Reklama

Chłopak z anoreksją wyszedł i przez moment siedziałam zamyślona. Kiedyś przyjmowałam tylko dorosłych, ale potem zobaczyłam, jak wielkie jest zapotrzebowanie na usługi psychologów dla młodzieży, i uzupełniłam swoją wiedzę i kwalifikacje. Cieszyłam się, że mogę pomagać nastolatkom z problemami, ale czasami miałam naprawdę ochotę to rzucić i zająć się tylko dorosłymi. Mimo wszystko to było mniej obciążające emocjonalnie. Dorośli to dorośli, mają dojrzałe struktury mózgowe, inaczej postrzegają rzeczywistość, do tego na ogół mają ustabilizowane hormony. Psychiczne cierpienie nastolatków często było tak głębokie i dojmujące, że nawet mnie trudno było sobie z nim radzić.

Reklama

– Następna pacjentka: Oliwia M. – powiedziała asystentka i otworzyłam stosowny plik w komputerze.

Ciekawe, ale miałam dwie Oliwie o tym samym, niezbyt popularnym nazwisku. Ta poprzednia była u mnie niemal szesnaście lat temu. Z ciekawości otworzyłam jej dokumentację i przeczytałam, o czym wtedy rozmawiałyśmy. Nie pamiętałam jej, ale poczułam ucisk w gardle, kiedy do pokoju weszła moja dzisiejsza pacjentka.

– Moja mama tu przychodziła – oznajmiła piętnastoletnia drobna dziewczyna, cała ubrana na czarno. – Oliwia M., jak ja. Tata powiedział, że pani jej pomogła. Teraz myśli, że pani pomoże mi, ale mnie nikt nie może pomóc… Może pani po prostu ze mną posiedzieć przez godzinę, a potem powiedzieć mu, że pani próbowała? Czeka na kanapie.

Rodzice często tak robili. Przyprowadzali do mnie swoje dzieci w nadziei, że je „naprawię”, i tylko wywierali presję, stukając nogą w poczekalni i rzucając się na mnie i pacjenta z pytaniem „No i co?” po jednej godzinie sesji.

– Możemy po prostu posiedzieć – zgodziłam się. – Ale skoro twój tata zapłacił za wizytę, to może wykorzystasz jego pieniądze? Możemy porozmawiać o czymkolwiek, nawet o modzie albo filmach na Netflixie. Ale zamiast tego możesz mi też powiedzieć, co tak martwi twojego tatę, że cię do mnie umówił.

Najpierw wolała jednak siedzieć w milczeniu i wytrzymała jakieś dziesięć minut. Ale chyba jej się nudziło, więc poprawiła się w fotelu i rzuciła ostrym tonem:

– Zabiłam moją mamę. I co? Może pani coś na to poradzić?

Nie zabiła. Wiedziałam, dlaczego tak myślała, bo zapoznałam się z dokumentacją jej matki. I rozumiałam, jak strasznie musi cierpieć ze świadomością tego, co się wydarzyło piętnaście lat temu. Nie powiedziałam jej tego jednak, tylko zaczęłam z nią rozmawiać o jej emocjach. Na początku na mnie warczała, upierała się, że jest morderczynią i powinna umrzeć, ale w końcu zaczęła płakać jak małe dziecko.

– Nie powinnam się była urodzić… – łkała. – Mama powinna była się mnie pozbyć! Nic bym nie poczuła, a ona by żyła i mogła mieć kolejne dzieci!

Płakała przez całą godzinę

Jej mama była ciężko chora, kiedy zaszła w ciążę. To był przypadek, a może raczej cud, bo w jej stanie nikt się tego nie spodziewał. Wiadomo było jednak, że ciąża zagrażała jej życiu i przy jej problemach zdrowotnych może nie przeżyć porodu. Mogła ratować siebie lub dziecko. To właśnie z tym do mnie przyszła. Zgodnie z moimi własnymi notatkami, miała wtedy dwadzieścia osiem lat, była mężatką, a na wizytę do mnie umówił ją poza kolejnością mój znajomy, jej lekarz prowadzący, który dopiero co poinformował ją, że jest w ciąży, oraz o ryzyku związanym z jej utrzymaniem. Kiedy usiadła na moim fotelu, jej pierwsze słowa brzmiały:

– Mój mąż jeszcze nie wie…

Byłam więc pierwszą osobą, której to wszystko powiedziała. W mojej notatce wielokrotnie powtarzało się słowo „płacz” ujęte w nawias. Była u mnie tylko raz i nie pamiętałam, by kolega mi powiedział o jej śmierci. A teraz na tym samym miejscu siedziała jej córka.

– Chcę umrzeć – oznajmiła Oliwia, córka Oliwii. – Próbowałam już raz, kupiłam leki nasenne przez internet, ale tata się domyślił i mnie zmusił do wymiotów. Nie udało mi się, ale w końcu mi się uda.

Była taka nieszczęśliwa… Jej mówienie o samobójstwie nie było klasycznym „wołaniem o pomoc”. Ona chciała zakończyć swój ból i smutek.

– Codziennie o niej myślę – szepnęła urywanym głosem. – Jaka by była, gdyby żyła. Co by lubiła, czego nie. Jaką by miała tapetę w telefonie i czy by z tatą mieli nowe dzieci. Pewnie byłaby szczęśliwa, dzisiaj miałaby czterdzieści trzy lata, pewnie uprawiałaby sport i dalej była w formie… Jeździliby na wycieczki z tymi dziećmi i…

Zaniosła się szlochem i zrozumiałam, że jej ból jest tak silny, a ona tak bardzo pragnie go ugasić, że możemy nie mieć czasu na długi proces terapeutyczny.

– Posłuchaj… – zaczęłam, otwierając plik w dokumentacji. – Mam tu zapis wizyty twojej mamy. Nie wolno mi tego robić, pewnie wiesz, że obowiązuje mnie tajemnica lekarska, ale myślę, że nikogo nie skrzywdzimy, jeśli przeczytam ci, o czym wtedy ze mną rozmawiała. Chcesz posłuchać, co mi powiedziała, kiedy dowiedziała się, że jest z tobą w ciąży?

Wreszcie uwierzyła w te słowa

Oliwia przestała płakać i tylko cicha czkawka świadczyła o tym, że wciąż się jeszcze nie w pełni uspokoiła. Kiwnęła głową i poprawiła się na fotelu, wpatrując się we mnie z wyczekiwaniem. A ja zaczęłam mówić, patrząc w ekran.

– Dzisiaj dowiedziałam się, że jestem w ciąży i że mogę nie przeżyć porodu – zaczęłam ze ściśniętym gardłem.

Wiedziałam doskonale, że to, co robię, było niedozwolone, może ktoś nazwałby to nawet nieetycznym, ale byłam gotowa stracić pracę, byle tylko to pomogło tej zrozpaczonej, nieszczęśliwej, chcącej umrzeć dziewczynce.

„Noszę więc pod sercem dziecko, mam przeczucie, że to będzie dziewczynka – powiedziała Oliwia moim głosem. – Wiem, co mówią lekarze. Że powinnam się ratować i przerwać tę ciążę. Ale oni nie rozumieją jednego. Nigdy nikogo nie kochałam tak, jak kocham moją córkę! Mogę nie przeżyć jej przyjścia na świat, ale mogłabym umrzeć milion razy, żeby tylko ona mogła żyć. Jest częścią mnie, będzie mieć moje oczy i serce, które teraz bije we mnie. Chcę, żeby żyła, bo wiem, że będę żyła w niej. Chcę, żeby miała piękne, dobre życie, którego ja nie miałam. Byłam nieszczęśliwa aż do dzisiaj, mówili mi, że nie mogę mieć dzieci. Ale wiem, że mogę dać życie, i nic tego nie przebije! Naprawdę, mówię pani! Nie chcę, żeby ktokolwiek wątpił w moją decyzję, dlatego potrzebuję papierka od pani. Że jestem zdrowa psychicznie i podjęłam świadomą decyzję. Nigdy niczego nie byłam bardziej pewna niż tego, że moją córkę czeka cudowne życie i to ja, właśnie JA jej je dam! Dam jej ten dar, ten prezent, bo tak strasznie ją kocham…”.

Zaczęłam płakać przed monitorem, a Oliwia płakała w fotelu.

– To dlatego tata chciał, żebym do pani przyszła… – szepnęła. – On mówi to samo. Że mama mnie kochała i chciała, żebym to ja żyła. Ale mu nie wierzyłam. Każdy ojciec by tak gadał, nie? Ale teraz… teraz wiem, że to prawda…

Musiałam skasować ten plik…

Oliwia przychodziła do mnie potem raz w tygodniu. Potrzebowała terapii po latach depresji, samookaleczania się i życia w poczuciu winy. Pracowałyśmy przez dwa i pół roku, aż opuściła mój gabinet jako szczęśliwie zakochana siedemnastolatka z planami na przyszłość i różowymi pasemkami we włosach. Zaakceptowała swoją historię i choć nadal tęskniła za mamą, to przyjęła jej poświęcenie i chciała żyć szczęśliwie.

– Dziękuję, że złamała pani dla mnie zasady – powiedziała po ostatniej sesji. – Gdyby pani tego nie zrobiła, pewnie już bym nie żyła.

Uściskałam ją i patrzyłam, jak odchodzi za rękę ze swoim chłopakiem. A potem zamknęłam drzwi, otworzyłam dokumentację i skasowałam plik jej matki. Musiałam to zrobić, bo świat jest nieprzewidywalny, a tamta notatka nie mogła nigdy zostać przez nikogo przeczytana.

Bo wszystkie słowa, które włożyłam w usta ciężarnej Oliwii… pochodziły ode mnie. To ja je wymyśliłam, żeby ratować dziewczynkę. Prawdziwa Oliwia płakała przez całą godzinę, a potem już nigdy nie wróciła.

Przepraszam Cię, Oliwio, że skłamałam Twojemu dziecku. Że przypisałam Ci słowa, których wcale nie powiedziałaś. Ale nie żałuję. Myślę też, że to właśnie myślałaś i czułaś, skoro zdecydowałaś się urodzić swoje dziecko. Może chciałaś powiedzieć to córeczce, kiedy ją urodziłaś, ale nie zdążyłaś…? Nie wiem, ale wiem, że Twoja córka żyje dzięki Tobie i że dzisiaj to życie ceni, chociaż nie zawsze tak było. Dzięki mojemu oszustwu. Myślę, że jako jej mama właśnie to kazałabyś mi zrobić. Prawda, Oliwio?

Irena

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama