Reklama

Siedzę w fotelu i oglądam wiadomości, ze złością słuchając informacji o kolejnych aferach. Spoglądam z niepokojem na Kasię, która czyta jakąś książkę i zastanawiam się, jakie życie ją czeka, jak sobie poradzi. Jest przecież taka wrażliwa i niedoświadczona.

Reklama

Koniec stabilizacji

Życie naszej rodziny było ustabilizowane. Obydwoje z mężem pracowaliśmy, właśnie przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania, dzieci chodziły do dobrych szkół, wspaniale się uczyły. Nie mieliśmy powodów do narzekań, no może drobne kłopoty finansowe.
I nagle grom z jasnego nieba: „Jestem w ciąży”. Ogarnęło mnie przerażenie. Co ja teraz zrobię? Mam 43 lata. Co powiedzą dzieci, znajomi? Byłam wściekła na siebie, męża i na cały świat.

W poszukiwaniu rozwiązania…

– Jakoś to będzie – Janusz, wieczny optymista, próbował mnie pocieszać.
„Tak! Ale to ja będę musiała zadbać, żeby jakoś to było” – pomyślałam.

Postanowiłam porozmawiać z moją przyjaciółką. Liczyłam się z jej zdaniem, a poza tym, wiedziałam, że z racji zawodu (jest położną, zna wielu lekarzy) mogła mi pomóc... Umówiłyśmy się w kawiarni. Przyszłam trochę wcześniej, dokładnie ułożyłam sobie, co powiem, ale nic z tego nie wyszło. Kiedy usiadła przy stoliku, nie mogłam wykrztusić ani słowa. Wreszcie łykając łzy, wydukałam:
– Będę miała dziecko, ratuj!
– Tylko tyle? A ja myślałam, że ktoś jest chory – powiedziała, uspokajająco biorąc mnie za rękę. – Przecież jest tyle rodzin, które mają więcej niż troje dzieci i dają sobie radę – dodała.
– Czy ty pamiętasz, ile ja mam lat, ile Janusz, a po ile dzieci? – zapytałam.
– Co to ma do rzeczy? Jesteście zdrowi, sprawni, poradzicie sobie. O ile znam twojego męża, to jestem pewna,
że się ucieszył.
– Jest zachwycony. On nie ma wątpliwości i nie bierze pod uwagę tego, że dziecko może być chore... A nasze nowe mieszkanie? – wysuwałam kolejne argumenty. – Dzieci tak się cieszą, że wreszcie każde ma własny pokój.
– Zrobisz, oczywiście to, co uważasz za najlepsze dla siebie i rodziny – powiedziała poważnie Krysia.
– Więc słuchaj, czy ty nie znasz kogoś? No wiesz... – zaczęłam niepewnie, bo coraz częściej myślałam o zabiegu.
Krystyna bez słowa wyjęła notes, przepisała numer i podsunęła mi karteczkę. Schowałam ją do torebki. Pomyślałam: może zadzwonię tam jutro.

Rodzinna rozmowa

Do domu wróciłam z mętlikiem w głowie. W nocy chciałam jeszcze raz porozmawiać z Januszem. Ale wyszło inaczej.
Wieczorem, gdy jedliśmy kolację, Janusz niespodziewanie wypalił:
– Słuchajcie, chcemy wam coś powiedzieć. Mama spodziewa się dziecka i dlatego ostatnio była trochę podenerwowana. Bała się, jak to przyjmiecie.
Nie zdążyłam nawet otworzyć ust, tylko jęknęłam z przerażenia.
– Mamo, czym się martwisz? Pomogę ci, pod warunkiem, że urodzisz mi brata – zażartował nasz piętnastoletni syn.
– A ja chcę siostrę! – zawołała Magda.
– Brat!
– Siostra! – przekrzykiwały się dzieciaki. Mąż patrzył wymownie, a mnie popłynęły z oczu łzy szczęścia. A więc ta karteczka nie jest mi wcale potrzebna...

Kasia urodziła się w styczniu. Była taka maleńka. Wszystkich od razu zawojowała! Gdy dziś patrzę na nią, utwierdzam się
w przekonaniu, że podjęta przed laty decyzja była słuszna, chociaż tak się wtedy bałam...

Nagle głos córki wyrywa mnie z zamyślenia:
– O czym tak dumasz mamo?
Oj, gdybyś ty, mój skarbie, wiedziała...

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama