Reklama

Home office z maluchem to koszmar. Te wszystkie poradniki matek z Instagrama o tym, jak „efektywnie łączyć pracę z rodzicielstwem”, można wyrzucić do kosza. Chciałabym zobaczyć ich autorki – czy naprawdę miały w domu 2-latkę, która potrafi w pięć minut zamienić salon w pole bitwy i wpaść na genialny pomysł, by nakarmić kota kredkami? A może gdy pisały e-booka o pracy z dzieckiem, w salonie maluchem opiekował się tata lub niania...

Reklama

Home office z maluchem to koszmar. Nela dostaje histerii kilka razy dziennie

Codzienność wygląda tak: próbuję przygotować projekt, a moje dziecko właśnie postanowiło, że jedyne, co może je teraz uszczęśliwić, to zjedzenie chrupków w kształcie dinozaurów. Ale nie tych, które mamy w szafce. Tych, które skończyły się w zeszłym tygodniu. Gdy tłumaczę, że nie mamy, następuje klasyczny atak histerii – płacz, krzyk, rzucanie zabawkami. W tle kolega z pracy zadaje mi pytania, a ja próbuję wyciszyć mikrofon i przytulić wrzeszczące dziecko.

2-latka potrzebuje więcej uwagi

Praca na pełen etat i bycie rodzicem 24/7 to zadanie dla superbohaterów. A ja nim nie jestem. Nie da się skupić, kiedy co pięć minut dziecko woła „Mamo, zobacz!” albo „Mamo, pomóż!”. Nie da się być w stu procentach w pracy, gdy wiesz, że za ścianą mały człowiek właśnie maluje sobie twarz markerem, bo „chce wyglądać jak tygrys”.

Nie jestem już dobrym pracownikiem?

I tak, wiem, że powinnam być wdzięczna, że mogę pracować z domu. Ale czy to naprawdę jest praca z domu, czy raczej bieganie między obowiązkami zawodowymi a byciem mamą na pełen etat? Gdy po całym dniu czuję się jak wyciśnięta gąbka, nie mam już siły na nic. A potem pojawia się poczucie winy – że ani nie jestem dobrą pracownicą, ani wystarczająco dobrą mamą.

Zazdroszczę koleżankom, które rano biegną do pracy

Czasem zazdroszczę tym, którzy codziennie wychodzą do biura. Mają swoją przestrzeń, mogą skupić się na obowiązkach, napić się kawy w ciszy. Ja nie pamiętam, kiedy ostatnio piłam ciepłą kawę. Moja codzienność to picie jej na raty, między jednym a drugim wybuchem dziecięcych emocji.

Czekam, aż Nela będzie gotowa na przedszkole

Kocham swoją córeczkę ponad wszystko. Ale kocham też chwile spokoju, których tak bardzo mi brakuje. Marzę o dniu, w którym mogłabym usiąść, skupić się na pracy i choć na moment zapomnieć, że jestem na niekończącym się dyżurze rodzicielskim. Wróciłam do pracy, bo potrzebowaliśmy dodatkowego dochodu. Jestem grafikiem i nie mam innych opcji. Sama podjęłam taką decyzję, a teraz czuję się złą matką, bo odliczam dni, aż Nela będzie gotowa, żeby pójść do placówki.

Czy kiedyś będzie łatwiej? Może. Na razie marzę tylko o tym, by choć raz móc popracować w ciszy, bez obawy, że w najmniej odpowiednim momencie usłyszę: „Mamo, siku! Teraz! Już!”.

Karo

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama