Jest takie powiedzenie: przyjrzyj się uważnie przyszłej teściowej, to będziesz wiedział, kim stanie się twoja żona. Chyba za bardzo wziąłem je sobie do serca…

Reklama

Ewę – moją dziś już byłą żonę – i jej mamę Magdę poznałem tego samego dnia. Był lipiec i pracowałem jako instruktor windsurfingu na Helu.

– Hej, te lekcje dostałam od córki w prezencie na pięćdziesiąte urodziny. Ale pomyślałam, że razem będzie raźniej, więc będziemy się uczyć razem z Ewą – powiedziała starsza z moich uczennic.

Była uśmiechnięta i pełna zapału. Za to młodsza – lekko nadęta i obrażona. Magdę polubiłem od razu. Dziś wiem, że na tym powinienem był pozostać…

Niestety, pomimo fochów Ewy, jej kompletnego braku zainteresowania nauką i w ogóle jakimkolwiek wysiłkiem fizycznym – zakochałem się w niej. Wbrew logice. A przecież zawsze unikałem mimoz. Tych wszystkich wypacykowanych lalek, które interesowało tylko to, czy wystarczająco pięknie wyglądają w tej pozie…

Zobacz także

To Magda, choć starsza ode mnie o dwadzieścia pięć lat, była taką kobietą, w jakich się zazwyczaj zakochiwałem. Pełna pasji, ciesząca się każdą chwilą i ciągle gotowa na nowe wyzwania. Ewa przez pierwszy tydzień naszej znajomości zajmowała się głównie paradowaniem po plaży w opuszczonej piance i kolorowej górze od bikini idealnie opinającej się na jej idealnym biuście. Nie było faceta, który by się za nią nie obejrzał. Nie byłem wyjątkiem…

Magda robiła na desce błyskawiczne postępy, a w czasie lekcji świetnie się bawiliśmy. Ewa używała każdego pretekstu, żeby się wykręcić. Na wodzie była przez te dwa tygodnie nie więcej niż trzy razy, za to całymi dniami prężyła się na leżaku rozstawionym tuż obok suszącej się na słońcu deski.

Niestety, dałem się omamić. Ewa promieniała seksapilem, a ja sobie wbiłem do głowy, że na pewno jest taka fajna i pozytywna jak jej mama, tylko się wygłupia i udaje nimfę.

Może miałbym szansę przekonać się, jaka jest naprawdę, gdyby nie zaszła w ciążę po miesiącu naszej znajomości. Ale zabrakło czasu…

Zawsze mieliśmy o czym rozmawiać

Już w czasie podróży poślubnej pomyślałem, że szkoda, że nie ma z nami teściowej. Na pewno chciałaby ze mną nurkować i ścigać się na skuterach wodnych. A tak musiałem leżeć plackiem z Ewą na plaży i smarować jej plecy olejkiem.

Gdyby nie wsparcie babci, moje dzieci nie nauczyłyby się jeździć na nartach ani pływać na desce. Bo Ewa każde wakacje chciała spędzać w hotelu w tropikach czy w ekskluzywnym spa. Dlatego najczęściej ja i Magda jechaliśmy z dzieciakami na aktywny wypoczynek, a Ewa spędzała wakacje ze swoimi przyjaciółkami.

Mieliśmy z Magdą mnóstwo tematów do rozmów. Lubiliśmy podobne filmy i książki. Za to z Ewą nie miałem za bardzo o czym rozmawiać…

Nasze małżeństwo trwało piętnaście lat. Pod koniec trwałem w tym związku tylko dla dzieci. Z Ewą naprawdę nie łączyło mnie nic. Wiele razy myślałem, że najwyższa pora odejść. Ale na koniec to Ewa zostawiła mnie. Oświadczyła mi nagle, że mam się wyprowadzić, bo poznała kogoś innego i chce sobie z nim ułożyć życie.

Tak naprawdę to nawet nie byłem zdziwiony. Ewa od dawna mi powtarzała, że jestem nieudacznikiem, i że gdybym jej nie zrobił dziecka, mogłaby być szczęśliwa z kimś, kto na nią zasługuje i umiałby jej zapewnić życie na należytym poziomie.

Nie miałem ochoty na awantury, nie chciałem, żeby dzieci na to patrzyły. Zapewniłem je, że je kocham i zawsze będę ich tatą, spakowałem się i wyprowadziłem do kumpla.

Minął rok. Ewa ciągle nie wniosła sprawy o rozwód. Ja też nie – nie był mi potrzebny. Trochę nie wiedziałem, o co chodzi. Kuba powiedział mi, że mama z nikim się chyba nie spotyka, a przynajmniej nikogo im nie przedstawiła.

Ja zaś poznałem w pracy Kaśkę. Umówiliśmy się na kilka randek. W czasie ostatniej odprowadziłem ją do domu, pocałowaliśmy się na schodach.

– Wejdziesz na chwilę? – spytała.

Wszedłem, jednak do niczego nie doszło. Kaśka powiedziała mi, że nie jest gotowa na związek, bo ma wciąż złamane serce. Pożegnałem się i wyszedłem.

Cała moja wizyta u Kaśki trwała pewnie kwadrans, może dwadzieścia minut. Tyle że to wystarczyło… fotografowi, którego wynajęła Ewa.

Dwa tygodnie potem dostałem pozew o rozwód. Z mojej winy. Cała ta sytuacja wydawała mi się absurdalna. Szczególnie że nie miałem pojęcia, po co Ewa to robi. Niewiele miałem. A sam to już nic. Mieszkanie było wspólne, samochód też, i jakieś marne oszczędności. Ewa pracowała i lubiła swoją pracę. Raczej nie chodziło jej o ewentualne alimenty.

Pomyślałem, że zadzwonię do Magdy i spróbuję się czegoś dowiedzieć. Na pewno trzymała stronę córki, ale przecież kiedyś się lubiliśmy…

– Halo, Magda? Nie rozłączaj się, proszę – powiedziałem. – Ja tylko próbuję zrozumieć, w co Ewa gra. Wyrzuciła mnie z domu, a potem czekała rok, żeby mnie przyłapać na zdradzie? Po co jej to?

Cisza w słuchawce trwała długo. Byłem pewien, że Magda się rozłączyła.

– Adam, kocham córkę. Ale wiesz, że jej nie rozumiem – usłyszałem w końcu. – Nie wiem, nie mam pojęcia, o co jej może chodzić. Może jej pasuje, żeby wmówić światu, że jest ofiarą, porzuconą żoną… Nie wiem. Ale muszę ją wspierać. Nie dzwoń do mnie więcej… Przepraszam!

Czemu nie sprostowała tych bzdur?!

Magda była z Ewą na każdej rozprawie rozwodowej. Ani razu nie udało mi się złapać jej wzroku. Nie zeznawała przeciwko mnie, ale też nigdy nie próbowała sprostować kłamstw Ewy. Nawet gdy ta próbowała mnie oskarżyć o przemoc domową.

Plan mojej żony się nie powiódł. Mój adwokat rozniósł jej narrację w pył. Bo sama nie mogła się zdecydować, czy jest porzuconą żoną, czy silną kobietą, która pogoniła męża, który nie spełniał jej oczekiwań. Zgodziła się na rozwód bez orzekania o winie i podział majątku. Dostaliśmy wspólne prawo do opieki nad dziećmi. Chciałem, żebyśmy opiekowali się dziećmi na zmianę, tydzień ja, tydzień ona, ale pani psycholog oświadczyła, że to nie jest dobry pomysł, że dzieci potrzebują stabilności. Poddałem się. Nie chciałem szarpaniny.

Dzieci do niczego nie zmuszałem. Ale i tak przez kolejne lata Kuba i Sandra nocowali u mnie, kiedy tylko chcieli – pomimo opinii pani psycholog i Ewy. Cóż, musiała się z tym pogodzić. Zrozumiała, że inaczej może je w ogóle stracić…

Dziś ciągle mam z dziećmi świetny kontakt, choć widujemy się rzadko, bo Kuba studiuje w Dublinie, a Sandra zakochała się w Australijczyku i zamieszkała na drugiej półkuli.

Po rozwodzie miałem kilka przygód miłosnych. I jeden poważny związek, który jednak nie okazał się tak poważny, jak myślałem.

Po co teraz do mnie dzwoni?

Samotność, pandemia, wojna… Długo nie rozumiałem, że mam depresję. Czułem się źle, ale przecież otaczający nas świat nie nastrajał optymistycznie. Niechęć do wychodzenia z domu? Przecież wszyscy siedzimy w zamknięciu. Brak planów na przyszłość? A kto planuje wakacje, gdy grozi nam zagłada atomowa? Wszystko sobie tłumaczyłem tym, co na zewnątrz. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że jestem chory.

Nie wiem, jak znalazłem się tamtej nocy na moście. I co mi strzeliło do głowy, żeby wejść na barierkę. Życie uratowała mi… mewa, która nagle przeleciała tuż przed moją twarzą. Oprzytomniałem, spojrzałem w dół i się przeraziłem. Po powrocie do domu upiłem się do nieprzytomności.

Poszedłem do lekarza. Przepisał mi mnóstwo pigułek i zalecił terapię. Pigułki kupiłem. Byłem po nich senny, nie mogłem pracować, więc wyrzuciłem wszystkie do sedesu. W sprawie terapii miałem zadzwonić, żeby się umówić, ale ciągle odkładałem to na następny dzień.

Mój prywatny telefon prawie ostatnio nie dzwoni, bo zerwałem większość kontaktów towarzyskich. Dlatego jego dzwonek bardzo mnie zaskoczył. A już najbardziej to, że dzwoniła była teściowa!

– Adam? Tu Magda – usłyszałem.

– Wiem, dawno nie rozmawialiśmy. Ale proszę, nie rozłączaj się. Potrzebuję pomocy. I nie chcę prosić Ewy.

Miałem Magdzie za złe, że nie odezwała się w czasie rozpraw rozwodowych. Przecież doskonale wiedziała, że Ewa kłamie! Ale zawsze ją lubiłem. No i pomyślałem, że musi mieć poważny problem, skoro zawiesiła dumę na kołku i do mnie dzwoni.

– Mów, może mnie przekonasz. Nie rozłączę się, obiecuję. Ale to nie tak, że ciągle jesteśmy kumplami – zastrzegłem.

Okazało się, że Magda miała nowotwór piersi. Jeszcze przed operacją lekarz zalecił je chemię, żeby guz się zmniejszył.

– Czuję się fatalnie. Ale teraz mam trzy dni przerwy i mogłabym wyjść na przepustkę, gdyby ktoś mnie odebrał i zobowiązał się do opieki. Wystarczy, że przyjedziesz i podpiszesz papiery. Potem sobie poradzę. Nie chcę prosić Ewy. Ona gorzej znosi moją chorobę niż ja. Wpadłaby w histerię, gdyby wiedziała, że chcę na kilka dni wyjść. A potem nie dałaby mi spokoju ani przez minutę. Poza tym jest mocno zajęta swoim najnowszym ukochanym. Nie zawracałabym ci głowy, gdyby był ktokolwiek inny… Ale nie ma. Więc jeśli nie jesteś zbyt zajęty, może pomimo wszystko mi pomożesz?

Czy byłem zajęty? Owszem. Rozważaniem, czy moja obecność na tym świecie ma jeszcze sens. Nie miałem ochoty ruszać się z domu. Nie miałem ochoty spotkać po tylu latach Magdy. Nie miałem ochoty na nic. Ale jednak nie umiałem odmówić.

Pojechałem do szpitala.

– Adam! – usłyszałem.

Gdyby Magda mnie nie zawołała po imieniu, nie poznałbym jej. Ta chudzina w chustce na głowie, siedząca na wózku inwalidzkim w niczym nie przypominała eleganckiej i pewnej siebie Magdy, jaką pamiętałem. Musiałem mocno zacisnąć pięści, żeby z oczu nie pociekły mi łzy.

– O, jesteś! Wiesz, bez okularów niewiele widzę – skłamałem.

– No tak, a okulary jak zawsze zapodziałeś. Czyli wszystko po staremu – Magda udała, że mi wierzy, i zdobyła się na uśmiech. – To jedziemy? Nie chcę tu spędzić ani minuty dłużej, niż to konieczne.

Magda wie, że mnie wtedy zawiodła

Zawiozłem Magdę do jej mieszkania. Chciała mnie odprawić, ale się na to nie zgodziłem.

– Pójdę po zakupy, coś ugotuję. Wiesz, przez ostatnie lata bardzo poprawiłem moje kulinarne talenty. Chętnie się pochwalę – powiedziałem.

Tym razem nie kłamałem. Ostatnio wprawdzie żywiłem się tylko chlebem z serem, ale po rozwodzie rzeczywiście odkryłem, że mam smykałkę do gotowania.

– Daj spokój – zaprotestowała Magda.

– I tak jesteś wielki, że w ogóle po mnie przyjechałeś. Nie miałabym żalu, gdybyś rzucił słuchawką. Nie zachowałam się wtedy, podczas rozpraw rozwodowych, jak należy. Oboje o tym wiemy. I moje przeprosiny dziś niewiele zmienią. Nie mam prawa wymagać od ciebie więcej. Poradzę sobie.

Machnąłem ręką, złapałem siatkę i wyszedłem. Choć Magda oczywiście miała rację. To, że mnie nie wsparła w czasie rozwodu, bardzo mnie zabolało. Ale ile można rozpamiętywać przeszłość? Tu i teraz Magda potrzebowała porządnego obiadu. I prawdę mówiąc – ja też.

Nakupiłem warzyw, owoców, świeżej wołowiny i butelkę dobrego czerwonego wina. Wyczarowałem wspaniały obiad z deserem. Magda ciągle mówiła, że nie jest głodna, że nie da rady więcej, a jednak spróbowała wszystkiego. I skusiła się nawet na kieliszek wina.

– Lekarze nie mówili, że nie wolno, to zaryzykuję – zachichotała.

Zadzwoniła jej komórka.

– Pssst, to Ewa. Teraz będę kłamać – powiedziała Magda i położyła palec na ustach. – Tak, tak, wszystko dobrze. Będę odpoczywać. Nie, nie przychodź, to nie jest dobry pomysł. Wiesz, każda infekcja może być dla mnie groźna. Mam wszystko, czego mi trzeba. Zamierzam przeczytać tę książkę, którą mi ostatnio przysłałaś. Tak, jasne, jedź. Baw się dobrze. No pa.

Magda odłożyła telefon i westchnęła.

– Chyba się udało, uwierzyła. Choć raczej Ewa nie bardzo się paliła do odwiedzin… Chciała tylko, żebym to ja ją zwolniła z obowiązku. Nowy ukochany już zarezerwował apartament nad morzem. Szkoda, żeby się zmarnował. To jakiś nowobogacki, jeszcze go nie poznałam. I szczerze mówiąc, nie pałam wielką chęcią. Każdy jej kolejny wybranek jest gorszy od poprzedniego.

– Ja byłem pierwszy, więc potraktuję to jako wielki komplement – zażartowałem.

Rozmawiało nam się tak dobrze jak za dawnych lat. Nie siedziałem jednak długo. Magda musiała odpocząć.

– Na śniadanie masz jogurt i owoce. Przyjadę jutro koło południa. Pojedziemy do parku. I nawet nie próbuj protestować. Cześć – wyszedłem, zanim Magda zdążyła odpowiedzieć.

Nie czekałem na odpowiedź, bo… nie byłem pewien, czy się jej nie narzucam. Uznałem jednak, że spróbuję.

Okazało się, że miałem nosa. Kiedy przyjechałem do Magdy, była już gotowa do wyjścia.

– Po twoim obiedzie czuję się tak dobrze, że możemy iść bez wózka – zadeklarowała.

Wieczorem po raz pierwszy od dawna nie rozczulałem się nad sobą. Miałem inne zajęcia – planowałem, gdzie zabiorę Magdę w niedzielę. Żeby jej zrobić przyjemność.

W poniedziałek odwiozłem Magdę do szpitala.

– Wpadnę jutro z wizytą. Przyniosę ci kawałek mojego ciasta z owocami. A jak ci coś będzie jeszcze potrzebne, to dzwoń. I jak będziesz znowu miała przepustkę, to też przyjadę. Tylko powiedz Ewie, wystarczy tych tajemnic – poprosiłem.

Magda się krygowała, mówiła, że nie chce się narzucać.

– Daj spokój. Ja naprawdę chętnie ci pomogę – zadeklarowałem. – Potrzebuję tego… Kiedyś ci powiem dlaczego.

Będę się nią teraz opiekował

Po skończonym cyklu to też ja odebrałem Magdę ze szpitala. Była w bardzo złym stanie. Całą noc spędziłem z nią na podłodze łazienki. W przerwach między torsjami opowiadałem jej dowcipy, najgłupsze, jakie przyszły mi do głowy. I cieszyłem się za każdym razem, gdy udało mi się wywołać na twarzy Magdy choć cień uśmiechu.

Aktualnie ja i Magda… mieszkamy razem. Zaproponowałem, by na czas rekonwalescencji zamieszkała u mnie, a ona się zgodziła – mimo protestów Ewy.

– Wiem, że ranię jej uczucia, ale na samą myśl, że będę zdana na łaskę tego jej nowego faceta, robiło mi się słabo. Zresztą Ewa swoje mieszkanie wynajęła, a do mnie się nie wprowadzi. Więc chętnie skorzystam z zaproszenia – powiedziała mi.

Przez te kilka miesięcy bardzo się zbliżyliśmy. W końcu powiedziałem jej wszystko. O mojej depresji, myślach samobójczych, wizycie na moście. O tym, że poczułem się lepiej, gdy zacząłem jej pomagać – bo znalazłem w życiu jakiś sens. Magda zmusiła mnie jednak, bym poszedł do psychiatry po lepsze leki i w końcu zaczął psychoterapię. Miała rację, bo czuję się o niebo lepiej…

– Cieszę się, że do ciebie zadzwoniłam. I że dzięki temu znowu się przyjaźnimy. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo za tobą tęskniłam. Oj, szkoda, że nie spotkałam takiego faceta jak ty pięćdziesiąt lat temu – zażartowała kiedyś.

A ja całkiem serio pomyślałem, że może z kolei ja dwadzieścia pięć lat temu powinienem był wybrać mamę, a nie córkę – nie przejmując się różnicą wieku.

Adam

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama