Reklama

Początek roku szkolnego w Szkole Podstawowej nr 11 we Wrocławiu wywołał spore emocje. „Gazeta Wrocławska” ujawnia, że rodziców pierwszoklasistów oburzył nierówny podział klas. W niektórych oddziałach liczba dzieci z Ukrainy wynosi nawet 12-13 osób na 22 uczniów. W tej samej szkole, w innych oddziałach, jest tylko jedno niepolskojęzyczne dziecko lub nie ma go wcale. Zdaniem rodziców, ta rażąca dysproporcja powoduje dyskomfort u ich dzieci i utrudnia integrację.

Reklama

Urząd Miast miał dobre intencje

Konflikt między rodzicami a dyrekcją zaostrzył fakt, że wychowawczynią jednej z klas miała być nauczycielka z Ukrainy, która zrezygnowała po kilku dniach z powodu obraźliwych komentarzy w internecie. Teraz z powodu braków kadrowych, szkoła ma problem ze znalezieniem nowego wychowawcy. Urząd Miasta podkreśla, że w swoich decyzjach kierował się dobrem wszystkich dzieci.

Urzędnicy tłumaczą, że przy podziale klas sprawdzano miejsce zamieszkania i znajomość języka polskiego, a nie pochodzenie. Marcin Miedziński, zastępca Dyrektora Wydziału Przedszkoli i Szkół Podstawowych, zaznacza, że celem podziału było tworzenie małych społeczności. Dzieci miały integrować się nie tylko w szkole, ale i poza nią. „Chcemy, aby dzieci nawiązywały więzi, dlatego kierujemy się lokalizacją, nie patrząc na narodowość” – wyjaśnia. Urząd wyklucza możliwość zmian w obecnym roku szkolnym, tłumacząc to logistycznymi trudnościami.

Zabrakło komunikacji z rodzicami

Niektórzy rodzice nie są zadowoleni z tego wyjaśnienia. „Dla nas to nie jest argument. Nie powinno być tak, że w jednej klasie dochodzi do sytuacji gdzie większość dzieci to obcokrajowcy, a nie Polacy. To jest jednak polska szkoła. Jest wystarczająco dużo oddziałów, by w każdym było mniej więcej po równo. Tak duża liczba Ukraińców to już prawie getto” – mówią rodzice, którzy przenieśli swoje dzieci do innej klasy lub rozważają zmianę. Rodzice czują się oszukani, bo wcześniej obiecywano im, że podział dzieci będzie proporcjonalny. „Może rzeczywiście trzeba skuteczniej informować rodziców o zasadach tworzenia klas. Szczególnie w rejonach, gdzie mieszka wielu cudzoziemców” – komentuje Tomasz Sikora z Urzędu Miasta.

Szkoła powinna zmienić decyzję?

Miasto sprawdziło, jak wyglądają lekcje w tych oddziałach. „W czasie pracy w grupach czy komunikacji swobodnej dzieci rozmawiają ze sobą po polsku. Uczniowie problemu narodowości nie widzą” – podkreśla Sikora. Mimo to, według ekspertki z Uniwersytetu Wrocławskiego zmiany są potrzebne. „Takie rozwiązanie, choć niewątpliwie stanowi wyzwanie logistyczne, to jednak jest korzystniejsze dla rozwoju i edukacji dzieci wszystkich narodowości uczęszczających do tych klas” – mówi dr Marta Kondracka-Szala w rozmowie z „Gazetą Wrocławską”. „Nie znam specyfiki placówki ani motywacji dyrekcji SP, która w taki sposób przydzieliła dzieci do klas. Jednak zalecam zawsze w takich sytuacjach zachowanie proporcji i równowagi” – podsumowuje dr Kondracka-Szala.

Źródło: Gazeta Wrocławska

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama