„Ich dzieci zmieniły wagon w małpi gaj. Koszmarna reakcja matki zaskoczyła nawet kierownika pociągu” [LIST]
Głowa bolała nas od pisków i krzyków dzieci, które w pociągu nie miały granic. A ich rodzice? Jakby żyli w innej rzeczywistości, w której ich odpowiedzialność nie istnieje.

- redakcja
Piszę ten list, bo chcę wyrzucić z głowy okropne wspomnienia. Może ktoś mnie zrozumie. Może ktoś poczuje to samo albo ma podobne doświadczenia z podróży transportem publicznym.
W całym wagonie słychać było tylko wrzask dzieci
Jechałam do Zakopanego. Nocny pociąg. Miał być spokojny przejazd – cichy stukot kół, trochę czytania, może chwilka drzemki. Tak sobie wyobrażałam. Bo przecież to noc, prawda? Ludzie powinni chcieć odpocząć. Ale ledwo ruszyliśmy, zaczęło się. Dwójka chłopców, na oko może sześć i osiem lat, plus mała dziewczynka. Oni nie biegali. Oni galopowali przez cały wagon. W górę i w dół, śmiejąc się i wrzeszcząc, jakby ktoś co chwilę podłączał ich pod prąd. Ktoś się zbudził, ktoś próbował zatrzymać ich wzrokiem, ktoś inny starał się ignorować. A ja?
Rodzice udawali, że ich tam nie ma
Na początku zaciskałam zęby, potem dłonie na książce. Nic nie docierało do mnie z lektury. Matka rzuciła raz pod nosem, żeby usiedli, ale nawet nie podniosła głowy znad telefonu. Ich ojciec bardziej przypominał cień niż człowieka. Wydawał się niewidzialny. Godzina minęła. Kolejna. Było już po 22. Dzieci dalej w ruchu. Gdy jedno się zmęczyło, drugie przejmowało pałeczkę. I to wieczne „Mamo, patrz! Patrz, mamo!”. Ale mama nie patrzyła.
Najpierw odezwała się seniorka. Potem było tylko gorzej
Starsza pani siedząca obok mnie zebrała się na odwagę i zwróciła uwagę. Poprosiła, żeby spróbowali trochę uspokoić dzieci. Matka nawet nie spojrzała. Kobieta wymamrotała tylko, że „przecież to dzieci”. Dzieci... Ja wiem, że dzieci bywają głośne. A co z resztą ludzi? Co z nami? Zaczęły się nerwowe spojrzenia, szepty. Ktoś westchnął głośno. Ktoś jeszcze dodał, że kiedyś tak nie było. Kulminacja przyszła po północy.
W końcu przyszedł kierownik pociągu. Cisza zapadła, ale tylko na chwilę
Młodszy chłopiec zaczął walić pięściami w fotel. Po prostu z całej siły uderzał w krzesła. Bum. Bum. Bum. Wtedy pojawił się kierownik pociągu. Może wezwany przez kogoś, może sam nie wytrzymał. Stanął na środku wagonu i poprosił matkę o uspokojenie głośnego towarzystwa. Powiedział, że inaczej będzie zmuszony podjąć dalsze kroki. Na chwilę zapadła cisza.
Bo dzieci mają energię
Za chwilę kobieta powiedziała, że nic nie poradzi, bo dzieci mają energię. Energię. Poczułam, że coś we mnie pęka. Powiedziałam wtedy coś, czego zazwyczaj nie mówię obcym, coś, co wyrwało się samo: że może trzeba było pomyśleć o tej energii, zanim wsadziła je pani do nocnego pociągu. Spojrzała na mnie jak na wariatkę. Nic ją to nie obeszło.
Rodzice przestali być rodzicami
Wzruszyła ramionami. Ojciec pozostał cieniem. Dzieci się uspokoiły, ale pasażerowie już nie. W ciszy wszyscy myśleliśmy to samo. Coś się popsuło. Rodzice przestali być rodzicami. Może przesadzam. Może się starzeję. Ale czy naprawdę „to tylko dzieci” znaczy „możecie się wypchać”?
Weronika
Piszemy też o:
- „Były mąż odebrał mi najcenniejszy sukces. Po feriach z tatą nie poznaję własnych dzieci” [LIST]
- „Muszę ogarniać dom i dzieci, nawet gdy rozkłada mnie grypa. Najgorsze chwile przeżyłam jednak na urodzinach córki” [LIST]
- „Wybieram rocznicę ślubu z mężem zamiast meczu syna. Kiedyś będziecie płakać, jeśli poświęcicie małżeństwo dla dzieci” [LIST]