Reklama

Toksyczna matka to temat bardzo dobrze mi znany. Wprawdzie przez wiele lat nie wiedziałam, że tak to się nazywa, ale teraz wiem. A najważniejsze jest to, że zrobię wszystko, aby nie zniszczyła naszej rodziny. Mojej rodziny, której zamierzam bronić za wszelką cenę...

Reklama

Mama zawsze była dziwna, inna niż reszta matek. Jako mała dziewczynka nie zauważałam tego. Podobało mi się, że jest modnie ubrana, umalowana, zadbana. I ma mnóstwo znajomych, którzy za każdym razem, gdy do nas przychodzili, przynosili mi lalki i zabawki. Tych wujków było sporo, taty nie znałam. I nigdy nie dowiedziałam się od mamy, kim on jest. Chociaż pytałam ją o to wiele razy.

Już w szkole wiedziałam, że coś jest nie tak

Najpierw koleżanki nawet mi zazdrościły, bo ich mamy były wiecznie zmęczone, zapracowane, zajęte, a moja po pracy miała czas na zabawę. Inne dzieci musiały jeść na obiad jakieś zupy typu domowy krupnik, a ja się raczyłam pizzą i hamburgerami. Ale dość szybko rówieśnicy zaczęli mi dokuczać. Mówili, że moja mama to lafirynda i puszczalska, a ja, choć nie wiedziałam, co to znaczy, płakałam i kłóciłam się z nimi.

Dziś oczywiście mam świadomość, że dzieciaki powtarzały opinie dorosłych. Bo nie da się ukryć, że pośród tych wszystkich szarych i nijakich mam, moja się wyróżniała.

Nie tylko wiekiem; urodziła mnie, gdy miała niespełna dziewiętnaście lat, ale też krzykliwym makijażem i odważnym strojem. Na zebraniach szkolnych musiała rzucać się w oczy.

Jednak wbrew plotkom i pogłoskom – nie była żadną prostytutką. Choć lubiła mężczyzn i umiała się bawić, na życie zarabiała jako pośredniczka nieruchomości. I to bardzo dobra pośredniczka! Kiedy w latach 90. zmienił się system i koniunktura, wykorzystała to i założyła własną firmę. Jak byłam w liceum, pomagałam jej w rachunkach i wiem, że była profesjonalistką. Co nie przeszkadzało jej po pracy zmieniać się w rozchichotaną uwodzicielkę.

Zawsze ukrywała swój wiek i robiła wszystko, by wyglądać na mniej lat, niż miała. Bardzo mnie to denerwowało, zwłaszcza w czasach liceum. Kiedy przychodzili do mnie znajomi, mama natychmiast zaczynała odstawiać ten swój teatr. Zawsze znalazła pretekst, żeby z nimi pogadać. Słuchała takiej samej muzyki co my, chodziła w młodzieżowych ciuchach i wymieniała się z moim koleżankami lakierami. A mnie wydawało się to sztuczne i głupie. Zwyczajnie wstydziłam się za mamę!

Przy moich kolegach zachowywała się tak, jakby chciała ich poderwać. To było żenujące! Naprawdę miałam jej serdecznie dość! Tym bardziej że w całym tym swoim udawaniu i zabawie zapominała, że jestem jej córką. Potrafiła ze mną konkurować, dokuczać mi, plotkować na mój temat z moimi koleżankami.

To nie był zdrowy układ

Na pierwszym roku studiów poznałam Pawła. Długo ukrywałam go przed mamą. Bałam się, że jak ją pozna, to mnie zostawi. Wiadomo – mówi się, że córka upodabnia się do matki. Wolałam, żeby poznał ją jak najpóźniej.

Jednak los zadecydował za nas. Na początku drugiego roku studiów okazało się, że jestem w ciąży. Wprawdzie byłam starsza niż mama, gdy urodziła mnie, ale to i tak było za wcześnie. Czułam się zdruzgotana.

– Kochanie, damy radę – pocieszał mnie Paweł, który w przeciwieństwie do mnie bardzo się ucieszył, że będziemy mieli dziecko. – Do końca roku akademickiego dociągniesz, potem weźmiesz dziekankę…

– Nie chciałam tak – chlipałam mu w mankiet, całkiem rozstrojona. – Tak jak mama…

– Przecież cię nie zabije – zauważył Paweł, zupełnie nie rozumiejąc, o co mi chodzi. – Zrozumie, tym bardziej że sama też wpadła.

Opowiadałam mu o niej, ale podejrzewam, że nie do końca wierzył w te wszystkie historie. Jeśli nawet tak było, to już pierwsza wizyta u nas w domu otworzyła mu oczy.

Widziałam szok widoczny na jego twarzy, gdy mama otworzyła drzwi. Zapowiedziałam naszą wizytę, więc musiała się odstawić. Przeszła samą siebie – mini, bluzka z dekoltem i taki makijaż, że naprawdę się za nią wstydziłam.

Ale prawdziwy popis dała, gdy dowiedziała się, po co przyszliśmy.

– Jak mogłaś?! – krzyknęła w pierwszej i chwili myślałam, że mnie uderzy. – Jak ty mogłaś mi to zrobić?!

– Mamo, nie przesadzaj, każdemu się zdarza, sama chyba o tym wiesz najlepiej – wycedziłam, szykując się na wojnę.

– Ale jak ty to sobie wyobrażasz?! – krzyczała, cała czerwona, z takim zapamiętaniem, że jej idealny makijaż aż się rozmazał.

– Damy radę, mam Pawła, a na studiach wezmę rok urlopu – wyliczałam. – Paweł pracuje, pieniądze będą na pieluszki…

– A co mnie obchodzą pieluszki?! O czym ty w ogóle mówisz? Ja pytam o siebie! Jak ty to sobie wyobrażasz fakt, że ja będę babcią?!

Dopiero wtedy zrozumiałam, o co jej chodzi. No tak – nie ja byłam ważna, nie moje studia i moja miłość, nawet nie jej wnuk.

Ona – jak zwykle – była najważniejsza. Ona i jej uczucia. Jej próżność. Nie wytrzymałam.

– Nie musisz być babcią, skoro nie chcesz – rzuciłam i wstałam, odstawiając niedopitą herbatę. – Jeżeli zależy ci tylko na tym, co ludzie powiedzą o tobie, to widocznie niepotrzebnie tu przychodziliśmy.

– Oczywiście, że nie chcę być babcią! – obruszyła się. – I po raz kolejny ci przypominam, że powinnaś mi mówić Edyta.

Mama zawsze namawiała mnie, żebym zwracała się do niej po imieniu. Nie chciałam. Przecież była moją mamą, a nie koleżanką.

– Jesteś moją mamą – wzruszyłam ramionami. – I czy chcesz, czy nie, będziesz babcią.

– Nigdy nie pozwolę, żeby się tak do mnie zwracało – powiedziała, patrząc na mój brzuch, i aż się wzdrygnęła.

– W takim razie w porządku, tę sprawę mamy załatwioną raz na zawsze – podsumowałam, idąc ku drzwiom. – Jak zmienisz zdanie i dojdziesz do wniosku, że chcesz być mamą i babcią, zadzwoń.

Popłakałam się zaraz po wyjściu od niej; Paweł nawet martwił się, że stres zaszkodzi dziecku.

– Teraz cię rozumiem – powiedział, podając mi kolejną paczkę chusteczek. – Rzeczywiście, jest toksyczna.

Nie ukrywam, że liczyłam na telefon od niej. W końcu to moja mama… Zadzwoniła, owszem. Żeby mi powiedzieć, że wyjeżdża na rok do Francji i w związku z tym chce wynająć mieszkanie, więc mam zabrać swoje rzeczy…

Odezwała się też z Francji. Napisała na Facebooku, że jest jej cudownie, że świetnie się bawi. Rzeczywiście, ze zdjęć, które wrzucała, widać było, że raczej się tam nie nudzi.

Zatrzymała się u swojej koleżanki, też agentki nieruchomości. Tamta zna francuski, mama umie sprzedawać mieszkania, założyły spółkę. Po roku napisała, że w związku z tym zostaje tam dłużej. Nie zamierza wracać, bo nic jej do Polski nie ciągnie. O swojego wnuka, który był już na świecie, nawet nie zapytała...

Odetchnęłam z ulgą. Bo chociaż zdarzało mi się płakać, to gdy uświadamiałam sobie, że moja matka nie chce znać własnego wnuka – wiedziałam, że tak jest lepiej. Patrząc na to, co wyprawiała, modliłam się, żeby Piotruś nigdy jej nie poznał. Wstydziłam się za nią. Poza tym pamiętam, co mi zrobiła, jak byłam mała, jakie upokorzenia musiałam przez nią znosić.

Nie chciałam, żeby mój syn przeżywał podobne rozczarowanie. Babcie spotykane na placu zabaw były zwyczajne i serdeczne. Piekły ciasteczka dla wnuków, robiły babki z piasku i wycierały brudne noski. Moja mama zdecydowanie tu nie pasowała…

Czy ona kiedyś zrozumie, że nie jest już podfruwajką?

Niestety, w zeszłym roku niespodziewanie wróciła do kraju. Nie wiedziałam, że pokłóciła się z koleżanką, więc gdy pewnego dnia zadzwoniła i zaprosiła nas na kawę, zwyczajnie... zbaraniałam.

Zapytałam Pawła, co zrobimy. Powiedział, że się do mnie dostosuje, ale widziałam, że wcale nie ma ochoty na bliższe poznawanie mojej mamy. A Piotruś… Ma pięć lat i jedną ukochaną babcię. I dziadka, który puszcza z nim latawce. A także naszą sąsiadkę, przemiłą panią Ewę, na którą też mówi babcia. Opiekuje się nim, gdy mały jest chory i nie może iść do przedszkola.

Chyba nie chcę, żeby poznał moją mamę. Wiem, to jego babcia, ale tylko biologiczna. A to za mało, żeby rościć sobie jakiekolwiek prawa. Piotruś jej nie potrzebuje.

Dlatego postanowiłam, że pójdę do niej sama. Bo pójdę, w końcu to moja mama. Poza tym mam nikłą nadzieję, że jednak się zmieniła. Skończyła już przecież 45 lat, swoje przeszła, nie jest podfruwajką. Jeżeli okaże się, że mam rację, to nad tym wszystkim jeszcze raz się zastanowię. Może kiedyś przyjdę do niej z Piotrusiem. Dam jej szansę...

A jeżeli nie? No cóż, na ostatnim zdjęciu, które wrzuciła na portal, siedzi w knajpie z koleżankami. Opalona, włosy blond, jasnoróżowe usta. Nie wygląda jak babcia. Niewykluczone, że będę musiała powtórzyć jej te słowa, które wypowiedziałam przed laty – albo chce być babcią, albo Piotrusia nigdy nie pozna. Nie pozwolę, żeby on też przez nią cierpiał i musiał się jej wstydzić. Jestem jego matką i powinnam go chronić.

Kinga, 26 lat

Czytaj także:

Reklama
  • „Moja pasierbica miała depresję poporodową. Uciekła i zostawiła niemowlę samo w domu"
  • „Mikołaj miał 6 lat i nie mówił. Wszyscy myśleli, że ma autyzm. Wnuczek potrzebował miłości, której nie dali mu rodzice"
  • „Poroniłam w 8 miesiącu ciąży i mój świat się zawalił. Gdyby nie Staś już dawno odebrałabym sobie życie"
Reklama
Reklama
Reklama