Grzywna za zbyt dużą liczbę nieobecności? Ten przepis może popsuć plany na rodzinne wycieczki
Mimo trwających wakacji MEN nie zwalnia tempa prac. Kolejne tygodnie przynoszą nowe wieści o planowanych zmianach w polskim szkolnictwie. Tym razem wiceministra Katarzyna Lubnauer przyznaje, że resort wziął już pod lupę temat rodzinnych wycieczek w trakcie trwania roku szkolnego. Czy będziemy płacić za nieobecności dzieci?
Wiceministra Katarzyna Lubnauer twierdzi, że resort przygląda się rozwiązaniom z innych krajów, które mogłyby ograniczyć rodzinne wyjazdy w tracie roku szkolnego. Choć ministra wskazała kraje skandynawskie, wszyscy zastanawiają się, czy MEN rozważy wprowadzenie bardziej surowych zasad, podobnych do tych z Wielkiej Brytanii.
Nieobecności w szkole: polskie zasady są zbyt proste?
Wiceministra Lubnauer tłumaczy, że przepisy w Polsce są bardzo proste. Obecnie wystarczy, że liczba nieobecności ucznia nie przekroczy 50 proc., a usprawiedliwienia wypisują rodzice. Brytyjczycy do tematu nieobecności podchodzą o wiele bardziej poważnie.
O brytyjskich przepisach opowiada w portalu onet.pl Polka mieszkająca w Londynie. Pani Joanna, mama nastoletniego chłopca, tłumaczy, jak działa to dość surowe rozwiązanie. Kobieta zaznacza, że nawet ważne rodzinne uroczystości nie są powodem do taryfy ulgowej.
„Samorząd dzielnicy, w której uczy się syn pani Joanny, wyznaczył cel frekwencyjny na 90 proc. obecności. Gdy dziecko nie osiąga tego celu, jedną z możliwych sankcji jest pokaźna grzywna” − donosi „Onet”.
Grzywna za złamanie postanowienia dyrekcji
Polka z Londynu zaznacza, że wszelkie planowane nieobecności, które nie są związane ze stanem zdrowia, należy z wyprzedzeniem ustalić z dyrekcją szkoły. Pani Joanna opowiada, że nie zawsze ta decyzja jest pozytywna. Jej syn nie dostał od dyrektora szkoły zgody na opuszczenie piątkowych lekcji, aby z wyprzedzeniem polecieć do Polski na ślub bliskiego wujka.
Za złamanie postanowienia dyrektora szkoły grozi kara grzywny w wysokości 60 funtów. „Władze szkoły mogą skierować taki incydent do samorządu” – dopowiada pani Joanna z Londynu. W takiej sytuacji, podobnie jak w przypadku nieosiągnięcia celu frekwencyjnego, rodzicowi grozi grzywna w wysokości 60 funtów. Jeśli sytuacja się powtarza, sprawa takich rodzin może trafić do sądu. Wtedy rodzicom grozi kara grzywny w wysokości do 2,5 tys. funtów lub kara więzienia dla rodzica (do trzech miesięcy).
Puszczać chore dziecko do szkoły?
Co z chorobami uczniów? Pani Joanna odpowiada, że: „Na te procentowe cele, z których rodzic jest rozliczany, nie mają wpływu pobyty w szpitalu czy choroby stwierdzone przez lekarza, możliwe do wykurowania w domu”. Po chorobie dziecka rodzic musi dostarczyć dokumentację medyczną dziecka. Co jeśli dziecko boli brzuch albo drapie gardło? „Tak jak było napisane w mailu od dyrekcji: jeśli tylko ja sama zadecyduję, że syn nie idzie dzisiaj do szkoły, bo boli go brzuch, jego „procent” obecności automatycznie spadnie” – mówi w rozmowie z „Onetem” Pani Joanna.
Nieobecności to szkoda dla dziecka
Zdaniem Katarzyny Lubnauer wyjazdy uczniów poza okresem wakacji stały się problem polskiego szkolnictwa. „Każdy zdaje sobie sprawę z tego, że jest to ze szkodą dla dziecka, jeśli przed dwa tygodnie nie chodzi do szkoły” – powiedziała wiceministra. Słowa, który padły na antenie Radia Zet, na pewno wzbudzą emocje rodziców, którzy korzystają z często tańszych wycieczek zagranicznych poza sezonem.
Jak przekazuje „Onet”, te emocje nie dziwią, skoro Katarzyna Lubnauer dodała: „w wielu krajach mamy taką sytuację, że jeśli rodzic chciałby wyjechać z dzieckiem na wakacje w ciągu roku szkolnego, to mogą go nawet zatrzymać na lotnisku. My na razie się przyglądamy”.
Źródło: onet.pl
Piszemy też o:
- Szkoła w chmurze i wyniki matur 2024: słabsze czy jednak lepsze niż w tradycyjnych szkołach?
- Udostępniasz zdjęcia dzieci w internecie? Zastanów się, czy warto. Eksperci ostrzegają o nowych zagrożeniach
- Mama pięcioraczków nie wytrzymała: „Przepraszam za łzy”. To nie w jej stylu, ale słowa internautki przelały czarę goryczy