„Gdy powiedziałam Arkowi o ciąży, wyśmiał mnie i zostawił. Ojciec wyrzucił mnie z domu. Czułam, że nie mam już po co żyć. A jednak tu jestem...”
Gdy już miałam zrobić ten decydujący krok, coś mnie powstrzymało. Ktoś mnie powstrzymał.
- redakcja mamotoja.pl
Chodziłam w tę i z powrotem po kwadratowych kamiennych płytach. Jak małe dziecko starałam się nie następować na ich łączenia, zupełnie jakby to miało znaczenie dla świata. Problem w tym, że byłam już dużym dzieckiem. Dorosłym dzieckiem…
O późnej porze nawet ruchliwy dworzec śródmiejski świecił pustkami. Ostatni pasażerowie czekali na ostatnie pociągi. Podobnie jak ja. Peron rozświetlony był dość mocno, rzędy gablot z barwnymi reklamami wprowadzały całkiem miłą, ciepłą atmosferę. Wiedziałam, że tak to wygląda, ale w moich oczach światło było przyćmione, lampki witryn wręcz ciemne, a plakaty szare.
W mojej duszy panował mrok. Spacerowałam wzdłuż krawędzi podziemnego peronu, prawie na samej linii bezpieczeństwa, i myślałam o tym, co zrobiłam z życiem i jak to rozwiązać.
Chociaż nie, rozwiązanie już znałam, musiałam tylko się zdecydować, a przede wszystkim mieć gwarancję, że nikt mi nie przeszkodzi. Dlatego czekałam, aż dworzec opustoszeje. O tej porze ludzie są zmęczeni, nie zwracają na nic uwagi. Nawet kloszard na ławeczce w kącie siedział jakby odrętwiały. Kilka razy złapałam jego spojrzenie i zaraz odwracałam wzrok. Obawiałam się, że podejdzie prosić o pieniądze, a nie miałam przy sobie ani grosza. Dosłownie. Niektórzy menele nie przyjmują do wiadomości, że ktoś, kto jest lepiej ubrany od nich, również może być biedny. A w moim przypadku stan portfela nie miał już najmniejszego znaczenia. Niech inni się martwią pogrzebem.
Ruszyłam do krawędzi tunelu
Tak – zamierzałam rzucić się pod pociąg, to chyba jest jasne od samego początku. I miałam ku temu bardzo poważne powody. Właściwie jeden powód, ale z nim łączyły się inne.
Jeszcze raz sprawdziłam rozkład jazdy, chociaż znałam go już na pamięć. Po torze miał przejechać jeszcze tylko jeden pociąg, potem do trzeciej trzydzieści następowała przerwa. Nie zamierzałam czekać ponad dwóch godzin na zimnym, pustym dworcu. Jeszcze się przeziębię…
O mało nie roześmiałam się w głos na tę myśl. Przecież nie zdążę się przeziębić! Ale na pewno będzie mi zimno, to inna sprawa. Miałam na sobie tylko lekką sukienkę.
Na ostatni pociąg czekały tylko dwie osoby. I bardzo dobrze! Poszłam w stronę wylotu peronu, żeby znaleźć się jak najbliżej przeznaczenia. Zatrzymałam się jakieś dwadzieścia metrów od czarnej jamy. Kiedy tylko pojawią się światła, wykonam ostatni krok.
Słyszałam nadjeżdżający pociąg, serce zaczęło mi bić jak młotem. Przez chwilę opanowało mnie pragnienie, żeby się cofnąć, zrezygnować, może przyjść jutro. Lecz zaraz nadleciała myśl: „Po co?”. Przecież nie ma innego rozwiązania.
Ścianę tunelu rozjaśniły reflektory nadjeżdżającego pociągu. Przez głowę przemknęła mi jeszcze myśl, że przez dwie godziny zdążą się uporać z moim trupem i rano ludzie nie będą mieli problemu z dotarciem do pracy.
Czekałam, aż zobaczę światła. Będę miała dwie sekundy, aby skoczyć… Położyłam dłoń na brzuchu i ruszyłam ku krawędzi platformy.
Od przeznaczenia dzielił mnie krok
Nagle jakaś siła szarpnęła mnie w tył, owionął mnie okropny, mdlący smród.
– Co chcesz zrobić?! – zapytał chrapliwy głos.
Odwróciłam się z ręką uniesioną do ciosu. Czułam wściekłość i strach.
Przede mną stał kloszard z ławki w kącie peronu. Przynajmniej wiedziałam już, skąd ten odór.
– Chcesz zabić siebie, to zabijaj! – powiedział spokojnie. – Ale co ci zawiniło dziecko?
– Skąd wiesz… – zacięłam się i poprawiłam: – Skąd pan wie, że jestem w ciąży?
Był ode mnie o wiele starszy, nie miał wzroku starego alkoholika, patrzył bystro, a jego głos, chociaż chropowaty, zdradzał, że kiedyś był zapewne miły i aksamitny.
– Po pierwsze, trzymasz dłoń na brzuchu tak, jak to robią tylko ciężarne – wyjaśnił. – A po drugie, obserwowałem cię przez jakiś czas. Jak się przyjrzeć, widać, że zaczyna się brzuszek.
– Ale… – powiedziałam bezradnie i znów dopadł mnie gniew: – Co to pana obchodzi? Czego się pan wtrąca?!
– Bo szkoda młodego życia – odparł. – I twojego, i tego, które czeka w kolejce do przyjścia na świat.
– Nic pan nie rozumie… – mój głos ociekał goryczą. – Nie ma dla mnie przyszłości.
– Dla każdego jest – pokręcił głową.
– To, że ktoś cię skrzywdził, pewnie ojciec dziecka, nie znaczy, że świat się skończył.
Skrzywdził… Raczej zwyczajnie olał.
Przecież mówił, że mnie kocha!
To było jak w „Autobiografii” Perfectu: „Powiedziała mi, że kłopoty mogą być, ja jej, że egzamin mam…”.
Nie oczekiwałam, że Arek ucieszy się na wiadomość o ciąży. Żadne z nas nie mogło się cieszyć.
Ale on miał do powiedzenia tylko tyle, że skoro byłam głupia i zaszłam, powinnam sobie sama poradzić. I wiedzieć, co z tym zrobić. Oczywiście miał na myśli aborcję. Problem w tym, że nie miałam złamanego grosza na zabieg. Jego to nie obchodziło.
– Mówiłeś, że mnie kochasz! – wykrzyczałam przez łzy.
– A wiesz, ilu już to mówiłem, zanim cię poznałem? I kiedy byliśmy razem? – roześmiał się tylko. To był okrutny śmiech. – I powiem jeszcze niejednej.
Gdybym wiedziała, że zadałam się z takim draniem… Powiedzieć o nim kanalia to jak nic nie powiedzieć. Gdybym wiedziała… Ale był taki czarujący, miałam pewność, że czeka nas wspólna przyszłość.
Jeszcze żywiłam nadzieję, że jakoś się wszystko ułoży, nawet bez niego, ale mój ojciec na wiadomość o ciąży od razu wyrzucił mnie z domu. Nigdy mnie nie darzył ciepłymi uczuciami, a teraz zyskał pretekst, żeby się pozbyć niechcianej córki.
Brzmi to jak ostatnia patologia? Tak właśnie było. Odkąd odeszła mama, do której śmierci ojciec się przyczynił swoimi pijackimi wyskokami, moje życie zmieniło się w koszmar. Arek wydawał się światełkiem w tunelu.
Tylko że to było światło nadjeżdżającego pociągu…
Bezdomny mnie będzie pouczał?
Cofnęłam się o krok. Kloszard nie protestował. Wiedział równie dobrze jak ja, że na razie nic nie przyjedzie.
– Tak, nie pachnę fiołkami – powiedział, widząc, jak marszczę nos. – Ale jestem człowiekiem, dziewczyno. Nie mogę pozwolić, żebyś się zabiła na moich oczach.
– W takim razie zrobię to gdzie indziej! – warknęłam. – I co, zabroni mi pan? Będzie mnie pan pilnował?
Pokręcił głową.
– Zrobisz, jak zechcesz. Nie zamierzam za tobą łazić. Nie mam prawa. Ale zanim znów zechcesz zrobić coś głupiego, pamiętaj, że życie jest dłuższe niż chwile nieszczęścia.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i roześmiałam się mimo woli.
– I mówi mi to ktoś, kto nie ma nawet własnego kąta? Zwykły wykolejeniec?
Myślałam, że się pogniewana za tego wykolejeńca i odejdzie, ale on również się zaśmiał.
– Tak, mówi ci to zwykły wykolejeniec. Wiesz, ile razy sam chciałem ze sobą skończyć? Właśnie tutaj, na tym dworcu. Ale kiedy się wreszcie zdecydowałem, spotkałem kogoś, kto mnie odciągnął. Tak samo jak ja dzisiaj ciebie. I kazał mi żyć.
To brzmiało, jakby go ocalił anioł. „Kazał mi żyć”. Co za natchniona gadka…
– Tylko że ja bym zabił tylko siebie – ciągnął. – A ty chcesz zamordować dwie osoby naraz.
Znów odruchowo położyłam rękę na brzuchu i zacisnęłam usta. Nie myślałam tak o tym. Pragnęłam tylko rozwiązać problem w jedyny sposób, który wydawał się rozsądny i logiczny. Jak miałam dalej żyć? A on jakby czytał w moich myślach.
– Zastanawiasz się, jak dalej żyć? – spytał. – Odpowiedź brzmi „po prostu żyć”. Jeżeli nie chcesz tego dziecka, oddaj je komuś, kto je wychowa… Wielu szuka dzieci do adopcji. Zostaw je w oknie życia. Zrób cokolwiek. Ale nie bierz na siebie takiego brzemienia! Potem zrobisz, co zechcesz. Jeśli masz nawet ze sobą skończyć, to sama.
Wiedziałam, że ma rację. Nie powinnam odchodzić w ten sposób, decydując nie tylko o sobie. Ale to było takie trudne. Jak niby miałam żyć, jak sobie radzić?
– Co, mam zostać taką menelką jak ty? – spytałam drwiąco, czując, że mnie przekonuje i robiąc mu na przekór.
– Mnie się tak ułożyło – odrzekł.
– A właściwie sam tak wybrałem, bo było łatwiej. Ale nie rozmawiamy o mnie. Jesteś młoda, silna, ogarnij się i żyj, ile dasz radę. A jak nie dasz, jeśli przegrasz walkę, zawsze jest to ostateczne wyjście. Tylko pamiętaj, to straszny grzech!
Bez słowa odwróciłam się i odeszłam. Tak, zachowałam się jak niewdzięcznica, ale wciąż byłam rozdrażniona. Potem przychodziłam jeszcze na dworzec kilka razy, żeby go znaleźć i dokończyć rozmowę, może nawet dać mu złotówkę, kawałek bułki… ale się nie pojawił.
Ponieważ piszę te słowa, wiadomo, że ze sobą nie skończyłam, choć miewałam chwile słabości. Nie można powiedzieć, że stanęłam mocno na nogi, bo powodzi mi się bardzo średnio, a czasem nawet źle, ale synka nie oddałam nikomu. Sama go wychowuję i mam nadzieję, że w moim życiu zdarzy się jeszcze coś dobrego, nastąpi jakiś wielki przełom. Wiara w ludzi, w świat i w Boga trzyma mnie przy życiu.
Milena, 26 lat
Zobacz także:
- „Moja 16-letnia córka zaszła w ciążę. Chciała ją usunąć, nawet nie znała ojca. Dzisiaj jest absolutnie zakochana w maluchu”
- „Teściowa nalegała, żebym usunęła ciążę – dla niej Misia była >>galaretą bez czucia
- „Za miesiąc miałem się żenić, ale moja kochanka zaszła w ciążę. Dałem jej pieniądze na zabieg i kazałem znikać”