Reklama

Czy ja wymagam od moich dzieci zbyt wiele? Chcę tylko na stare lata móc cieszyć się z wnuków, czytać im bajki, zabierać na spacery... Dlaczego one nie chcą mi tego dać?

Reklama

Z parku wróciłam w fatalnym nastroju, ale nie mogło być inaczej, skoro znów spotkałam sąsiadkę. Siedziałam na ławce, rozkoszując się wiosennym słońcem, kiedy Zofia podeszła i zapytała, czy może się przysiąść.

„Ależ mi ta kobieta na nerwy działa” – skrzywiłam się.

Nie miałam jednak odwagi, żeby jej odmówić, więc zaraz się usadowiła i jak nie zacznie gadać…

– O, widzi pani, pani Bożenko, tu drugie urodziny mojej najmłodszej wnusi – wyjęła z torebki plik zdjęć i jedno po drugim podsuwała mi pod nos. – Śliczną mam wnusię, prawda? – gadała jak nakręcona, zaraz potem pokazując mi dla odmiany zdjęcia swojego sześcioletniego wnuczka, Antka. – Taki zdolny chłopczyk, nawet sobie pani nie wyobraża! – chwaliła się bez skrępowania chyba z dziesięć minut, wychwalając dzieciaka pod niebiosa.

– No, geniusz się najwyraźniej państwu trafił w rodzinie – powiedziałam z przekąsem, ale nawet nie wyczuła, że ironizuję.
– Żeby pani wiedziała, pani Bożenko, żeby pani wiedziała! – potakiwała z entuzjazmem, chowając zdjęcia do torebki. – A co u pani słychać? Jakieś wnuki w drodze? Bo już chyba czas najwyższy, żeby pani babcią została – nawijała Zofia, wpatrując się we mnie tymi swoimi irytująco przenikliwymi, małymi oczkami.
Na razie cisza, jakoś żadna z moich dziewczynek się do macierzyństwa nie pali – wzruszyłam ramionami, dodając, że ja tam w intymne sprawy swoich córek z butami nie włażę.
– Szkoda, szkoda – pokiwała głową Zofia i z troską zauważyła, że dużo tracę.

„Jakbym nie wiedziała” – pomyślałam

Jasne, że dałabym wszystko, żeby córki w końcu zaczęły żyć tak, jak trzeba, ale one kompletnie mnie nie słuchają! Czworgiem dzieci los obdarował mnie i męża – wychowywałam je, uczyłam wszystkiego, kochałam, rozpieszczałam, a teraz, na stare lata pięknie mi się odpłacają. Wyrosły na nieodpowiedzialne, egoistyczne smarkule i chociaż najstarszej stuknie niedługo trzydziesta czwarta wiosna, o dziecku nawet słyszeć nie chce i tyle. Pomyślałam, że może powinnam do niej zadzwonić i chwyciłam za telefon.

– I co tam u ciebie, Gabrysiu? – zapytałam, kiedy odebrała. – Masz dla mnie jakieś dobre wieści?
Doktorat prawie skończyłam, niedługo będę mogła…
– Ja nie o tym, dziecko! – zirytowałam się, wchodząc jej w słowo. – Narzeczonego sobie jakiegoś znalazłaś wśród tych uczelnianych mydłków? – zapytałam i od razu zaczęły się fochy.

Że nie rozumiem jej ambicji, że nigdy nie byłam z niej dumna, że to, że tamto…

– Przyjadę w niedzielę, to porozmawiamy – powiedziała Gaba chłodnym tonem, po czym stwierdziła, że musi kończyć.

Pokręciłam się chwilę po kuchni i pomyślałam o najmłodszej córce, Marcie

„Może chociaż u niej co dobrego?” – zastanawiałam się, wykręcając jej numer.

– Mama?! Mamo, nie mogę teraz rozmawiać, zaraz z Wojtkiem wychodzimy! – usłyszałam.
– A coś nowego u was? – zapytałam prosto z mostu i córka zaraz się nadąsała.
Nie, mamo, nie jestem w ciąży, bo pewnie o to pytasz – odburknęła tylko, a po chwili dodała, że nic się nie zmieniło i dzieci mieć z zięciem nie zamierzają.

„Boże jedyny, ile mnie nerwów te rozmowy kosztują” – pomyślałam, siadając w fotelu.

Przecież nie tak je wychowywałam, na litość boską! Chciałam, żeby były odpowiedzialne, mądre, a tu proszę – jedna większa egoistka od drugiej! Gabrysi tylko ta przeklęta uczelnia w głowie, Martusia wyszła za jakiegoś pajaca, który jej bzdur do głowy nakładł, dzieci obrzydził… Jolka we Włoszech siedzi piąty rok i wracać nie chce, Anetka też jakoś w ciążę zajść nie może…

„Ile ja bym dała, żeby już móc się wnuczętami cieszyć” – myślałam

Ile mogłabym rzeczy nauczyć te dzieci, jak czas by pięknie leciał! I w parku byłoby się czym sąsiadkom pochwalić i w odwiedziny by rodzina częściej wpadała... Marzyłam o tym wszystkim ze łzami w oczach. Chwilę później zdecydowałam, że zajrzę do Anetki.

Ona jedna mieszkała blisko mnie, do niej jednej mogłam zawsze wpaść wieczorem, tak na chwilę, żeby pogadać. Na klatce córki jakieś głosy podniesione usłyszałam i nagle z przerażeniem odkryłam, że wrzaski dochodzą z mieszkania Anety! A potem trzasnęły drzwi i zięć zbiegł po schodach, nawet „dobry wieczór” mi nie mówiąc.

„Świat się kończy” – westchnęłam, pukając do mieszkania Anety.

– Czego jeszcze chcesz?! – wrzasnęła córka, z furią otwierając drzwi. – Aaa, to mama – mruknęła najwyraźniej niezachwycona moim widokiem.
– Co to za afery? Nie wstyd wam przed ludźmi?! – zbeształam ją zaraz w progu. – Prawie trzydzieści lat z waszym świętej pamięci ojcem przeżyłam i nigdy u nas takich pyskówek nie było – dodałam.
– Mamo, nie mam ochoty tego słuchać! – warknęła Aneta i zaraz wypaliła, że zamierza się rozwieść.
– Co?! – myślałam, że źle usłyszałam.
– Rozwieść się zamierzam! – huknęła Aneta, dodając, że ma dość tej farsy i nie może się doczekać, kiedy Rafał się wyniesie z jej mieszkania.
– Ale przecież niecałe dwa lata temu mu miłość ślubowałaś i wierność do grobowej deski – aż się krzyżem świętym przeżegnałam, kiedy sobie zdałam sprawę, co ta Anetka najlepszego wygaduje.
– Toteż ja byłam wierna – warknęła córka. – Napijesz się herbaty?
– Melisy mi zaparz, bo mam ciężki dzień – poprosiłam, idąc za nią do kuchni.

Chwilę siedziałyśmy w milczeniu, potem postanowiłam dać córce dobrą radę

– Widzisz, Anetko, chłopy takie już są. Czasem ich gdzie na boki poniesie, ale żeby od razu rodzinę z tego powodu burzyć? Mądra bądź, oczy przymknij na ten jego wyskok, kwiatki przyjmij i pogódź się z nim, póki czas. Te rozwody to jakaś plaga teraz... – pokiwałam głową.

Córka wyglądała tak, jakby w nią piorun strzelił. Zerwała się z taboretu i krzyknęła, żebym sobie darowała takie rady. Potem dodała, że ma jeszcze trochę roboty i poprosiła, żebym wróciła do siebie! Prawie się popłakałam z upokorzenia.

„Pięknie rodzoną matkę traktują! Wszystkie pyskate, bezczelne, jedna warta drugiej” – piekliłam się w duchu.

W domu tak mi się ręce zaczęły trząść, że aż walidol musiałam zażyć na skołatane nerwy i chwilę odsapnąć, zanim wybrałam numer Jolki.

„Może chociaż u niej w tych Włoszech co dobrego?” – myślałam.

Niestety, rozmowa z Jolą dobiła mnie do reszty. Dowiedziałam się, że córka nie tylko zerwała z narzeczonym, ale też poznała jakiegoś taksówkarza, w dodatku rozwodnika z trójką dzieci! Całą noc przepłakałam, bo nie mogłam zrozumieć, czemu mnie los karze?

„Dookoła sąsiadki cieszą się wnukami, a ja chociaż mam cztery córki, same ciosy zbieram i upokorzenia” – myślałam.

W niedzielę upiekłam sernik i czekałam, kiedy się u mnie te rozwydrzone pannice pojawią.

Zazwyczaj wpadały pojedynczo, tym razem przyszły wszystkie razem

Tylko Jolki brakowało, naturalnie.

– Mamo – zaczęła Gabrysia. – Musimy pogadać.
– Niby o czym? – pokiwałam głową, dodając, że przecież szacunku dla mnie nie mają, żadnego posłuchu.
– Właśnie o to chodzi, mamo. Z tobą ostatnio się nie da rozmawiać! – wybuchła Marta. – Chcesz nami rządzić, traktujesz jak dzieci, nie akceptujesz naszych wyborów! Zdecydowałyśmy, że jeśli nie przestaniesz się wtrącać w nasze życie, to nie będziemy do ciebie wpadać, bo wszystkie jesteśmy tą dyktaturą zmęczone! – dokończyła Marta, a jej siostry z aprobatą pokiwały głowami.

Potem zjadły po kawałku sernika i zmyły się, zostawiając mnie samą. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.

Jedna z drugą marnują sobie życie i jeszcze ja mam się czuć winna? No, to się po prostu w głowie nie mieści! – myślałam. „Oj, ciężkie mi się życie trafiło z takimi córkami, oj ciężkie!”.

Bożena, lat 59

Czytaj także:

Reklama
  • „Nowa opiekunka w przedszkolu była wulkanem energii, dzieci ją kochały. W życiu bym nie pomyślała, że jest ciężko chora”
  • „Nasz synek trafił do szpitala. Żona obwiniła mnie o ten wypadek, a przecież to mogło się zdarzyć także jej...”
  • „Moja 6-letnia córka jest zdruzgotana. Zakochała się w koledze z przedszkola, a on złamał jej serce. Nie mam pojęcia co robić”
Reklama
Reklama
Reklama