Reklama

Wiele razy ostrzegałam Martę, że to się źle skończy. Córka tylko powtarzała, że nie mam racji i nie słuchała moich rad. Teraz widzę, że już za późno. Tomek ma dopiero 4 lata, ale ignorancja Marty sprawiła, że jego radość nie trwa dłużej niż 3 minuty. Gdy wręczyłam mu zabawny samochodzik na baterie, mój kochany chłopiec nawet nie podziękował. Szkoda, ale jestem pewna, że Tomek wyrośnie na rozpuszczonego mężczyznę.

Reklama

Przecież to taki fajny prezent!

Ostatnio zdecydowałam się kupić mojemu wnusiowi prezent − grający samochodzik na baterie. Spodziewałam się, że taki upominek sprawi mu radość i zapewni długie godziny zabawy. Niestety, ale reakcja wnuka zaskoczyła mnie. Tomuś spojrzał na zabawkę, chwilę się nią pobawił, po czym rzucił ją w kąt i całkowicie o niej zapomniał.

Zrozumiałam, że nie jest to problem samej zabawki, ale raczej podejścia mojego wnuka do prezentów. Uważam, że to przez jego matkę, moją córkę, mój wnuk stał się taki niewdzięczny. Ona ciągle kupuje mu nowe rzeczy, gdy chłopiec jest chory albo ma zły humor − Marta od razu leci do Pepco i przynosi nową zabawkę. W efekcie nic go nie cieszy, wszystko traktuje jako coś oczywistego.

Kiedyś były inne czasy - dzieci cieszyła każda zabawka

Pamiętam, jak Tomuś godzinami biegał w moim ogródku i gonił za bańkami − to taka fajna zabawa. Kiedy szliśmy razem na pocztę, kupowaliśmy książeczkę z naklejkami, a on był taki dumny, kiedy niósł ją do domu. Potem razem kolorowaliśmy i robiliśmy zdania, teraz mój wnuczek na niczym nie może się skoncentrować.

W moich czasach wszystko wyglądało inaczej. Dzieci cieszyły się z każdego, nawet najdrobniejszego upominku. Pamiętam, jak moje dzieci, potrafiły godzinami bawić się jedną zabawką, którą dostali na urodziny czy święta. Każda nowa rzecz była dla nich skarbem, czymś wyjątkowym. Dziś dzieci mają wszystko na wyciągnięcie ręki i niczego nie doceniają. Kiedy przypominam o tym Marcie, w odpowiedzi słyszę, że „kiedyś były okropne czasy i bieda, teraz wszystko się zmieniło".

Córka w ogóle nie widzi problemu

Rozmawiałam z moją Martą na ten temat, ale ona nie widzi w tym problemu. Twierdzi, że chce dać swojemu synowi wszystko, czego ona sama nie miała w dzieciństwie. Rozumiem jej intencje, ale uważam, że w ten sposób wyrządza więcej szkody niż pożytku. Rozpieszczone dziecko, które ma wszystko, czego zapragnie, nie będzie umiało cieszyć się z małych rzeczy w życiu. Apeluję do wszystkich rodziców i dziadków - nie dawajmy dzieciom wszystkiego na tacy. Uczmy je doceniania tego, co mają, pokazujmy, że każda rzecz ma swoją wartość. Może wtedy nasze wnuki i dzieci będą szczęśliwsze.

Bogusia


Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama