Prawdziwe historie: gdy urodziłam drugie dziecko, zaniedbałam pierwsze
Gdy pojawiła się na świecie moja pierwsza córka, od razu stała się oczkiem w głowie rodziny. To się zmieniło, gdy pojawiła się w naszej rodzinie druga dziewczynka. Zosia nagłego braku zainteresowania nie potrafiła zrozumieć... - opowiada 31-letnia Natalia.
Na Zosię czekaliśmy cztery lata. Już po roku starań o dziecko zaczęłam się niepokoić, chodzić po lekarzach i zadręczać Maćka, że coś jest ze mną nie tak.
– Wszystko z wami jest w porządku – powiedział zaprzyjaźniony ginekolog.
– Czasami tak jest, że powstaje psychiczna blokada i mimo, że partnerzy są zdrowi, nie mogą doczekać się dziecka. Zalecam wam drugi miodowy miesiąc.
Miał rację. Zosia została poczęta jesienią pięć lat temu w małym górskim pensjonacie, w którym o tej porze roku nie było żywego ducha. Na jej punkcie oszaleliśmy nie tylko my, ale wszystkie ciocie i babcie. Bo też faktycznie śliczne z niej było maleństwo. Niebieskie oczka, blond włoski i rozkoszne dołeczki w policzkach. Trzeba przyznać, że rozpieszczaliśmy Zosię bardzo. Ale czy to dziwne, skoro tyle czasu na nią czekaliśmy?
Zobacz także: Prawdziwe historie: ofiarowane dobro zawsze do nas wraca
Zosia rozwijała się wspaniale
Nasze dziecko kochane i otaczane czułością rozwijało się doskonale. Dzięki Maćkowi mieliśmy takie warunki, że mogłam nie pracować i całkowicie poświęcić się wychowaniu dziecka.
Kiedy mała miała cztery latka zaszłam w drugą ciążę i wtedy wszystko się zmieniło. Chociaż nie, w ciąży jeszcze nic nie zwiastowało przemiany naszej córeczki. Tłumaczyłam jej, że w brzuszku rośnie mała dziewczynka, opowiadałam o tym, jak będą się kiedyś obie bawiły i Zosia wprost nie mogła się doczekać narodzin siostrzyczki.
Anielka urodziła jako wcześniak
Przy porodzie mojej drugiej córki wystąpiły trudności, urodziła się jako wcześniak, miała całe ciałko owinięte pępowiną, lekarze stanęli jednak na wysokości zadania. Dostała pięć punktów w skali Apgar.
Teraz to ona, dziecko wyrwane śmierci stała się oczkiem w głowie rodziny. Pamiętam moment, kiedy przywiozłam Anielkę do domu. Zosia czekała rozpromieniona na upragnioną siostrzyczkę. Namalowała niezdarnie kwiatki i tę laurkę podsunęła mi zaraz w progu.
– Poczekaj, kochanie, zaraz obejrzę – powiedziałam całując ją w czółko.
Ale nie obejrzałam. Uświadomiłam to sobie dużo później, kiedy analizowałam każde zdarzenie, każde słowo – od tamtego dnia. Nie potrafiłam też przypomnieć sobie wyrazu jej twarzyczki, kiedy stała z boku, podczas gdy cała rodzina rozpływała się nad nowym członkiem rodziny. Tylko moja mama, która mieszkała dwie ulice dalej i często przychodziła do Zosi, posadziła ją sobie na kolanach i głaskała z czułością po główce.
Zosia stała się potworem
Anielka była dzieckiem wymagającym dużej troski. Często budziła się w nocy, płakała, wciąż była pod obserwacją lekarzy. Świat zaczął kręcić się wokół niej.
Tymczasem Zosia z uroczego, spokojnego malucha zmieniła się w rozwrzeszczanego, niegrzecznego bachora. Nie poznawałam jej.
– Natalko, musisz poświęcić jej więcej uwagi – mówiła z troską moja mama.
– Dziecko czuje się odrzucone.
– Co też mama opowiada – denerwowałam się. – Nie mam czasu na jej fochy. Sama mama widzi jakie mam ciągle z nią kłopoty. Ona zrobiła się po prostu nieznośna. Nie poznaję jej.
Któregoś razu Zosia chcąc zwrócić na siebie uwagę zaczęła hałasować i obudziła z trudem uśpioną wcześniej Anielkę. Nie wytrzymałam i wymierzyłam jej klapsa. Zajęta Anielką nie zauważyłam, kiedy mała otworzyła sobie drzwi i zniknęła. Gdy się zorientowałam, że dziecka nie ma w domu, zaczęłam jej w panice szukać: na klatce, po sąsiadach, na ulicy. Zosi nigdzie nie było. Zaalarmowałam Maćka i już miałam dzwonić po policję, gdy zadzwonił telefon.
– Natalko, nie martw się, Zosia jest u mnie. Nie wiem jak to dziecko pokonało dwie przecznice – usłyszałam głos mamy.
Dlaczego Zosia uciekła?
Kiedy pół godziny później pojawiły się obie w drzwiach, chwyciłam Zosię w ramiona i przytuliłam mocno.
– Córeczko, dlaczego to zrobiłaś. Tak się martwiłam...
– Bo mas mnie kochać – wysepleniło moje dziecko uczepiwszy się za moją szyję.
Rozpłakałam się. – Bardzo cię kocham, córeńko – wyszeptałam. – Bardzo...
Zrozumiałam jedno – nie wystarczy kochać dziecko, trzeba też mu to okazywać. Tylko wtedy wyrośnie na pewnego siebie, szczęśliwego dorosłego człowieka. Wciąż otaczam większą troską chorowitą Anielkę, ale nigdy nie zapominam o drugim dziecku.
Polecamy: Prawdziwe historie: niepotrzebnie się tak bałam