Reklama

Droga Redakcjo, postanowiłam opisać sytuację, która pewnie nie jest odosobniona, ale na mnie zrobiła bardzo nieprzyjemne wrażenie. Jestem mamą, mam troje dzieci w wieku szkolnym i naprawdę do szewskiej pasji doprowadzają mnie osoby, które lekceważą prawa dzieci i rodziców. Ale do rzeczy.

Reklama

Dziecko żądało żelków

Często robię zakupy w naszej osiedlowej Żabce. Jaki tam jest asortyment, pewnie każdy wie. Denerwują mnie te tony słodyczy poustawiane wokół kasy akurat na wysokości oczu najmłodszych dzieciaczków. Żelki, landrynki, lizaki, pianki. Świństwa do potęgi, nie rozumiem, jak można wciskać to dzieciom. Dopóki moje maluchy były młodsze, niemal codziennie staczaliśmy batalię o to, czy iść do sklepiku, czy nie, a jak już się tam znaleźliśmy, to co kupić i dlaczego akurat nie wszystkie te najgorsze słodkie dziwactwa. Teraz moje dzieci już się trochę nauczyły, jest łatwiej. Ale tamtemu ojcu, którego spotkałam ostatnio, łatwo nie jest i raczej prędko nie będzie.

Przyszedł do sklepu z synkiem, na oku dwuletnim, może trzyletnim. Kręcili się wśród półek i nagle przy kasie ten chłopczyk wyciągnął rękę po paczkę kolorowych żelków. Tata spokojnie i powoli wytłumaczył, że to ma bardzo dużo cukru i jest niezdrowe. Wziął paczkę do ręki i wskazał na skład. Nie po to, żeby ten maluszek przeczytał, tylko po to, żeby uświadomić synkowi, że wie, co mówi. Dziecko nie dało za wygraną, zaczęło powtarzać głośniej, że chce żelki. W końcu zaczęło płakać i żądać żelków. Tata cierpliwie powtórzył, że cukier jest niezdrowy. I wtedy to dziecko rzuciło w złości: 'A babcia zawsze mi to kupuje!'.

Dlaczego ignoruje się rodziców?

Zdębiałam, naprawdę. Sama przechodziłam przez to samo i wiem, co czuje rodzic, któremu ktoś rzuca kłody pod nogi. A ja tak właśnie traktuję takie zachowanie − jakim prawem babcia wtrąca się i kupuje wnukowi jakieś ohydne żelki, kiedy rodzic wyraźnie jest temu przeciwny? Oczywiście, nie znam sytuacji w tej rodzinie, nie wiem, czy ojciec wcześniej rozmawiał z tą babcią, czy babcia ma zakaz i robi to po kryjomu, czy zdarzyło jej się raz, czy robi to regularnie. Ale widziałam po minie tego ojca, że się wściekł. Poczerwieniał i zaczerpnął powietrza, po czym najspokojniej, jak umiał, odpowiedział synkowi, że porozmawia sobie z babcią. I że żelków nie kupi. Potem z wyjącym dzieckiem opuścił sklep.

Może jestem przewrażliwiona, bo sama musiałam wielokrotnie upominać swoich rodziców i teściów, żeby nie dawali moim dzieciom słodyczy, nie wciskali prezentów, nie pozwalali na telefon... Przykłady można by mnożyć. Niestety zdarzały się też próby oszukania mnie. Dlatego od takich sytuacji, jak ta w sklepie, dostaję dreszczy. Proszę wszystkich dziadków i innych opiekunów o uszanowanie woli rodziców i nie szkodzenie dzieciom.

Monika


Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama