj się!

Takie były ustalenia

Michał poszedł do łazienki, a Krzysiek tymczasem marudził dalej: że ma kocioł w pracy, chciałby odpocząć choć kilka godzin. I dlaczego, jak już uda mu się urwać wcześniej, nie może posiedzieć ze mną i pogadać, tylko zawsze jest przy nas „mały szpieg”?
– To nasz syn – przerwałam mu te niemądre wywody.
– Nasz syn! – prychnął mi w nos. – To czemu wciąż mówi do mnie „wujek”?

Sto razy to wałkowaliśmy i wiedziałam, że Krzysiek doskonale pamięta wspólne ustalenia: Michaś już ma tatę, kocha go, pisze do niego i zawsze, gdy mój eks wraca do kraju, spotykają się ze sobą. Jeżeli kiedyś zechce nazwać tym mianem mojego obecnego męża – zrobi to. Sam.

Wiedziałam jednak, że ta dyskusja to było tylko wyżywanie się i eksplozja złego humoru, zatem jej nie podjęłam, bo po co? Mój nastrój był już wystarczająco zepsuty. Nawet pierogi, przy których wreszcie usiedliśmy, już mi nie smakowały.
– Nie mlaskaj – mąż upomniał syna. – Mówiłem ci już: je się z zamkniętymi ustami.
Michał spuścił głowę.
– Sama zobacz, Nika – tym razem Krzysiek zwrócił się do mnie. – Ani słowa! Nie mógłby przeprosić, powiedzieć coś? Jak z koniem się gada! Tylko spuści łeb i przeżuwa!

Czasami jesteś naprawdę okropny

– Daj spokój – poprosiłam.
Na to on, że wiele przecież nie wymaga. Przeprosin i tego, żeby nie czuł się jak w chlewie. I jeszcze, że ktoś przecież musi chłopaka wychować, a na mnie liczyć nie można – na wszystko przymykam oko!
– To tylko dla twojego dobra – zakończył. – Kiedy urodzi się dziecko, nie poradzisz sobie.
– Mogę iść do swojego pokoju? – płaczliwie zapytał Michaś. – Brzuch mnie boli.
Krzysiek łaskawie pozwolił i mały powlókł się do siebie.
Czasami jesteś naprawdę okropny – podsumowałam i też wstałam od stołu.
– A ty dokąd?
– A jak myślisz? Pocieszyć go. Od kiedy wszedłeś do domu, wciąż po chłopaku jeździsz! Mam wrażenie, że go nie lubisz – stwierdziłam z wyrzutem, bo czy nie przyrzekał mi przed ślubem, że Michał będzie dla niego jak rodzony syn?

No i się zaczęło… Że sympatia nie ma nic do rzeczy, gdy chodzi o wychowanie; że nie może tak być, żebym biegła za dzieckiem za każdym razem, gdy stroi fochy, bo wtedy podważam metody męża. I jeszcze, że najwyraźniej pragnę, żeby z Miśka wyrósł maminsynek i niedojda życiowa!

Może to ze mną jest coś nie tak?
– Chodź na kanapę – wziął mnie za rękę. – Odpoczniesz, pogadamy z maluszkiem…
Położyłam się, bo prawdę mówiąc, stanie przy garach mnie zmogło. Ale wciąż miałam wyrzuty, że syn siedzi sam w pokoju. Powiedziałam o tym mężowi.
– W niedzielę wybierzemy się wszyscy do zoo – zaproponował wspaniałomyślnie. – Michał! – zawołał. – Chodź no tutaj!
Odpowiedziała cisza.
– Michał!

Wreszcie drzwi od pokoiku uchyliły się, synek zapytał „Co?”.
– Nie „co”, tylko „słucham”! W niedzielę idziesz z nami obejrzeć zwierzaki, cieszysz się?
Synek wzruszył ramionami.
– Znaczy się, masz to gdzieś, tak? – upewnił się mąż. – No to zostaniemy w domu.
Drzwi się zamknęły, a ja zerwałam się z kanapy.
– A ty dokąd znów? – Krzysiek złapał mnie za rękę. – Będziesz go błagać, żeby łaskawie wziął udział w wycieczce? Tak?
Poszłam do łazienki i rozpłakałam się z bezsilności. Co mam zrobić, żeby stosunki męża z moim synem układały się lepiej?

Weronika

Przeczytaj też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama