Reklama

Maję wychowywałam sama, bo jej tata zginął w wypadku samochodowym, gdy miała dwa lata. Była to dla mnie wielka tragedia i nigdy później nie ułożyłam sobie życia. Córka była dobrą uczennicą, w gimnazjum miała świadectwo z czerwonym paskiem i dostała się do najlepszego liceum w mieście. Byłam z niej taka dumna!

Reklama

Pierwszą imprezą, na jaką poszła, było spotkanie integracyjne nowej klasy z liceum. Wróciła cała w skowronkach i zaczęło się! Mamo, a wiesz, że Maciek bardzo lubi wyprawy w góry. Powiedział, że chętnie by ze mną pojechał… Maciek ma psa, którego przygarnął ze schroniska.…Maciek mówił, że ten film jest świetny!

Maciek to, Maciek tamto! Nie było innego tematu

– W ogóle potrafisz się skupić na lekcjach czy ciągle tylko gapisz się na tego swojego Maćka? – ironizowałam, żeby zwrócić jej uwagę, że nie chodzi do szkoły na randki, tylko po to, żeby się uczyć.

– Oj, mamo! Przecież mam dobre oceny.

To prawda, tak było.

Zbliżał się koniec pierwszego semestru. Pewnego ranka Majka obudziła się blada, spocona i powiedziała, że źle się czuje i chyba nie da rady pójść do szkoły.

– Jadłaś coś wczoraj na mieście? Może coś było nieświeże? Chodzicie na te kebaby i hamburgery, a Bóg raczy wiedzieć…

Chciała coś odpowiedzieć, ale popędziła do łazienki i słyszałam, jak wymiotuje.

Musiałam iść do pracy, więc zostawiłam córce miętę i poradziłam, żeby sobie ją zaparzyła. A jak to nie pomoże, to niech się napije gorzkiej herbaty. Nie dałabym głowy, że w ogóle słyszała jakąkolwiek radę, bo siedziała z głową w muszli klozetowej.

Kiedy wróciłam, czuła się już wyśmienicie, co potwierdziło moje przypuszczenia, że po prostu się zatruła. Nazajutrz sytuacja się powtórzyła.

– Nie dam rady wstać z łóżka! – powiedziała. – Okropnie mnie mdli.

Majka… – zaczęłam ostrożnie. – Ale ty chyba nie jesteś w ciąży?

– No jasne, że nie! – odparła zdecydowanie. – Co ci przychodzi do głowy!

Ja jednak swoje wiedziałam. Kiedy byłam w ciąży, też ciągle mnie mdliło i często wymiotowałam. Ale przecież moja córka nie sprawiała dotąd kłopotów i tak dobrze się uczyła. Niemożliwe, żeby była tak nierozsądna – przekonywałam sama siebie.

Nie chciała wyjść z łazienki, jakby bała się albo wstydziła spojrzeć mi w oczy. Jednak wracając z pracy, weszłam do apteki i kupiłam test ciążowy.

Czułam się skrępowana, kiedy dawałam go Majce, ale wiedziałam, że muszę to zrobić, bo inaczej nie poznam prawdy.

– To dla ciebie – powiedziałam wprost i podałam jej opakowanie.

– Mamo… przecież mówiłam ci… – zaczęła, ale wetknęłam jej test do ręki.

Przewróciła oczami i poszła do łazienki. Czekałam przy drzwiach, czułam się, jakbym czekała na skazanie.

Długo nie wychodziła, więc zapukałam do drzwi. Usłyszałam cichy szloch.

– Otwórz, Maja.

– Nie mogę… Zamordujesz mnie.

– Otwórz natychmiast!

Uchyliłam drzwi i zobaczyłam córkę roztrzęsioną i zalaną łzami

Oczywiście, tak jak przypuszczałam, na teście pojawiły się dwie różowe kreseczki. Nie było wątpliwości, co oznaczają.

Pewnie powinnam wygłosić jakąś przemowę o tym, jak Maja nieodpowiedzialnie się zachowała, ale ona o tym wiedziała.

– Maja, jedno mogę ci w tej chwili powiedzieć: twoje życie zmieni się bezpowrotnie – oznajmiłam.

Myślałam o tym, że zawiodłam jako matka, nie zapewniłam córce odpowiedniej edukacji w tym zakresie, niewystarczająco dużo z nią rozmawiałam. I teraz są tego efekty. Maja nie będzie mogła, jak inne nastolatki, bawić się i cieszyć młodością, bo zanim jej zasmakowała, wpakuje się w pieluchy.

Liczyłam na to, że cały ten Maciek okaże się odpowiednim kandydatem na ojca dla jej dziecka. Oczywiście ja nie zamierzałam opuszczać córki w tej trudnej sytuacji, ale wiedziałam, że dziecko potrzebuje matki i ojca, a nie babci! Samo słowo babcia z trudem przechodziło mi przez gardło. Miałam dopiero czterdzieści trzy lata i nie czułam się gotowa na taki obrót spraw. Ale przecież Maja tym bardziej nie była.

Przyszła do mnie po godzinie, zapuchnięta i czerwona.

Była załamana, myślała o oddaniu dziecka do adopcji

– Oddam dziecko do adopcji – powiedziała.

Nie mogłam dopuścić, by popełniła kolejny błąd, którego będzie żałować. Przytuliłam ją i powiedziałam, że to zły pomysł.

– Nie będzie wam lekko, nie ma co ukrywać, ale ciąża to nie koniec świata. Jak na świecie pojawia się dziecko, wszystko się jakoś układa… Jutro umówię ci wizytę u ginekologa i zastanowimy się, co dalej. I najważniejsze – powiedz Maćkowi.

Majka westchnęła i sięgnęła po telefon.

Maciek, mimo początkowego szoku, stanął na wysokości zadania. Przychodził do nas codziennie. Jeździł z Majką na wizyty kontrolne, pomagał w zakupach. Jego rodzice także, mimo kryzysowej sytuacji, wykazali zrozumienie. Zadeklarowali, że będą płacić na dziecko alimenty, bo nie chcieli, żeby Maciek rezygnował z nauki. Całe szczęście, nie były to już czasy, gdy dziewczynę z brzuchem wyrzuca się ze szkoły, więc Maja do końca ciąży chodziła na lekcje i udało jej się zdać do następnej klasy.

Im bliżej było do porodu, tym więcej decyzji trzeba było podejmować. Dawałam młodym rady, ale starałam się nie wtrącać i pozwolić, by decydowali za siebie. Postanowili, że zamieszkają u mnie. Miałam trzy pokoje, więc się pomieściliśmy.

Kiedy u Mai pojawiły się skurcze, byłyśmy w domu same. Pomogłam jej wstać i zejść na dół, po drodze zadzwoniłam do Maćka, który od razu po nas przyjechał. Ledwie Maja trafiła do szpitala, zaczął się poród. Dwie godziny później na świecie pojawiła się Natalka. Była prawdziwym okruszkiem. Ważyła zaledwie 2,800 kg. Byłam dumna i szczęśliwa, kiedy położna wyszła z maleństwem, żeby podać ją Maćkowi.

Choć straciłam głowę dla swojej wnuczki, młodzi rodzice niemal zupełnie sami się nią zajmowali. Jednocześnie przygotowywali się do matury, którą udało im się zdać bez problemów.

Dzisiaj Natalka ma siedem lat i chodzi do szkoły. Maja i Maciek są szczęśliwym, udanym małżeństwem. Mieszkają już na swoim, wspierają się, pracują i prowadzą wspólnie dom. A ja nie wyobrażam sobie życia bez mojej jedynej wnusi.

Patrząc na nich, nie mam wątpliwości, że choć czasem chcielibyśmy sami pisać scenariusz swojego życia, może się okazać, że ten napisany dla nas przez los, okaże się dużo lepszy.

Bożena, 50 lat

Czytaj także:

Reklama
  • „Sama wychowuję synka. Jego ojciec odszedł od nas, bo... znalazł kogoś nowego. I to pół roku temu! Gdy nasze dziecko miało 6 miesięcy – on wchodził w nowy związek. ”
  • „Wyglądam jak słoń! Nie żałuję, że urodziłam Marysię, ale nie mogę już na siebie patrzeć!”
  • „Sąsiadka chciała UKRAŚĆ moje dziecko. Jak mogłam być taka naiwna?!”
Reklama
Reklama
Reklama