Reklama

Na głowę upadłaś? A z czego dzieci utrzymasz, jak się rozwiedziesz z Pawłem? – zaatakowała mnie siostra, gdy się zwierzyłam, że już dłużej nie wytrzymam życia z mężem.
– Alimenty mi będzie płacił – odparłam. – Poza tym znajdę jakąś pracę.
– Pracę? Ty? Bez wykształcenia? Z dwójką małych dzieci? – prychnęła.
– Znajdę – powtórzyłam twardo.
– Głupstwo chcesz zrobić, tyle ci powiem. Młoda jesteś, nic o życiu nie wiesz. Jak się ma chłopa, to się go trzeba trzymać. Kto cię weźmie z dwójką dzieci? A ty oprócz nich przecież nic nie masz.
– Mam za to zdradzającego mnie męża.
– Myślisz, że ty jedna? Mój Zbychu też ma niejedno za uszami, a nie rozwodzę się z nim. Taki nasz los, zamężnych i dzieciatych kobiet. Chłop jednej spódnicy przez lata się nie będzie trzymał. Normalne, że go ciągnie do innych bab. Ja ci jedno powiem: dopóki przynosi pieniądze do domu, nie przepija ich i nie wydaje za dużo na dziwki, da się wytrzymać.
– Ale ja nie chcę tak żyć! – zawołałam. – Nie chcę patrzeć, jak mnie zaraz zaczną wytykać palcami, że to ta, co męża przy sobie utrzymać nie zdołała. Już i tak sąsiadka szepnęła mimochodem, żebym lepiej Pawła pilnowała.
– No i co z tego? – siostra machnęła lekceważąco ręką. – Odpowiedz jej, żeby nie wściubiała nosa w nieswoje sprawy, a Pawłowi, żeby przestał afiszować się z kochankami.
– Czy ty nic nie rozumiesz? – popatrzyłam na nią z rozpaczą. – Przecież też jesteś kobietą!
– Już ci mówiłam. Ja to się nawet cieszę, że Zbyszek nie męczy mnie co noc o te amory. Mam co robić, gospodarstwo niemałe, ledwo z pola wrócę, a już obiad trzeba szykować. On ma kogoś na boku, za to ja mam spokój.
– Aneta, ale przecież kochałaś go, no sama powiedz, czy nie wyszłaś za niego z miłości?
– Miłość...? A co to jest miłość – wzruszyła ramionami. – Parę ruchów w przód i w tył. Ja ci powiem jedno: cała ta miłość jest zwyczajnie przereklamowana. A jedyne, co się naprawdę liczy w życiu, to rodzina. Dzieciom ojca nie zabiorę. A i sama nie zamierzam ze spuszczoną głową po wsi chodzić.
– Dlaczego ze spuszczoną?
– Jak to dlaczego? Baba z dziećmi a bez chłopa to jakaś wybrakowana musi być. Poza tym nie zapominaj, że w naszej rodzinie rozwodów nie ma. I nawet nie waż się o tym wspominać matce, jeszcze zawału dostanie – zakończyła siostra.

Reklama

Nie podniosła mnie na duchu, o nie. Idąc do niej, myślałam, że porozmawiamy po kobiecemu, liczyłam na to, że utwierdzi mnie w mojej decyzji, a ona zachowała się zupełnie odwrotnie!

Faktem jest, że i ja kochałam swojego męża. Dawniej, bo teraz już nie. Nie można kochać kogoś, kto cię wiecznie oszukuje i lata za innymi babami po zaledwie trzech latach małżeństwa. A od roku nawet się z tym już tak bardzo nie kryje.

Najpierw myślałam, że to moja wina. Że przytyłam po dwóch ciążach, a przy opiece nad dziećmi trochę się zaniedbałam. Nie byłam jednak aż tak paskudna, żeby nie chcieć ze mną spać! Widziałam spojrzenia mężczyzn, kiedy szłam ulicą. Czy patrzyliby się na mnie, gdybym nie była choć trochę atrakcyjna?

[CMS_PAGE_BREAK]

Na początku zresztą nie wiedziałam, że mąż mnie zdradza. Wierzyłam, gdy mówił, że jest zbyt zmęczony na seks, że miał ciężki dzień w pracy itp. Było mi jednak przykro, że nawet nie chce mnie przytulić, tylko odwraca się na drugi bok i zabiera swoją część kołdry. Raz nawet zaaranżowałam nam randkę. Poprosiłam siostrę, żeby wzięła na noc maluchy do siebie. Ugotowałam pyszną kolację i w szpilkach czekałam na mojego męża. Świece dogasały, a jego nie było. Wrócił dopiero nad ranem, mętnie się tłumacząc, że musiał zostać w firmie na noc. Ciekawe tylko, że z tej firmy wrócił w koszuli pachnącej damskimi perfumami, a parę dni później sortując rzeczy do prania, w kieszeni jego marynarki znalazłam damskie figi. I nie, nie były moje.

Po paru miesiącach sam się przyznał. Na moje pytania, czy kogoś ma, odpowiedział w końcu:
– Mam, no i co z tego! Wszyscy faceci na tym zadupiu zdradzają żony, dlaczego ja miałbym być inny?

Zabolało mnie to wyznanie, jak mało co. Nie dość, że nie czuł skruchy, to się jeszcze natychmiast usprawiedliwił! Chłopcy rzeczywiście byli jeszcze mali, ja nie miałam w ręku konkretnego fachu, bo ledwo skończyłam szkołę i zaraz wyszłam za mąż. Potem szybko urodziłam dzieci. Ale czy nie należało mi się lepsze życie? Dla mnie i dla moich dzieci?

Owszem, Paweł nie pił, nie bił. Poza dziećmi nie łączyło nas już jednak nic. Nie czułam z jego strony miłości ani troski, o szacunku już nie wspominając. Przychodził z pracy, czekał na obiad, a po obiedzie włączał telewizor albo wychodził z kumplami. Mówił, że po ciężkiej pracy musi się odstresować. Często też odstresowywał się w ramionach innych kobiet…

Podjęłam decyzję. Wiedziałam, że na siostrę ani resztę rodziny nie mam co liczyć. Na znajomych także – mieszkaliśmy w małej miejscowości, wszyscy się znali, nierzadko musiałam patrzeć w kościele na kobiety, z którymi sypiał mój mąż. Całe szczęście, że przyszło mi żyć w dobie internetu. Gdyby nie on, musiałabym dzwonić i umawiać się na spotkania z prawnikami. A każda porada kosztuje…

Ale od początku. Najpierw postanowiłam odłożyć parę groszy. Jak, skoro nie pracowałam? Ano normalnie, robiąc oszczędności. Paweł zostawiał pieniądze na utrzymanie domu. Co i gdzie kupowałam, to już go nie interesowało. Byle rachunki popłacone były, dzieciaki zadbane, a lodówka pełna. No i tak było. Tyle że ubranka dla dzieci zaczęłam kupować używane, przez internet. Sobie odmawiałam ciuchów. Zaczęłam też robić zakupy w tańszym spożywczaku. Zamiast schabowych gotowałam gulasze. I tak przez pół roku uzbierałam kilkaset złotych. Niedużo jak na start w nowe życie, ale zawsze coś. Zaczęłam też zarabiać własne pieniądze. Brałam udział w ankietach, które wysyłano mi przez internet. A kiedy dzieci spały dziergałam różne rzeczy na drutach, a potem wystawiałam je na aukcję. Po pół roku stać mnie było na wynajęcie kawalerki w mieście na dwa miesiące. Znalazłam bezpłatne poradnictwo prawne, gdzie pomogli mi napisać pozew rozwodowy i ustalić kwotę alimentów na dzieci.

Problemem okazała się opieka nad synkami. Miejsc w żłobkach brakowało, na opiekunkę nie było mnie stać. I wtedy wpadłam na kolejny pomysł: ogłosiłam w internecie, że chcę założyć mały domowy żłobek. Pomysł był taki, że będę zajmować się swoimi oraz cudzymi dziećmi w moim mieszkaniu. Pojawiło się parę chętnych osób. Ustaliłam szczegóły i w dniu, w którym listonosz przyniósł pozew rozwodowy, spakowałam rzeczy i wsiadłam do PKS-u.

Sprawa rozwodowa jest w toku. Walczę z mężem o mieszkanie, o jego sprzedaż i pieniądze do podziału. Rozmawiamy tylko na sali sądowej, bo ze spotkań z dziećmi Paweł zrezygnował.

Rodzina się do mnie nie odzywa i to mnie najbardziej boli. Może za jakiś czas zrozumieją, że choć złamałam rodzinną „tradycję” i rozwodzę się z mężem, to nadal jestem ich córką, wnuczką i siostrą. A przede wszystkim wolnym człowiekiem, który chce być szanowany i może jeszcze kiedyś kochany…

Reklama

Joanna, 23 lata

Reklama
Reklama
Reklama