„Do ludzi w autobusie: moja Hania wyła, bo jest dzieckiem. Nie mieliście prawa mnie tak upokarzać” [LIST]
Zastanówmy się, jak traktujemy innych w komunikacji. Czy tak trudno okazać odrobinę empatii? Matka z wózkiem w autobusie potrzebuje jej jak nikt inny.

- redakcja
Droga Redakcjo,
Chcę opowiedzieć Wam historię, która przydarzyła mi się kilka dni temu. Historię niby banalną, ale tak mocno wgryzającą się w serce, że nie potrafię o niej zapomnieć. Może dlatego, że była dla mnie jednocześnie upokarzająca i… pocieszająca.
Podróże komunikacją miejską to dla mnie horror. Za każdym razem jestem w stresie
Było późne popołudnie. Wracałam autobusem do domu z moją córeczką. Byłam zmęczona, a wręcz wykończona. Ktoś, kto nigdy nie próbował podróżować komunikacją miejską z maluchem, nie zrozumie tego stresu, tej nerwowości, gdy wsiadasz do zatłoczonego pojazdu, licząc, że dziecko prześpi drogę albo przynajmniej nie zacznie płakać.
Ale tym razem nie miałam szczęścia.
Córka płakała na cały autobus. Ludzie zaczęli się dziwnie patrzeć
Jeszcze nie zdążyłam dobrze usiąść, a moja córka zaczęła marudzić. Najpierw cicho, potem coraz głośniej, aż w końcu rozpłakała się na całego. Nie byłam w stanie jej uspokoić. Próbowałam wszystkiego. Podawałam smoczek, głaskałam, cicho szeptałam do ucha, ale nic nie działało. Płacz narastał, przeradzał się w histerię, a ja czułam, jak ludzie wokół zaczynają się irytować.
Małe dzieci mają zostać w domu?
Widziałam ich miny. Słyszałam głośne westchnięcia, kilka osób odsunęło się od nas demonstracyjnie. Ktoś skomentował, że nie powinnam jeździć komunikacją z tak małym dzieckiem. Ktoś jeszcze narzekał, że po pracy chciał odpocząć, a teraz musi wysłuchiwać wrzasku. Robiło mi się coraz bardziej gorąco. Moje ręce drżały, a serce waliło mi w piersi.
Jedna chwila zmieniła naszą drogę do domu
Czułam, jak łzy cisną mi się do oczu, ale nie mogłam się rozkleić. Musiałam coś zrobić, cokolwiek. A jednocześnie nie miałam już siły. I wtedy usłyszałam spokojny głos. Ktoś obok mnie powiedział, że powinnam oddychać, że wszystko będzie dobrze. Spojrzałam w bok. Obok mnie siedziała kobieta. Może trochę starsza ode mnie. Powiedziała, że dzieci czasem płaczą, i że to normalne.
Pomógł mi spokojny głos tej kobiety
Wzięłam głęboki oddech i spróbowałam uspokoić swoje tętno. Potem podałam córce wodę. Po chwili jej płacz ucichł. Wtuliła się we mnie i zaczęła ssać smoczek. Spośród wszystkich ludzi w tym autobusie tylko jedna osoba uznała, że nie jestem przeszkodą, że nie jestem jej głośnym problemem.
Tylko jedna osoba zobaczyła we mnie człowieka. Zobaczyła matkę, która po prostu miała trudniejszy moment. Wiecie, nie oczekiwałam, że ktoś zacznie mi pomagać. Ale sposób, w jaki inni patrzyli na mnie i Hanię… To bolało. Jakby moje dziecko było problemem, jakby mój stres nie istniał. Jakbym nie miała prawa być tam, gdzie oni.
Jednak ta jedna kobieta mi pomogła. Już samo życzliwe spojrzenie miało dla ogromne znaczenie. Czasem wystarczy jedno zdanie, jeden uśmiech, by komuś pomóc. A może i wy byliście kiedyś w takiej sytuacji. Po jednej albo drugiej stronie tej barykady?
Natalia
Piszemy też o:
- „Filip jest zdrowy tylko grubej kości, ale lekarz postawił szokującą diagnozę. Chyba upadł na głowę!” [LIST]
- „Mam 43 lata i zakochałam się jak małolata. Przez nową miłość straciłam moją córeczkę” [LIST]
- „Jaś jak zawsze wcierał sobie jedzenie w policzki. A potem stało się coś strasznego. Nie popełnijcie mojego błędu!” [LIST]