„Córka mojego męża wyłudzała ode mnie pieniądze. Musiałam się na to zgadzać, bo chciałam być przez nią akceptowana”
„Bardzo chciałam, by Malwina mnie polubiła. Wiedziałam, że szczęście w naszym związku zależy właśnie od tego. Nie spodziewałam się jednak, że dziewczynka zacznie traktować mnie jak kumpelę i będzie powierzać mi swoje intymne sekrety...”.
- redakcja mamotoja.pl
Robert dzwonił już piąty raz, a ja ciągle nie odbierałam. Bałam się, że w końcu się obrazi, ale naprawdę nie mogłam w żaden sposób wyrwać się z zebrania, więc tylko ukradkiem obserwowałam wyświetlacz wyciszonego telefonu.
– No, nareszcie! Już myślałem, że coś się stało! – powitał mnie, kiedy wreszcie oddzwoniłam. – Słuchaj, tak sobie pomyślałem… W sobotę jest wystawa kotów rasowych i idziemy tam razem z Malwiną. Może poszłabyś z nami?
Wstrzymałam oddech. Tego się nie spodziewałam! Doskonale wiedziałam, że ta wystawa kotów nie jest tylko wystawą kotów.
W jednej chwili poczułam się, jakbym to ja miała być wystawiana na pokaz i oceniana w pięciu kategoriach medalowych. Dlaczego? Ponieważ, chociaż spotykałam się z Robertem od prawie roku, do tej pory nie poznałam jego córki. To miało być nasze pierwsze spotkanie i bardzo mnie to zestresowało.
Znalazłam ich pod klatką z trzema łysymi kotami rasy Sfinks. Robert przedstawił nas sobie, po czym udaliśmy się na zwiedzanie alejek z klatkami.
– Lubisz koty? – zagadnęłam czternastolatkę. – Ja lubię, ale mam psa. Owczarka niemieckiego.
– Uwielbiam koty! – spojrzała na mnie i zauważyłam, że ma bardzo mocno pomalowane oczy. – Są dużo mądrzejsze od psów. I nie są takie namolne.
Chciałam powiedzieć, że moja Hana wcale nie jest namolna, za to bardzo inteligentna, ale dałam sobie spokój. W końcu zależało mi na tym, żeby Malwina mnie polubiła, nie musiałam bronić honoru psów.
Po wystawie poszliśmy na pizzę. Rozmowa nawet się kleiła. Córka Roberta opowiadała o swoim kocie, ja o Hanie, a Robert żartował, że kiedyś kupi sobie konia.
Malwina mieszkała z matką, więc siłą rzeczy kilka razy o niej wspomniała, ale mi to nie przeszkadzało. Tym bardziej że jeśli już coś o niej mówiła, to w kontekście tego, że niezbyt się rozumieją. Raz nawet napomknęła, że musiała mamę oszukać, bo ta czegoś „nigdy by nie łyknęła”. Zauważyłam, że w tym momencie twarz Roberta stężała, ale nie odezwał się słowem.
Przed wyjściem poszłyśmy razem do łazienki. Kończyłam właśnie suszyć ręce, kiedy Malwina wyjęła z torebki kosmetyczkę, żeby poprawić makijaż. Zahaczyła o nią ręką i wszystko poleciało na podłogę. Chcąc pomóc, kucnęłam, i podnosząc błyszczyk do ust nagle znieruchomiałam na widok czegoś, co moim zdaniem absolutnie nie powinno się znajdować w kosmetyczce czternastolatki. Malwina dostrzegła, na co patrzę, i parsknęła śmiechem.
Poprosiła, bym nic nie mówiła jej ojcu
– No co? Trzeba się zabezpieczać – udawała wyluzowaną, ale zaczerwieniła się, podnosząc opakowanie prezerwatyw. – Nie powiesz tacie, prawda? Dostałby zawału.
– Jasne, nie powiem – obiecałam, sama nie wiem dlaczego.
– Jesteś spoko.
Nie podobało mi się, że muszę ukrywać coś przed Robertem, ale z drugiej strony to nie kłamstwo, tylko przemilczenie. Oczywiście tak naprawdę nie chodziło o lojalność, tylko o zdobycie zaufania dziewczyny. Chciałam, by mnie lubiła.
– Milena nie znosiła Ewy, mojej poprzedniej dziewczyny – powiedział raz Robert. – Kiedy się rozstaliśmy, odetchnąłem z ulgą, że więcej nie będę musiał słuchać ich kłótni.
Zapamiętałam to jako przestrogę. Uznałam, że antypatia córki Roberta do jego partnerki pomogła mu zadecydować o rozstaniu. A ja nie chciałam się z nim rozstawać. Z każdym dniem zależało mi na nim coraz bardziej i po cichu miałam nadzieję, że kiedyś się pobierzemy.
Jakiś czas później Robert zaproponował, żebyśmy wybrali się we trójkę na jarmark bożonarodzeniowy i kupili trochę ozdób na choinkę. Brzmiało całkiem zachęcająco.
– Dobra, ja mam dość – oznajmił mój facet po godzinie kluczenia wśród stoisk. – Siądę tu sobie i wypiję grzane piwo, a wy połaźcie trochę we dwie, co? Malwisiu, masz tu pięć dych, kup sobie, co tam chcesz, a potem po mnie wróćcie.
Pomysł spodobał się wszystkim. Oddaliłyśmy się z Malwiną i dosyć szybko znalazłyśmy stragany nie tylko z ozdobami, ale też z biżuterią, czapkami, torebkami i całą masą innych rzeczy kompletnie niezwiązanych ze świętami.
– Rany, ale super portfel! Ze skóry! – Malwina złapała coś, co wyglądało jak wykrojone z krokodyla i polakierowane na czerwono.
– Muszę go mieć, no po prostu muszę! Agata, pożyczysz mi stówkę?
Nie podobało mi się pożyczanie pieniędzy
Zamrugałam oczami zaskoczona, ale bez zająknienia sięgnęłam do torebki.
– Dzięki, jesteś super! – posłała mi promienny uśmiech. – Tylko błagam, nie mów tacie, że był taki drogi. Chyba by mnie zabił! Powiemy, że to imitacja skóry i kosztował trzydzieści złotych, okej? Oddam ci kasę, jak się znowu spotkamy.
Czułam się idiotycznie, kiedy niedługo potem Malwina wciskała Robertowi kit na temat czerwonego portfela, ale nic nie zrobiłam. Nie chciałam jej zawstydzać. No i ryzykować, że przestanę być „super”.
Najwyraźniej jednak byłam „spoko”, bo córka Roberta często sama dopytywała się, kiedy znowu pójdziemy gdzieś we trójkę. Poszliśmy więc do kina, na pierogi, a raz zjedliśmy obiad u mnie. Podczas żadnego z tych spotkań Malwina nie oddała mi pożyczonych stu złotych, a ja nie wiedziałam, jak się o nie upomnieć, żeby nie stracić jej sympatii. W końcu machnęłam na to ręką.
Tuż przed świętami dałam dziewczynie prezent, bon do księgarni, żeby sama wybrała sobie książkę albo płytę. Zaproponowała, żebyśmy poszły razem, co mnie zdumiało, ale na widok uszczęśliwionej miny Roberta, od razu się zgodziłam.
Szłam tam, zadowolona, że udało mi się zyskać zaufanie i akceptację córki mężczyzny, którego kochałam. Wiedziałam, że Malwina jest dla niego niezwykle ważną osobą i liczy się z jej zdaniem. Przypuszczałam, że gdyby mnie nie polubiła i zaczęła na mnie narzekać, w naszym związku mogłoby zacząć się psuć, a tego bałam się jak ognia.
Na powitanie pocałowała mnie w policzek, a potem zaczęła intensywnie się nad czymś zastanawiać
– Wiesz, tak w zasadzie to ja pomyślałam, że może ty sobie coś kupisz w tej księgarni za bon, a mnie dasz równowartość tej kasy… Co ty na to? – wypaliła w końcu.
Stłumiłam uczucie rozczarowania. A więc jednak nie trafiłam z prezentem… Zapytałam jednak, co chciałaby sobie kupić za te pieniądze i zaproponowałam, że może w takim razie pójdziemy do innego sklepu, żeby coś wybrać.
Poszłyśmy do centrum handlowego. Już przy pierwszej wystawie zorientowałam się, że podjęłam pochopną decyzję i wcale mi się to nie podobało. Przecież ja już dałam dziewczynce prezent, moim zdaniem mądry i wartościowy. Nie chciałam kupować jej teraz ciuchów, a do tego zmierzała nasza wyprawa. Kompletnie jednak nie wiedziałam, jak jej to powiedzieć. Tak bardzo chciałam, żeby mnie lubiła, że gdzieś po drodze przestałam rozsądnie myśleć.
„No dobra, to ostatni raz – obiecałam sobie pod przymierzalnią. – Kupię jej jakąś kieckę i koniec z tym kumplowaniem się”.
Kiedy jednak Malwina wyszła zza kotary, okazało się, że wcale nie chciała sukienki.
– Co to jest? – zdziwiłam się na widok czegoś bardzo przezroczystego, kusego i z całą pewnością nie zaprojektowanego z myślą o czternastoletnich dziewczętach.
– Na imprezki – wyjaśniła, obracając się w nowej bluzce. – Fajna jest! Powiedz, faceci będą na mnie lecieć, jak to włożę? Wyglądam w niej jakbym miała osiemnaście albo nawet dziewiętnaście lat, nie?
„O rany, ale dałam się wrobić…”
Przypomniałam sobie o prezerwatywie w łazience i zrobiło mi się słabo. Co ja wyprawiam?!
– Na jakie imprezki? Mama pozwala ci chodzić? – spytałam.
– Ta, pozwala! – prychnęła.
– Mama myśli, że uczę się u Diany. Dziewczyna jej taty nas kryje. Możemy wychodzić na balety, jak ona jest, a jej tata ma dyżur. Nic nie mówi jej staremu, bo nas rozumie. Jest super, tak jak ty!
Pomyślałam, że ta kobieta popełnia chyba przestępstwo. Jak mogła pozwalać dwóm nastolatkom powierzonym jej opiece wychodzić gdzieś bez wiedzy i zgody ich rodziców?! Aż bałam się pomyśleć, co Malwina i jej koleżanka robiły na tych „baletach”. Czytałam zbyt wiele artykułów o pomysłach zepsutej młodzieży, no i widziałam tę prezerwatywę w jej kosmetyczce…
Naprawdę nie miałam ochoty tego słuchać.
Ostatecznie obrzydziłam jej kuse muśliny i doradziłam jakiś inny ciuch. Zapłaciłam znacznie więcej niż chciałam, ale najważniejsze było, żeby jak najszybciej zakończyć tę eskapadę. Nie chciałam, żeby Malwina zdradziła mi swój kolejny sekret, który musiałabym ukrywać przed jej ojcem. Już i tak za dużo usłyszałam…
Przez kilka następnych tygodni wykręcałam się, jak mogłam, od spotkań we trójkę. Bałam się, że znowu zostanę z dziewczyną sam na sam i znowu mnie w coś wmanewruje. Takie uniki wydawały się rozsądnym wyjściem. Nie przewidziałam tylko, że Robert zauważy moją niechęć do tych spotkań i zinterpretuje to po swojemu.
– Co jest, kochanie? Mam wrażenie, że chodzi o Malwinę… Pokłóciłyście się w tej księgarni, czy co?
No tak, o zamianie książek na ciuchy też obiecałam mu nie mówić, i to jeszcze zanim wyszła ta cała historia z nielegalnymi imprezami. Przypomniałam sobie, że już wtedy nie chciałam tego obiecywać, ale Malwina tak się przymilała, że w końcu ustąpiłam.
Po prostu mistrzyni asertywności ze mnie…
– No proszę, powiedz, co się stało? – drążył Robert. – Wiesz, jak mi zależy, żebyście się dogadywały. Jesteście dwiema najważniejszymi kobietami w moim życiu.
„No tak. Tyle że jeśli zdradzę sekrety Malwiny, ona mnie znienawidzi! – pomyślałam. – A wtedy… kto wie, która z dwóch kobiet twojego życia okaże się tą ważniejszą!”.
Miałam wątpliwości, czy wyjawić prawdę, ale w końcu pękłam. Nie mogłam już dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Nie chciałam okłamywać Roberta!
– Nie pokłóciłyśmy się… – zaczęłam płakać. – Po prostu… Kochanie, muszę ci coś powiedzieć.
Robert słuchał jak skamieniały. Opowiedziałam mu wszystko.
W końcu miał prawo wiedzieć, co dzieje się z jego dzieckiem. Mówiłam o tym, że chodzi na imprezy bez wiedzy matki, nosi kondomy w torebce, wyciąga pieniądze od innych i nigdy ich nie oddaje. No i kłamie. Oczywiście spytał, czemu nie powiedziałam mu tego wcześniej.
– Bo to twoja córka… – chlipnęłam. – I bałam się, że mnie znienawidzi jak tę całą Ewę! Ona jej nie akceptowała, a ty się z nią rozstałeś! Co miałam sobie myśleć?
– Agata! – prawie mną potrząsnął. – Co ty gadasz? Ewa mnie zostawiła dla swojego szefa, to nie miało nic wspólnego z Malwiną! A że się nie lubiły? To się zdarza! Zresztą znam swoją córeczkę i wiem, że lubi manipulować ludźmi. Swoją matką
i mną też. Przypuszczam, że Ewa po prostu się jej nie dawała, stąd ta niechęć. Ale jakie to ma znaczenie? Ja cię kocham! I Malwinę też, dlatego muszę z nią poważnie porozmawiać, zanim będzie za późno…
Dorosły nie powinien godzić się na wszystko
No cóż, byłam pewna, że po rozmowie z ojcem, Malwina się na mnie obrazi, i oczywiście miałam rację. Podobno zareagowała bardzo histerycznie, usiłowała wmówić Robertowi, że wszystko sobie wymyśliłam, bo jestem o nią zazdrosna.
Zmiękła dopiero, kiedy zadzwonił do ojca Diany i panowie ustalili pewne fakty. Rzeczywiście, dziewczynki wychodziły z domu w kusych spódniczkach i butach pożyczonych od młodej partnerki pana doktora, kiedy ten miał dyżury w szpitalu. Trwa śledztwo, dokąd chodziły i z kim się wtedy spotykały.
Jest mi trochę żal Malwiny, chociaż głupio mi, kiedy pomyślę, jak usiłowałam wkupić się w jej łaski. Dlaczego więc zdecydowałam się opisać tutaj tę historię? Chyba po to, żeby pokazać innym, jak nie należy się zachowywać wobec dzieci. Prawda jest taka, że dorosły ma być dorosłym, który naprowadza na właściwą drogę, a nie kumplem, który akceptuje wszystko.
Agata, 33 lata
Czytaj także:
- „Byłam skupiona na karierze. Dopiero wizyta u wróżki pomogła mi zrozumieć, że najbardziej na świecie pragnę być matką"
- „Zostałem samotnym ojcem z dwójką dzieci. Żona uciekła za granicę w poszukiwaniu pieniędzy i nigdy już nie wróciła"
- „Martę poznałam na porodówce. To ona była kochanką, z którą mąż mojej przyjaciółki miał dziecko"