Reklama

Redakcjo,

Reklama

Mam 73 lata, całe życie pracowałam, wychowałam dwóch synów, jestem kobietą, która zawsze była samodzielna. Zawsze byłam dumna, że dałam radę, że choć bywało ciężko, to chłopcy wyszli na ludzi. A teraz? Teraz czuję się jak intruz.

Mam tylko jednego wnuczka. Pomagam im, odkąd się urodził

Mam jednego wnuka, Antosia. Ma pięć lat. Kocham go nad życie. Od dnia, kiedy się urodził, byłam gotowa stanąć na rzęsach, żeby pomóc synowi i mojej Agnieszce. I pomagałam – codziennie. Odprowadzałam do żłobka, potem do przedszkola. Gdy się rozchorował, rezygnowałam ze swoich planów, żeby z nim zostać. Przygotowywałam obiady, kupowałam ubranka. Niby wszystko było dobrze, ale od jakiegoś czasu widzę w oczach synowej coś nowego. Jakby była zła. Jakby miała mi coś za złe, tylko nie mówiła tego wprost.

Kiedyś było prościej. Teraz młodzi rodzice mają trudniej

Aż ostatnio się wygadała. Było popołudnie, siedzieliśmy u nich w salonie. Antoś bawił się klockami, syn w kuchni robił kawę, a ja rozmawiałam z Agnieszką. Niby zwyczajnie, o przedszkolu, o tym, że dzieci teraz to takie nerwowe, że to pewnie te bajki, te telefony. Powiedziałam wtedy coś, co naprawdę myślę – że dawniej było prościej, dzieci miały więcej swobody, więcej biegały po podwórku, nikt nie panikował, jak się przewróciły.

Moja Agnieszka zawsze była mi bliska. Nie mam złych intencji

Wypowiedziałam to naturalnie, w dobrej wierze, jakbym mówiła do koleżanki. Bo naprawdę traktowałam synową jak bliską osobę. I wtedy ona nagle wybuchła. Podniosła głos, z lekkim drżeniem, ale zdecydowanie. Powiedziała, że oni chcą wychowywać Antosia po swojemu. I że ma wrażenie, że ja ich ograniczam, że narzucam swoje sposoby, podważam ich decyzje. Że to, co mówię, brzmi tak, jakby byli złymi rodzicami.

Synowa wybuchła. Po jej słowach coś we mnie pękło

Zamurowało mnie. Ograniczam ich? Narzucam się? Przecież ja chciałam tylko pomóc. Tylko doradzić, przecież mam doświadczenie, wychowałam dzieci! Nie chciałam źle. Ale wtedy poczułam się jak ktoś obcy. Ktoś, kto nie pasuje. Niepotrzebny. Od tamtej rozmowy minęło już kilka tygodni, ale coś pękło.

Słowa Agnieszki popsuły nasze relacje. Gdzie popełniłam błąd?

Wcześniej wpadałam do nich prawie codziennie, teraz czekam na zaproszenie. Czasem zadzwonię, ale nie chcę być nachalna. Boję się. Tak, boję się, że jeszcze bardziej ich do siebie zrażę. A przecież ja ich kocham. Kocham ich i Antosia. Czy to takie złe, że chcę dla nich dobrze? Nie wiem, co mam zrobić. Jak być dobrą babcią, żeby nie być jednocześnie tą „wtrącającą się”? Jak pomóc, żeby nie przeszkadzać? I czy to już zawsze tak będzie, że będę się bała powiedzieć cokolwiek, żeby znowu nie usłyszeć, że „ograniczam”?

Proszę, niech ktoś mi powie – czy każda babcia przez to przechodzi? Czy ja po prostu coś zepsułam?

Bogusia

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama