Reklama

Dzień dobry, zastałam Mariusza? – usłyszałem głos sąsiadki, gdy żona otworzyła drzwi.

Reklama

– Jasne, wejdź, jest w kuchni. Proszę.

Żona wpuściła Iwonę, która mieszkała na trzecim, dwa piętra pod nami. Przewróciłem oczami. Pewnie znowu czegoś chce. Lubiłem pomagać ludziom, Iwona zaś była samotną matką, więc na dokładkę jej współczułem. Nie wyszło jej małżeństwo, potem kolejny związek, a oba pozostawiły po sobie pamiątki w postaci dziecka. Nie dziwota, że czasem potrzebowała męskiej ręki w domu. Żona nie protestowała, przeciwnie, wręcz mnie zachęcała.

– Przy jednym dziecku mamy mnóstwo roboty, i to we dwójkę. Nie wyobrażam sobie, jak radzi sobie Iwona, sama z dwójką. Każda pomoc jej się przyda.

Racja. Więc nie odmawiałem, gdy trzeba było zawiesić półkę albo znowu uruchomić zbuntowaną pralkę. Ile umiałem, tyle pomagałem, ale… Umówmy się, raz na kilka tygodni to pomoc, a kilka razy w tygodniu to już przesada.

– Może Iwonka się w tobie podkochuje? – żartowała sobie małżonka.

Jakoś mnie to nie bawiło. O, i znowu przylazła. Liczyłem na spokojną sobotę w gronie rodzinnym, a żona zaprosiła Iwonę do środka. Pewnie znowu jakiś problem z pralką. Nie byłem mechanikiem i naprawiałem starego polara na czuja. Jeśli znowu coś się popsuło, sorry, ale się nie podejmę. Iwona weszła jednak do salonu i powiedziała, że musi z nami poważnie porozmawiać. Jak poważnie, to siedliśmy do stołu.

– No dobrze… – zaczęła Iwona. – Jest mi bardzo przykro, że muszę o tym wszystkim wreszcie powiedzieć na głos, ale nie mam wyjścia. Nasze działania, Mariusz, zaowocowały.

– Jakie działania? – spytałem, nie rozumiejąc, o czym mówi. – O pralkę chodzi? Zalałaś sąsiadów?

To jakaś ukryta kamera?!

Spojrzała na mnie z politowaniem. Wyciągnęła z kieszeni jakiś plastikowy przedmiot i położyła na blacie. Test ciążowy. Pozytywny.

– Takie, Mariusz.

– To jakiś żart? Prima aprilis już było…

W pokoju zapadła cisza.

– Iwona, co ty bredzisz?! – wkurzyłem się. – Nie spaliśmy ze sobą. No, bez jaj. Marzenka…? – spojrzałem na żonę, która siedziała jak skamieniała.

Pomyślałam, że to ukartowały. Taki durny żart, by zrobić ze mnie idiotę. No, rzeczywiście, ubawiłem się po pachy.

– To może ja zostawię was samych, żebyście mogli omówić swoje prywatne sprawy – Marzena wstała, wzięła Laurę na ręce i poszła z nią do naszej sypialni.

– Iwona, do cholery, to nie jest śmieszne! – warknąłem.

– Jasne, że nie jest. To sprawa życia i śmierci. Ale ja nie zrobię aborcji, nie mogłabym – Iwona dramatycznym gestem położyła dłoń na sercu.

Co jest, do cholery? Jestem w jakiejś ukrytej kamerze?!

– Cieszę się, że wreszcie powiedziałam prawdę. Te kilka dni, kiedy już wiedziałam, a nie miałam pojęcia, jak ci to wyznać, były straszne. Znowu zostaniesz tatą, Mariusz. Wiem, że teraz to dla ciebie szok, ale zobaczysz, jeszcze się ucieszysz! Może tym razem będzie syn?

– Iwona zaśmiała się. – Musimy tylko pomyśleć, jak to logistycznie załatwić. No wiesz, wasze małżeństwo, wasza córka, nasze dziecko i nasz związek…

Uszczypnąłem się, bo chyba śniłem.

– Iwona, naprawdę oszalałaś… Nie mogę być ojcem twojego dziecka, bo cię nie tknąłem!

– Kłamczuszek – pogroziła mi palcem. – Wiem, że boisz się żony, ale… będziesz ojcem. Musisz wziąć odpowiedzialność.

– Ale nie za twoje dziecko! – wrzasnąłem, bo sytuacja robiła się absurdalna. – Nie wiem, z kim się puściłaś, ale nie ze mną!

Iwona poczerwieniała na twarzy.

– Ach, tak… No to spotkamy się w sądzie! Będziesz bulił grube alimenty, Mariuszku – wysyczała, mrużąc oczy.

Po czym wyszła, trzaskając drzwiami.

Moja żona była wstrząśnięta. Wcale jej się nie dziwiłem. Nikt normalny nie zmyśla takich rzeczy. A ja zarzekałem się na wszystkie świętości, że nie jestem ojcem dziecka Iwony. O ile w ogóle była w ciąży.

– Co z tego, że pokazała nam dodatni test? Takie coś można kupić w internecie!

– Ale po co? Mariusz, po co miałaby tak idiotycznie kłamać, jeśli nigdy z nią nie spałeś? To bez sensu!

Rozłożyłem bezradnie ręce.

– A skąd mam wiedzieć, do jasnej cholery? Może chce kasy, może zazdrości nam szczęścia? Może jest chora psychicznie i konfabuluje, wierząc w to, co mówi? W każdym razie przysięgam ci, że nie miałem z nią nic wspólnego. Przecież cię kocham! Tylko ciebie. Inne kobiety dla mnie nie istnieją. Uwielbiam ciebie, ubóstwiam naszą Laurę! Poza tym… nie jestem kretynem. Nie zaryzykowałbym tego, co mam, dla kogoś takiego jak Iwona!

Marzena nie wyglądała na przekonaną.

Nazajutrz w skrzynce znalazłem list bez pieczątki pocztowej. W środku znajdowało się zdjęcie USG. „Ta mała fasolka to nasze dziecko”, przeczytałem na dołączonej karteczce. Zastanawiałem się, co ja takiego zrobiłem tej kobiecie, że postanowiła zniszczyć moją rodzinę. Byłem niewinny, tylko jak to udowodnić… Ale zaraz! Przecież są testy DNA! Wtedy się okaże, kto tu kłamie.

Żona zaczęła mieć wątpliwości

Kiedy Marzena wróciła ze spaceru z Laurą, poprosiłem ją o kilka miesięcy kredytu zaufania. Póki dziecko się nie urodzi. Wiedziałem, że to będą dla nas trudne miesiące, ale nie miałem innego pomysłu. Iwona raczej nie zechce zrobić testów w ciąży.

Jak się okazało potem też nie zamierzała ich robić.

– Mariusz, nie zgodzę się na żadne testy! Jesteś ojcem tego dziecka i kropka!

– Jeśli pójdziesz do sądu, to sąd cię do tego zobowiąże. Rozumiesz? Nie będziesz mieć innego wyjścia…

– Nie pozwolę na to! – krzyczała, wchodząc w piskliwe, histeryczne tony. – Ja wiem, kto jest ojcem dziecka, i już!

Mina Marzeny w tamtej chwili sprawiła, że odetchnąłem z ulgą. Widziałem, że ma poważne wątpliwości. Kilka dni później nabrała absolutnej pewności, że Iwona coś kombinuje. Bo ta nagle stwierdziła, że jednak dokona aborcji.

– To rozwiąże nasz problem. Niestety nie stać mnie na zabieg, więc potrzebuję jakichś dziesięciu, no, maksymalnie piętnastu tysięcy złotych. To teraz nielegalne, więc będzie kosztowało…

Tu cię mam, pomyślałem. Jak nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o kasę. Spojrzałem na żonę i uśmiechnąłem się.

– Ależ nie, nie zgadzam się. Aborcja nie wchodzi w grę, a ja… właściwie cieszę się na to dziecko. Miałaś rację. Jeśli testy potwierdzą, że jest moje, wezmę za nie odpowiedzialność.

– Tak – potwierdziła Marzena. – Dziecko niczemu nie jest winne. Jeśli to Mariusz jest ojcem, niech płaci. Właściwie im szybciej zrobimy testy, tym lepiej, bo wtedy zacznie ci pomagać już teraz, na etapie ciąży.

Iwona wpadła w szał. Wrzeszczała, płakała… W końcu, gdy zagroziliśmy wezwaniem policji i złożeniem doniesienia o próbie wyłudzenia pieniędzy, przyznała się do wszystkiego. Wcale nie była w ciąży! Test i USG należało do jej koleżanki, która rzeczywiście spodziewała się dziecka. A Iwona po prostu potrzebowała pieniędzy i uznała, że wrobienie kogoś w dziecko to najlepszy i najszybszy sposób na ich zdobycie. Kogoś, kto ma żonę, dzieci i nie będzie chciał ryzykować swojego rodzinnego szczęścia. Kto da jej kasę, bez zbędnych pytań, byle zniknęła z jego życia raz na zawsze. Padło na mnie. Podobno nawet próbowała mnie uwieść. Wtedy miałaby podstawy, ale…

– Byłeś tak odporny i ślepy, że… chciałam cię ukarać!

Przerażające, że taka chora intryga wykluła się w jej umyśle. Na moje szczęście była grubymi nićmi szyta.

Iwonę wkrótce wyrzucono z mieszkania za niepłacenie czynszu. Po ludzku było mi szkoda samotnej kobiety i matki, której nie wiodło się w życiu. Z drugiej strony, świństwa, jakie próbowała nam zrobić, nie umiałem zrozumieć ani wybaczyć. Gdyby po prostu przyszła po pomoc, może wspólnie coś byśmy poradzili, może pożyczyli jej jakieś pieniądze, ale w tej sytuacji… Nie chciałem mieć z nią nic wspólnego.

Tyle dobrego, że moje małżeństwo się umocniło. Marzena tysiąc razy przepraszała, że we mnie zwątpiła. Wyszliśmy z tej sytuacji obronną ręką i wróciliśmy do naszego spokojnego życia, bez większych niespodzianek i rewolucji.

Mariusz

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama