Reklama

Pani Justyna ma troje dzieci i kochającego męża. Spokojne życie rodzinne przerwała okrutna choroba.

Reklama

„Żeby to nie były nasze ostatnie święta”

„Mam na imię Justyna, mam 37 lat, jestem kochającą żoną i mamą trójki maluchów – Lenki, Borysa i Julki. Zachorowałam na raka piersi... W życiu nie sądziłam, że będę wypowiadać takie słowa – MAM RAKA.

Patrzę na moje dzieci i umieram ze strachu, że to były nasze ostatnie Święta. Czy następne spędzą beze mnie...? (...) Błagam o pomoc, pomóżcie mi wyrwać się ze szponów raka! To jeszcze nie mój czas na umieranie...”.

Pani Justyna, zawsze aktywna i dbająca o zdrowie, nie mogła spodziewać się tak fatalnej diagnozy – złośliwy nowotwór piersi z przerzutami. Teraz drży z przerażenia na myśl o tym, że jej dzieci mogłyby w przyszłości pamiętać mamę tylko ze zdjęć...

Najgorsze jest to, że jej malutkie dzieci codziennie patrzą na cierpienie mamy. Boją się, że kolejnego dnia mama już nie wstanie, a gdy wraca ze szpitala, wtulają się w nią i nie chcą wypuścić.

„Dzieci widzą mnie wiecznie smutną, cierpiącą i zapłakaną. Nie chcę, aby mnie taką pamiętały... Żyję w nieustannym stresie i powracającym lęku o moje zdrowie i życie. Staram się jakoś funkcjonować, ponieważ wiem, że moje dzieci czują się wtedy spokojniejsze. Kiedy jednak zapada noc i zostaję sama z moimi myślami, płaczę ze strachu i bezradności...”.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama