Reklama

Cześć Dziewczyny,

Reklama

Muszę się komuś wygadać. Za każdym razem, gdy odwiedzam byłą teściową z córką, spotyka mnie jakaś przykrość. Niby wchodzę tam po coś konkretnego – po kurtkę, którą zostawiła u niej córka, po zeszyt, który zapomniała spakować po ostatniej wizycie. Ale za każdym razem patrzę na moją teściową i widzę, co myśli. „Ta kobieta sobie nie radzi”.

Teściowa myśli, że jestem złą matką dla Lusi

Najgorzej było ostatnio. Stałam w kuchni, a ona siedziała przy stole, mieszając herbatę, jakby ważyła każde ziarenko cukru, jakby od tego zależało jej życie. Ja przyszłam po buty córki, ale przy okazji, nie ukrywam, wspomniałam, że teraz ciężko – choroby się zaczęły, leki, nowa kurtka zimowa, a alimenty jak zwykle spóźnione. Powiedziałam to tak, jakbym mówiła o pogodzie. Bez proszenia. Bez skamlenia.

Wstydzę się na każdych odwiedzinach

W odpowiedzi usłyszałam tylko, że pomogłaby, ale nie ufa, że wydam te pieniądze na dzieci. A potem jeszcze dorzuciła, że różnie to bywa z takimi matkami. Zamarłam. Dosłownie. Stałam tam z tymi butami w ręku i czułam, jak płoną mi policzki. W gardle stanął mi ten znajomy, gorzki smak wstydu. Ale nie dałam po sobie poznać. Nawet się uśmiechnęłam.

Nie przepijam alimentów. Dla Lusi staram się o każdą złotówkę

Nie wiem, co wtedy odpowiedziałam. Chyba coś głupiego, coś, co miało zakończyć rozmowę. Wyszłam stamtąd najszybciej, jak mogłam. Dopiero na klatce schodowej poczułam, jak drżą mi ręce. A potem płakałam w samochodzie, żeby córka nie widziała. Bo wiecie, ja naprawdę staram się być dobrą matką. Nie jestem nie kimś, kto przepije alimenty, kupi sobie paznokcie hybrydowe zamiast nowych butów dla dziecka. Całe życie zaciskam zęby i spinam budżet, żeby moja córka miała wszystko, co potrzebne.

Na dziecko wydam ostatnie pieniądze

Często rezygnuje ze swoich potrzeb, bo wiem, że za tydzień muszę kupić nowe buty na WF albo prezent urodzinowy dla jej przyjaciółki. Czasem pod koniec miesiąca odmierzam resztki szamponu, żeby starczyło do wypłaty, ale Lusia ma zawsze czyste włosy i pachnące ubrania. Jej zeszyty są w linię, jak trzeba, a buty, choć może nie markowe, to zawsze bez dziur.

Jestem porażką jej syna

Ale dla niej, dla teściowej, nie jestem Justyną – kobietą, która po prostu walczy każdego dnia, żeby było normalnie. Jestem „tą matką”. Porażką jej syna. Dowodem na to, że on się pomylił, że związał się z kimś niegodnym. Jestem przypomnieniem, że jego życie mogło wyglądać inaczej – lepiej.

Nie lubi nas. Sprawdza, czy dbam o córkę

Za każdym razem, gdy patrzy na mnie, widzę w jej oczach coś pomiędzy litością a oskarżeniem. A kiedy prosi mnie, żebym więcej przyprowadzała małą, to nie dlatego, że mnie lubi, tylko chce sprawdzić, czy dziecko jest zadbane, czy nie jest przypadkiem chude, czy ma obcięte paznokcie.

Nadal się do niej uśmiecham. To ostatnia babcia Lusi

Wiecie, co jest najgorsze? Że ja nadal tam chodzę. Nadal się uśmiecham. Nadal mówię „dziękuję”, kiedy daje córce czekoladę, bo wiem, że nie mogę sobie pozwolić na wojnę. Muszę być tą „dobrą Justyną”, bo to jedyna droga, żeby moje dziecko miało babcię. Ale czasem marzę, że wejdę tam pewnego dnia i powiem wszystko, co leży mi na sercu. Że nie potrzebuję tych pieniędzy. Nigdy ich nie potrzebowałam. Ale gdyby mi je kiedyś dała, to wydałabym je na Lusię . Bo ona jest wszystkim, co mam. Ale wiem, że nigdy tego nie powiem. Nie chce zabierać Lusi ostatniej babci.

Justyna

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama