Reklama

Niezbyt dobrze się czułam tamtego dnia, coś było nie tak z ciśnieniem, miałam wrażenie, że mogę się przewrócić i zasnąć w każdym momencie.

Reklama

– Pani Klaro, mam prośbę – rzuciła sędzia, wzywając mnie do gabinetu. – Skończyły mi się leki, a muszę przyjąć je o czternastej. Mogłaby pani wyjść do apteki?

Skorzystałam z okazji spaceru. Kolejki nie było, przy okienku stała jedna osoba tłumacząca farmaceutce podniesionym głosem, że ona chce opakowanie trzydziestu, a nie dwudziestu tabletek. Pani magister spokojnie odpowiadała jej, że nie produkuje się już tych większych, i może dać tylko mniejsze. Klientka denerwowała się coraz bardziej, w końcu nazwała farmaceutkę kretynką, oznajmiła, że „ona tak tego nie zostawi” i wymaszerowała z apteki, stukając wściekle obcasami botków z futerkiem.

Zobaczyłam ją godzinę później idącą po korytarzu sądu. Już nie była wściekła, tylko uroczo uśmiechnięta. Powiedziałabym, że zbyt uroczo – w taki sposób, że człowiek zaczynał się nerwowo drapać po karku.

Dopiero po chwili zobaczyłam, że ten lodowaty uśmiech przeznaczony jest dla innej kobiety, siedzącej na ławce pod ścianą i wyraźnie próbującej opanować gwałtowne emocje. Wyglądała na zmęczoną, wystraszoną i zdezorientowaną, nerwowo kręciła na palcu rude włosy i zagryzała wargi.

– Co tu robisz, Paulina?! – zapytała Ruda cicho, ale ze wzburzeniem. – Naprawdę nie mogłaś sobie darować?! To jest sprawa między Olkiem i mną!

– Nie. To sprawa między moim narzeczonym i jego eksżoną – poprawiła ją tamta z jadowitą satysfakcją. – No i chodzi tu też o moje życie, nie sądzisz? Będę macochą Amandy. I zapewniam cię, że jako macocha i tak będę lepsza niż ty jako matka.

W tym momencie Ruda zerwała się z ławki i w ułamku sekundy doskoczyła do tej o imieniu Paulina. Ruch był zbyt szybki, żebym od razu zrozumiała, co się stało, ale po tym, jak Paulina się zachwiała na swoich wysokich obcasach i poleciała pod ścianę, trzymając się za policzek, zrozumiałam, do czego doszło.

– Na pomoc! – krzyknęła spoliczkowana. – Ochrona! Niech ktoś zabierze tę wariatkę!

Zrobił się chaos, z końca korytarza już nadbiegał nasz strażnik sądowy, pan Antek.

Ruda musiała zrozumieć, że za chwilę zostanie obezwładniona i odpowie za napaść fizyczną, ale zamiast się cofnąć i przybrać spokojną pozę, jeszcze raz zaatakowała tamtą, wyzywając ją dość wulgarnie.

Z panem Antonim już się nie szarpała, pozwoliła mu się złapać i usadzić na ławce po drugiej stronie korytarza. Z kilku sal wyglądali już urzędnicy, pojawił się nawet sędzia w todze, posypały się pytania o to, co zaszło.

Nie jestem w sądzie od utrzymywania porządku, więc wślizgnęłam się do swojego pokoju, myśląc o tym, kto tak naprawdę był tu ofiarą. Od sytuacji w aptece nie pałałam sympatią do Pauliny, czułam, że to nieprzyjemna osoba źle traktująca innych.

Ale kim była ta druga?

Moje pytanie szybko doczekało się odpowiedzi, bo przez specjalnie uchylone drzwi usłyszałam, jak strażnik surowym głosem pyta napastniczkę o jej imię i nazwisko.

– Maria S. – powtarzałam pod nosem, przeglądając teczki. – No proszę, mam cię!

Zabierać maluszka od mamy co dwa tygodnie?

Zgodnie z wokandą, to była sprawa, która miała odbyć się za pół godziny. Normalnie akta byłyby już na biurku sędzi, ale przez to, że „sama” miała je wziąć, pewnie je przeoczyła. Chwyciłam teczkę i wyszłam na korytarz.

Nasz sąd to mikrokosmos w pigułce. Wbrew pozorom sędziowie, urzędniczki, strażnicy i protokolantki też plotkują, żartują i lubią przerwy w monotonnej pracy.

Nie zdziwiłam się więc, kiedy pani sędzia spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, ledwie weszłam do jej sali.

– Co tam się dzieje? Podobno wezwano policję? – zapytała i widziałam niemal dziewczęcą ciekawość w jej oczach.

– Wydaje mi się, że konieczne będzie odroczenie rozprawy – odpowiedziałam, podając jej pominiętą teczkę. – Ta pani to nasza pozwana, a właśnie dopuściła się napaści fizycznej na drugą kobietę…

– No tak – sędzia pokiwała głową. – Dobrze, niech pani idzie potwierdzić, że pozwana nie będzie w stanie uczestniczyć w rozprawie, to przesuniemy termin. Czekam tutaj, aż pani wróci.

Ucieszyłam się, że miałam dobry powód, by zapytać o incydent bezpośrednio u źródła, czyli w sekretariacie prezeski sądu.

A może to było ukartowane?

Kiedy tam weszłam, Alina, asystentka naszej głównej szefowej, już na mnie czekała.

– Powiedz twojej pani sędzi, że rozprawa Aleksander S. przeciwko Marii S. będzie mogła się odbyć. Pani prezes tak zadecydowała. To policjanci muszą poczekać. Rozumiesz, dobro dziecka jest najważniejsze – powiedziała.

Pognałam więc do naszej sali, przekazać wieści.

Kiedy usiadłam do komputera, miałam chwilę, żeby zajrzeć do cyfrowych akt sprawy. Pani Maria wnosiła do sądu o ograniczenie jej byłemu mężowi kontaktów z ich półtoraroczną córką Amandą. Wskazywała we wniosku na to, że do rozwodu doszło z jego winy. Mężczyzna zdradzał ją, a kiedy odkryła ten fakt, do wszystkiego się przyznał i natychmiast wyprowadził z domu. Obecnie mieszkał z nową partnerką i starał się o opiekę naprzemienną. Wniosek pani Marii był odpowiedzią na pozew męża, dodatkowo podawała argumenty nie tylko przeciwko opiece naprzemiennej, ale też przeciwko widzeniom eksmęża z dzieckiem częściej niż raz na tydzień, i to tylko w jej obecności.

Szybko wyciągnęłam wniosek, że zaatakowana przez nią na korytarzu Paulina była ową nową partnerką Aleksandra.

Widziałam ją dwa razy w życiu przez kilkanaście sekund, a mogłam powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że była wredną osobą. Sercem byłam zatem całkowicie po stronie Marii, ale oczywiście nie mnie wydawać wyroki…

Kiedy pani Maria weszła do sali wraz ze swoim pełnomocnikiem, ta druga siedziała na korytarzu, chociaż w bezpiecznej odległości od kobiety, która ją spoliczkowała. Nie rozumiałam, w jakim innym celu niż specjalne denerwowanie byłej żony obecnego partnera miałaby się tam pojawić. To tylko dowodziło tego, jak okropną jest osobą.

Był też pan Aleksander ze swoją prawniczką. Znałam ją, była jedną z najlepszych adwokatek od spraw rodzinnych, za to młodziutki prawnik Marii wyglądał jak wystraszony gryzoń w pokoju pełnym kotów. Patrząc na to, kto reprezentował strony, współczułam pani Marii. Facet chciał odebrać jej dziecko na dwa tygodnie każdego miesiąca, a ona właśnie dała się sprowokować jego kochance i pokazała, że jest gwałtowną osobą niepanującą nad swoimi emocjami. Przyszło mi do głowy, że to mogło być nawet zaplanowane!

Może ta cała Paulina specjalnie doprowadziła Marię do takiej furii, żeby jej luby wygrał sprawę w cuglach? Stłumiłam jeszcze większą niechęć do niej i skupiłam się na zapisywaniu nazwisk stron.

Boże, ależ mi było szkoda pani Marii!

Przez pierwszych dziesięć minut było w miarę spokojnie. Maria, wyraźnie roztrzęsiona, próbowała mimo wszystko spokojnie odpowiadać na pytania sędzi. Ale kiedy pytania zaczęła zadawać prawniczka jej byłego męża, zrobiło się nerwowo.

– Dlaczego jest pani przeciwna opiece naprzemiennej? – padło pytanie.

– Bo Amanda jest malutka! – wykrzyknęła pani Maria. – Ma półtora roku! Nie można jej zabierać od mamy co dwa tygodnie na kolejne dwa tygodnie!

Widziałam, że nieszczęsna kobieta ledwie powstrzymuje się od płaczu.

Prawniczka pokiwała głową w udawanym zrozumieniu, a potem znowu strzeliła:

– Czy uważa pani, że dziecku będzie lepiej przez cały czas u pani, skoro pracuje pani na pełen etat, a córka w tym czasie przebywa w żłobku? Lepiej niż w domu z ojcem, który deklaruje, że będzie poświęcał dziecku całe dnie, a pracował w porze wieczornej i nocnej, kiedy ono śpi?

– Dziecku zawsze jest lepiej przy matce! – odpowiedziała Maria. – A poza tym, nie oszukujmy się, to nie on będzie się głównie zajmował Amandą!

Prawniczka wyglądała jak puma, która zwietrzyła ofiarę i już się szykuje do skoku. Niemal zamknęłam oczy w oczekiwaniu na nieunikniony cios. I ten cios padł:

– Czy może pani bliżej wyjaśnić sądowi, co ma pani na myśli? Z wniosków procesowych wynika, że pani były mąż zadeklarował wielokrotnie samodzielną opiekę nad dzieckiem w ciągu jego dwóch tygodni. Co sprawia, że wątpi pani w jego oświadczenie?

Na moment zapadła cisza.

Pan Aleksander siedział nieruchomo, nie patrząc na byłą żonę, prawnik pozwanej nerwowo coś notował, sędzia przechyliła głowę w oczekiwaniu na odpowiedź.

– Bo wiem, że to nie był jego pomysł… – wydusiła w końcu Maria. – To… Paulina… moja była przyjaciółka każe mu to zrobić. On nigdy nie zajmował się naszym dzieckiem! Nigdy małej nawet nie wykąpał ani nie nakarmił! A teraz nagle chce ją wychowywać? Wiem, że to Paulina za tym stoi!

No i skończył się względny spokój w sali. Aleksander próbował jej przerwać, jego prawniczka go uciszała, Maria nie chciała skończyć mówić, w końcu sędzia uderzyła młotkiem w stół i wszyscy zamilkli. Głos został przyznany ponownie pozwanej, która zaczęła wyjaśniać, kim jest obecna partnerka jej byłego męża.

To była jej dobra przyjaciółka

– To ona nas ze sobą poznała. Byli znajomymi ze studiów, a my się przyjaźniłyśmy od dzieciństwa – głos jej się łamał, pociągała też nosem. – Kiedy zaczęliśmy się spotykać, mówiła, że jest zachwycona, była moją druhną… A rok temu odkryłam, że mój mąż i ona… sypiali ze sobą… Kiedy się dowiedziałam, Paulina nie zaprzeczała. Powiedziała, że ukradłam jej Olka, bo ona zawsze go kochała, a teraz ona pokaże mi, co to znaczy strata… Wiem, że to Paulina chce mi odebrać córkę, nie on!

Zwykle sprawy rodzinne są nudne. Coś takiego, z takim tłem emocjonalnym, zdarza się naprawdę nieczęsto. Kiedy spojrzałam na sędzię, widziałam, że i ona była poruszona. Tyle że sprawa nie była czarno-biała. Owszem, para się rozwiodła, ale należało zdecydować, co będzie leżało w najlepszym interesie dziecka. Prawniczka Aleksandra aż nadto dobitnie wykazała, że przy Marii dziewczynka będzie spędzać całe dnie w żłobku, a przy ojcu będzie zadbana w domu. To, że obecna partnerka jej ojca i jej matka się nienawidziły, było komplikacją, ale nie powodem, by odrzucać wniosek ojca o opiekę naprzemienną.

Ja wiedziałam, że Maria miała rację. Mała demonstracja charakterku Pauliny w aptece i potem na korytarzu pokazała mi wyraźnie, że to nie jest osoba, która akceptuje fakt, że coś nie idzie po jej myśli. Wściekła się o głupie tabletki na Bogu ducha winną farmaceutkę, więc to, że odbiła męża przyjaciółce i usiłowała częściowo odebrać też jej dziecko, wydawało mi się mocno w jej stylu.

Przesłuchanie Marii się zakończyło i za pulpit wszedł Aleksander. Adwokat pozwanej zadał mu pytanie, czy ma możliwość sprawowania osobistej opieki nad córką, a on potwierdził.

Padło też pytanie, czy jego obecna partnerka akceptuje rozwiązanie opieki naprzemiennej.

– Tak, moja narzeczona bardzo kocha Amandę – powiedział Aleksander, patrząc przed siebie. – Rzeczywiście, ona i moja eksżona się przyjaźniły, i przyznaję, że miałem romans w czasie trwania małżeństwa, ale Paulinę znam od bardzo dawna i po prostu zdałem sobie sprawę, że ślub z Marysią był pomyłką. Pobraliśmy się, bo zaszła w ciążę, ale tak naprawdę tego nie chciałem. Kocham moją narzeczoną, zawsze ją kochałem, pobieramy się za trzy miesiące. Ja i ona będziemy dobrymi rodzicami dla Amandy. Córka będzie u nas szczęśliwa i zadbana.

Z ławki pozwanej doszedł szloch. Boże, jak ja współczułam tej kobiecie. Straciła męża i przyjaciółkę, a teraz ta dwójka usiłowała ukraść jej dziecko. Paulina musiała naprawdę hodować w sobie chęć zemsty przez ten czas, kiedy mężczyzna, w którym się sekretnie kochała, był w związku, a potem ożenił się z jej przyjaciółką. W końcu dopięła swego: odebrała go jej, ale to jej wyraźnie nie zadowoliło.

– Dziękuję stronom, sąd podejmie decyzję w ciągu trzydziestu dni. Publikacja wyroku odbędzie się czternastego…

Niestety, nie ja o tym wszystkim decyduję

Zapisywałam słowa sędzi, myśląc o Paulinie czekającej na korytarzu i szampanie, którego już pewnie chłodziła w lodówce. Na pewno wniosła oskarżenie o czynną napaść, więc pani Maria już miała „zachlapane” papiery. Wiedziałam z doświadczenia, że nawet jeśli moja pani sędzia wyda wyrok odmawiający opieki naprzemiennej, to Aleksander pójdzie do sądu wyższej instancji z raportem policyjnym w ręce. A matka, która ma zarzuty o agresję w miejscu publicznym, niekoniecznie wygra sprawę w sądzie apelacyjnym…

Miesiąc później drukowałam wyrok dla stron. Sędzia nie przychyliła się do wniosku ojca dziecka, uznając argumentację matki, że dziewczynka jest za mała na taką zmianę. Wiem, że to wszystko, co mogła zrobić. Dziecko urośnie, a jego ojciec i druga żona nadal pewnie będą walczyć o opiekę naprzemienną, ale sędzia przynajmniej kupiła małej trochę czasu. Bo jakoś mam pewność, że mimo zapewnień Aleksandra, Paulina nie kocha tego dziecka, a manipuluje jego ojcem wyłącznie po to, żeby odegrać się na rywalce. Tylko że niewiele mogę z tą pewnością zrobić, nie ja decyduję o takich sprawach…

Klara

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama