Reklama

Nie od razu rozpoznałam głos w słuchawce, nie widziałam dziadka Dominiki od lat. Nie przedstawił się, widocznie uznał, że w rodzinie to niepotrzebne ceregiele.
– Alimenty dostajesz w terminie? – spytał, przywitawszy się zdawkowo.
– Tak – wydukałam jak uczennica, która nie odrobiła lekcji.

Reklama

Nie umiałam nic więcej powiedzieć, chociaż z tym człowiekiem akurat chciałabym kiedyś szczerze porozmawiać. Co właściwie myślał, rozdzielając mnie z Damianem? O, przepraszam, to wiem. Chronił syna przed zakusami dziewczyny, która urodziła jego dziecko bez pozwolenia.

Ciąża, w którą dość nieplanowanie zaszłam, wywołała w rodzinie Damiana burzę. Sam zainteresowany na wieść o tym, że zostanie ojcem, zaniemówił, ale stanął na wysokości zadania. Przynajmniej na początku.
– Poradzimy sobie, trochę to wszystko nie w porę, ale przecież kochamy się i będziemy mieli dziecko. Wcześniej czy później, co za różnica – mówił drżącym głosem.

Bał się, podobnie jak ja, ale wspierał mnie, jak umiał. Zawsze mu będę za to wdzięczna. To był trudny czas, mieliśmy po dwadzieścia jeden lat, dużo i mało jednocześnie. Para dorosłych dzieciaków, oto kim wówczas byliśmy, ale okazało się, że musimy szybko dojrzeć i zająć się nowym istnieniem, które szykowało się do przyjścia na świat. Damian zachował się jak prawdziwy mężczyzna, trzymał mnie w pionie, nie odstępując na krok. Miałam szczęście, że przy mnie był. Wiedziałam, że rodzice codziennie ciosają mu kołki na głowie, wymawiając nieodpowiedzialność i pytając, co zamierza dalej. Chce ugrzęznąć w pieluchach? Co ze studiami, karierą uniwersytecką, którą, jak się spodziewali, będzie kontynuował po ojcu i dziadku? Czy myśli, że wytrzyma, mieszkając ze mną i wrzeszczącym niemowlęciem w pokoiku u teściowej?

Pytali i pytali, jakby rzeczywiście chcieli usłyszeć odpowiedź. Ale nie, oni już wiedzieli, po prostu urabiali syna, nadwątlając cienkie pokłady odwagi, która była mu potrzebna. Żeby wszystko było jasne, zapowiedzieli, że nie zamierzają nam pomagać. Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz, mawiał jego ojciec. Miał do tego prawo, ale mroziło mnie jego nieprzejednanie. Matka Damiana, uległa żona swojego męża, przeważnie milczała, a jeśli już coś mówiła, wspierała każde jego słowo.

Damian nie przekazywał mi wszystkiego, czym go raczyli, ale nietrudno było się domyślić, że obwiniają mnie o skomplikowanie życia synowi. Gdybym nie spodziewała się dziecka, mogliby mnie nadal lubić, ale ciąża wszystko zmieniła.

Ojciec postawił mu warunek

Jak ja się wtedy bałam przyszłości! Dałabym wiele, żeby cofnąć czas. Myślałam tak, dopóki nie poczułam ruchów dziecka. Nie zalała mnie fala czułości, nie zaczęłam nagle kochać istotki, której jeszcze nie znałam, ale znienacka poczułam się silna jak nigdy. Przestałam się kulić pod pręgierzem zarzutów rodziców Damiana, wyprostowałam plecy.

– Weźmiemy ślub teraz czy jak dziecko przyjdzie na świat? – spytałam Damiana.

Nie uchylił się od odpowiedzi, zostawiając mi decyzję. Powiedziałam, że wolę teraz. Poszedł oznajmić nowinę rodzicom i wrócił jak niepyszny.
– Oleńko, jest taka sprawa… – zaczął niepewnie.
– Nie zgadzają się, tak? – wyręczyłam go litościwie.
– Nie są zachwyceni, ale na szczęście nie musimy zabiegać o ich przyzwolenie, tylko że ojciec… – Damian zastanowił się, jak to powiedzieć. – Ojciec postawił mi warunek. Jeśli teraz się ożenię, będę musiał rzucić studia i iść do pracy, żeby zarobić na rodzinę. Jestem na to gotowy, mogę też uczyć się zaocznie, ale on powiedział jeszcze coś. Postara się, żebym nie miał na uczelni za łatwo. Jest ustosunkowany, może to zrobić.
– To świństwo – wyjąkałam, trzęsąc się ze zdenerwowania i bezsilnej złości.

Damian wzruszył ramionami.
– Twierdzi, że robi to dla mojego dobra, żeby powstrzymać mnie przed podjęciem decyzji, która złamie mi życie.
– Czyli przed ślubem ze mną. Damian, on chce nas rozdzielić! – krzyknęłam.
– Nie uda mu się to – odparł równie zdenerwowany jak ja. – Posłuchaj, mam plan. Wstrzymamy się ze ślubem, skończę bez przeszkód studia. Tak będzie dla nas lepiej. Będę miał zawód, staniemy się niezależni, wtedy się pobierzemy.

Miało to sens, ale nie byłam przekonana. Czułam, że jego ojciec nie odpuści. Chciał, żeby syn zrobił karierę naukową, studia były zaledwie pierwszym krokiem ku temu. Czy Damian zawróci z drogi wygodnie usłanej przez ojca, żeby dzielić ze mną prozę życia?

Starałam się nie dopuszczać do siebie wątpliwości, on na nie nie zasługiwał. Trwał wiernie przy mnie, odpierając zarzuty ojca, lawirując między kobietą, którą kochał, i rodziną. Sprawdził się w tych trudnych chwilach i chociaż okazało się, że jednak nie wytrzymał, nie potrafię zapomnieć, ile wówczas znaczyła dla mnie jego lojalność.

Należeliśmy do innych światów

Kiedy Dominika przyszła na świat, wziął ją na ręce i obiecał, że nigdy jej nie opuści. Popłakałam się, niejedna młoda matka marzyłaby o takim ojcu dla swego dziecka. I to właściwie był koniec sielanki. Zgodnie z proroctwem ojca Damian nie wytrzymał długo ze mną i dzieckiem w jednym pokoju. Mała płakała w nocy, oboje chodziliśmy niewyspani, a on musiał się uczyć. Wrócił do rodziców, a nas odwiedzał. Na początku codziennie, potem coraz rzadziej, bo zaczęła się sesja egzaminacyjna. Rozumiałam to, ale złe przeczucia znów mnie nawiedziły. Oddalaliśmy się od siebie, widziałam, jak staje się coraz bardziej nieobecny myślami.

Ja walczyłam z kolkami dziecka, utonęłam w pampersach, zupkach, podporządkowałam dzień Dominice, on miał więcej swobody, całkiem inne zajęcia i dużo szersze horyzonty. Wołała go dal, miał wszelkie możliwości, by daleko dotrzeć. Z dnia na dzień przestałam do niego pasować. Już nie byłam roześmianą, pełną planów na przyszłość dziewczyną. Mój horyzont wyznaczała ściana, pod którą stało łóżeczko Dominiki.

Dziadkowie widzieli ją może ze dwa razy, z daleka. Żadne z nich nie chciało jej wziąć na ręce, przytulić, ograniczyli się do zdawkowego komplementu. Nie po to przyszli, by podziwiać wnuczkę, lecz by uzgodnić wysokość alimentów, które zamierzali wypłacać w imieniu syna.

– Damian nie może zaprzepaścić dobrze zapowiadającej się kariery naukowej, więc postanowiliśmy wziąć ten obowiązek na siebie. Potraktuj to jako formę pomocy – ojciec zwrócił się do chłopaka, jakby mnie nie było w pokoju.

Damian spuścił głowę, wyraźnie zawstydzony, ale nic nie powiedział. Nie wierzyłam własnym uszom, czułam się jak w koszmarnym śnie. Dziadek mojego dziecka nie interesował się wnuczką, nie przyjął jej istnienia do wiadomości. Omawiał sprawę zapomogi dla mnie, osoby, która stanęła na drodze jego syna. Usunąłby mnie, gdyby tylko mógł.

– Nie potrzebujemy tych pieniędzy – powiedziałam zdławionym głosem.
– Wy nie, ale ty tak – powiedział bezdusznie. – Nie unoś się honorem, jeszcze kiedyś docenisz mój gest.

Będę co miesiąc wysyłał określoną sumę, żebyś po latach nie zgłosiła roszczeń. Nie, moja droga, gniew jest nie na miejscu, to tylko zabezpieczenie, do którego mam prawo. Wszystko na papierze, oto moja dewiza.
Damian spojrzał na mnie błagalnie, jego wzrok mówił: „Wytrzymaj, oni za chwilę pójdą”. Pomyślałam, że on musiał więcej znieść, żeby ze mną być, i to pomogło mi ochłonąć.

Od tej pamiętnej rozmowy wiele się zmieniło. Damian wyjechał na zagraniczne stypendium, z którego wrócił na krótko, by znów opuścić kraj. Jego ojciec regularnie przysyłał alimenty, ale nigdy nie odwiedzał wnuczki i nie dzwonił. Jeśli to po latach zrobił, musiał mieć coś ważnego do powiedzenia.
– Ponieważ płacimy na Dominikę, mamy prawo do kontaktu z dzieckiem. Prawo dziadków – oznajmił podniesionym głosem.

Jeszcze kilka lat temu powiedziałabym mu, co myślę o jego prawach, ale teraz znacznie ochłodłam w zajadłości. Właściwie było mi ich żal. Starzeli się w samotności, ukochany syn robił karierę na zagranicznej uczelni, z rzadka przypominając sobie o rodzicach.

Role się odwróciły – teraz ja byłam silna, oni z każdym rokiem słabli. Mimo to ojciec Damiana wciąż nie rezygnował z autorytarnego sposobu bycia.

Ciekawa byłam, kiedy zrozumie, że nie tędy droga do innych ludzi. A już na pewno nie do wnuczki.
– Dlaczego nic nie mówisz? – mój niedoszły teść zaczął się indyczyć. – Co proponujesz?

Och, co za zmiana, chciał wziąć pod uwagę moje zdanie. Kiedyś go nienawidziłam, teraz mnie tylko bawił. Widziałam, jak się miota, maskując niepewność zdecydowanym sposobem bycia. Biedny człowiek.
– Zapraszam w niedzielę na obiad, poznacie Dominikę – powiedziałam po chwili wahania.
– Nie będziemy długo siedzieć, zabierzemy ją do nas, odwieziemy wieczorem – powiedział.

Cóż, jednak udało mu się mnie zaskoczyć. Uśmiechnęłam się do swoich myśli.
– Jeśli tylko będzie chciała – uprzedziłam. – Wie pan, ile ona ma lat?
– Oczywiście. A więc do niedzieli – rozłączył się.

Teraz musiałam powiedzieć córce o niespodziewanej wizycie.
– Rodzice taty? Coś wspominał, jego matka mu powiedziała. Prosił, żebym nie potraktowała ich zbyt surowo – Dominika zaśmiała się na wspomnienie rozmowy z ojcem.

Dzwonił do niej co sobotę, doskonale się rozumieli. Damian miał do czynienia ze studentami, potrafił rozmawiać z piętnastoletnią córką. Objawił się w jej życiu dość późno, ale ona nie pamiętała dzieciństwa bez ojca. Szybko zasypał przepaść między nimi, nie był odpowiedzialny za jej wychowanie, mógł sobie pozwolić na bycie cudownym tatusiem, zabawnym kumplem. Lepsze to niż nic, pocieszałam się. Żal i złość na niego zbladły z czasem. Byłam niezależna, mocno stałam na nogach i miałam wspaniałą córkę. Nie mogłam więcej żądać od życia, poszczęściło mi się.

Jednak przejęłam się wizytą niedoszłych teściów, byłam bardziej zdenerwowana niż Dominika, która – na oko sadząc – prezentowała co najwyżej ciekawość.

Pożałowała straconych lat

Nie wiem, kogo spodziewał się zobaczyć Tadeusz, ale widok wysokiej pannicy bardzo go zaskoczył. Nie wspomniał o „zabraniu jej” na własny teren, tylko potulnie usiadł przy stole. Maria zrobiła to samo, ale była bardzo niespokojna. Przyjrzałam jej się z zaciekawieniem.

Nieznośna cisza się przedłużała, Tadeusz chrząknął, żeby wygłosić, co tam zamierzał, gdy nagle jego żona się zerwała i przysiadła do wnuczki.
– Jesteś już taka duża – powiedziała niepewnie, a potem objęła ją mocno.

Żałowała straconych lat, sanek, na których nie była z wnuczką, jej pierwszych kroków, śmiesznych powiedzonek.

Dominika spojrzała na mnie znad ramienia babci i podniosła do góry brwi. Mrugnęłam do niej.
– Dobra, co tam – rzekło moje dziecko, ściskając babcię. – Zjemy coś? Jestem głodna.
– Rośniesz, musisz dobrze jeść – zakrzątnęła się Maria, lepiej się czując na znajomym gruncie.
– Jesteśmy twoimi dziadkami – wygłosił wreszcie Tadeusz.
– Przecież wiem, tata mi powiedział, że przyjdziecie – odparła dość niecierpliwie Dominika.

Usiadłam wygodnie, żeby nic nie przeoczyć z lekcji, która, jak się domyślałam, zaraz zostanie udzielona Tadeuszowi. Byłam ciekawa, czy z niej skorzysta.
– Gdzie byliście do tej pory? – spytała zaczepnie Dominika. – A zresztą, spoko. Tata mówił, żebym…
– Dominika… – powiedziałam ostrzegawczo.
– Okej, już nic nie mówię – wyhamowało dziecko.
– Ta wizyta wiele nas kosztowała – odezwał się Tadeusz – ale zdecydowaliśmy się na nią, bo mamy prawo…
– Oj, dziadku, daj spokój – zgasiła go piętnastolatka.
– Chcieliśmy cię poznać, bo cię kochamy – odezwała się nagle Maria.
– Ekstra – powiedziała łaskawie Dominika. – Super, że jesteście – dorzuciła po namyśle.

Chciała być uprzejma, ale nie było między nimi więzi. Sami o to zadbali. Chyba to do nich dotarło, bo Tadeusza wyraźnie zatkało, Maria spuściła głowę i zaczęła szukać czegoś w torebce.
– Wszystko z czasem się ułoży – powiedziałam cicho, podając jej chusteczki.

Wtedy dopiero zaczęła płakać. Łzy zmywały lata, które straciła, ignorując obecność Dominiki w jej życiu.
– O kurczę, ale afera – skomentowała Dominika. – Babciu, nie płacz, makijaż ci się rozmaże.

Pierwszy raz Maria usłyszała, że jest babcią, i to całkiem ją rozebrało. Łkała jak dziecko, aż poszłam szukać ziółek na uspokojenie. O obiedzie wszyscy zapomnieli. Tadeusz podniósł się, żeby zabrać żonę do domu, przedtem jednak zwrócił się do wnuczki oficjalnym tonem:
– Mam nadzieję, że niedługo zechcesz nas odwiedzić – powiedział.
– Właściwie was nie znam, głupio byłoby… – zobaczyła, jakie wrażenie wywarły jej słowa na dwojgu starszych ludzi, i poprawiła się: – Wpadniemy z tatą, niedługo przyjeżdża na tydzień do kraju.

Po minie Tadeusza poznałam, że żona nic mu nie powiedziała o planach syna. Domyśliłam się, że udało mu się zburzyć nie tylko mój związek z Damianem.
– Dominika go wam przyprowadzi, tata niczego jej nie odmówi – powiedziałam cicho do Marii.

Moja niedoszła teściowa podniosła głowę i szepnęła:
– Dobrze ją wychowałaś, jest prawdziwym cudem.
– Zwyczajnym kochanym i mądrym dzieckiem – sprostowałam.
– Ma dobre geny – wtrącił niemądrze Tadeusz.
– Ma dobrą matkę – zripostowała jego żona, pierwszy raz się przeciwstawiając.
Tadeusz nie znalazł dobrej odpowiedzi. Ciekawe, czy kiedyś zdecyduje się jej poszukać.

Aleksandra, 37 lat

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama