„Grzesiek zabronił mi na razie zachodzić w ciążę. Więc użyłam podstępu. Wiem, wbrew niemu, ale jego reakcja była dla mnie obrzydliwa”
Wychodząc przed laty za Grzesia, byłam pewna, że będzie to związek na całe życie, na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie.

- redakcja mamotoja.pl
Kochałam go tak bardzo, że byłabym w stanie zrobić dla niego wszystko. On mnie chyba też, a przynajmniej tak mi się wydawało. Mieliśmy wspólne cele i marzenia. Chcieliśmy mieć dwójkę dzieci i mały domek na Mazurach. Kilka razy w roku jeździliśmy tam na parę dni i zakochaliśmy się w tym urokliwym miejscu.
Ale po ślubie wszystko zaczęło się zmieniać. Pojawiało się coraz więcej kłótni, zgrzytów, nieporozumień. Ja koniecznie chciałam jak najszybciej zacząć starać się o dziecko. Byliśmy już oboje po trzydziestce, uznałam, że nie ma na co czekać. Grzesiek miał jednak inne plany – pracował na prestiżowym stanowisku w prężnie rozwijającej się firmie i ciągle stawiał na karierę. Tłumaczyłam mu, że to ja będę w ciąży, to ja pójdę na ewentualne zwolnienie lekarskie czy urlop macierzyński i w niczym nie będzie to kolidowało z jego karierą.
– Teraz tak mówisz, a potem zaczną się pretensje, płacz dziecka po nocach, wieczne niewyspanie i rozdrażnienie. Ja muszę być w formie, nie pracuję na budowie, powinienem mieć wypoczęty umysł! – wściekał się.
Czas mijał, Grzesiek awansował, coraz częściej wyjeżdżał, wracał coraz później. Na naszym koncie gromadziło się coraz więcej oszczędności, ale na każdą wzmiankę o domu czy dziecku reagował nerwowo.
Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę, w końcu miałam już 36 lat, życie przeciekało mi przez palce, mój zegar biologiczny tykał. Nic nie mówiąc mężowi, odstawiłam tabletki. Wprawdzie ostatnio kochaliśmy się rzadko, ale postanowiłam na jakiś czas przestać mówić o drażliwych dla Grzegorza tematach. Byłam miła, przygotowywałam kolacyjki, nie marudziłam, gdy wracał później albo wyjeżdżał na kilka dni. I faktycznie nasze stosunki nieco się ociepliły i poprawiły.
Kompletnie nie spodziewałam się takiej reakcji
Byłam przygotowana na długie miesiące oczekiwań, a tymczasem już po czterech zorientowałam się, że nie dostałam okresu. Zrobiłam trzy testy, wszystkie były pozytywne. Mojej radości nie było końca! Postanowiłam jednak na tyle, na ile możliwe, ukryć swoje podekscytowanie i odczekać jeszcze chwilę. Nie chciałam, by mąż zorientował się, że ta wiadomość mnie nie zaskoczyła.
W ósmym tygodniu miałam wizytę u lekarza. Widziałam na monitorze maleńką plamkę, która była naszym dzieckiem. Widziałam pulsujący punkcik i słyszałam bicie serca.
Postanowiłam, że dłużej nie mogę tego ukrywać. W drodze do domu weszłam do galerii i kupiłam śliczne maleńkie buciki, zapakowałam je w ozdobne pudełeczko. Przygotowałam ulubioną pieczeń Grzesia, włączyłam muzykę, zapaliłam świeczki.
– Zapomniałem o czymś? Masz imieniny? Urodziny? – próbował zgadywać, gdy wrócił.
– Spokojnie, o niczym nie zapomniałeś – zapewniłam. – Usiądź i zjedzmy.
Po kolacji wręczyłam mężowi prezent. Kiedy go rozpakował i zobaczył buciki, na jego twarzy zaczęło malować się kompletne zdziwienie. Kiedy wreszcie do niego dotarło, że będzie ojcem, wściekł się. Krzyczał, że pewnie zrobiłam to specjalnie, że przecież uprzedzał mnie, że nie chce teraz dzieci. Nie spodziewałam się takiej reakcji. Wiedziałam, że będzie zaskoczony, ale myślałam, że przyjmie to spokojniej, może nawet się ucieszy. A on zrobił mi awanturę i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Nie wrócił na noc, następnego dnia napisał mi esemesa, że wyjechał służbowo i porozmawiamy po jego powrocie. Miałam nadzieję, że wszystko sobie poukłada, przemyśli, wróci i mnie przeprosi. Jednak zawiodłam się.
– Który to tydzień? Mam nadzieję, że nie jest jeszcze za późno, jutro o 18 masz wizytę w klinice i będzie po sprawie – powiedział na dzień dobry.
Początkowo nie rozumiałam, co ma na myśli i o co może mu chodzić. Ale powoli zaczęła do mnie docierać prawda.
– Grzegorz, ty chcesz zabić nasze dziecko?!
– Nie dramatyzuj! Nie zabić, tylko pozbyć się problemu. Jak masz pieniądze, nawet nielegalne jest możliwe.
Najpierw się załamałam, a potem zaczęłam wierzyć
Byłam w szoku. Mój mąż oszalał! Przecież zawsze marzyliśmy o dwójce dzieci, nawet jeśli on nie do końca w tym momencie...
Próbowałam z nim rozmawiać, tłumaczyć, przekonywać, ale był nieugięty. Jednak ja również. Nie zgodziłam się na zabieg. Nawet przez moment nie brałam tego pod uwagę.
Grzegorz nie zaakceptował mojej decyzji, po kilku dniach kłótni, krzyków i awantur po prostu spakował się i wyprowadził!
– Nasze małżeństwo od dawno było fikcją. Ostatnio wydawało mi się, że coś zrozumiałaś i miałem nadzieję, że jakoś to poskładamy, ale myliłem się. Teraz już nie mamy o czym rozmawiać. Będę płacił alimenty, ale nie chcę mieć z tym nic wspólnego – powiedział.
„To” było naszym dzieckiem!
Grzegorz strasznie mnie zawiódł i zranił! Nie spodziewałam się, że jest takim potworem! Początkowo się załamałam. Mój świat się zawalił. Jednak bardzo szybko się otrząsnęłam. Miałam dla kogo żyć!
Wynajęłam adwokata. Nie miałam zamiaru oskubać męża, ale chciałam sprawiedliwego podziału majątku. Ja też przez te wszystkie lata pracowałam i zajmowałam się domem.
Na szczęście chociaż pod tym względem Grzegorz zachował się przyzwoicie. Sąd orzekł o rozwodzie już na pierwszej rozprawie. Podzieliliśmy się oszczędnościami, Grzegorz zachował samochód i działkę pod miastem, ja mieszkanie.
Już podczas rozprawy zapowiedział, że będzie łożył na utrzymanie dziecka, jednak zrzeka się wszelkich praw do niego i kontaktów. Ciągle miałam nadzieję, że jeszcze zmieni zdanie, ale coraz bardziej w to wątpiłam.
Po jakimś czasie doszłam do wniosku, że życie toczy się dalej, nie mogę odkładać go na później. I pomyślałam, że może to odpowiedni moment, by spełnić moje marzenia. Choć miałam też dużo obaw, postawiłam wszystko na jedną kartę. W siódmym miesiącu ciąży wynajęłam mieszkanie niedaleko mojej babci. Nie wtrącała się, nie krytykowała, nie próbowała mną sterować, ale mogłam liczyć na nią w każdej chwili i w każdej sytuacji. Zwłaszcza kiedy urodziłam Tosię.
Kiedy córka skończyła pół roku, sprzedałam stare mieszkanie i kupiłam mały domek na mazurskiej wsi. Bardzo chciałam, by babcia zamieszkała w nim ze mną, ale jak mówiła: „starych drzew się nie przesadza”.
Niedawno Tosia poszła do żłobka. Ja znalazłam pracę, którą bardzo polubiłam. Grzegorz nie próbował nawiązać z nami kontaktu. Nie interesuje się córką, jednak alimenty wysyła regularnie. Początkowo nie chciałam tych pieniędzy, brzydziłam się nimi. Jednak za namową babci nie zrezygnowałam z alimentów, a po prostu odkładam je na konto oszczędnościowe Antosi. Kiedy dorośnie, sama zdecyduje, co z nimi zrobi.
Bywa ciężko, ale jestem naprawdę szczęśliwa. Wierzę, że najlepsze wciąż przede mną!
Maryla
Zobacz także:
- „Byłam w 15 tygodniu ciąży, gdy obudził mnie koszmarny ból. Gdyby nie moja teściowa, skończyłoby się tragicznie”
- „Opiekowałam się Antosiem jak własnym dzieckiem. A potem uwierzyłam, że jestem jego mamą. To nieomal doprowadziło do tragedii”
- „Kiedy przyjechałam do domu dziecka, zaczepiła mnie dziewczynka. Nie myślała o sobie, tylko o swoim jedynym przyjacielu. Złamała mi tym serce”