„Jestem drapieżnikiem – uwodzę kobiety na wywiadówkach, a nawet nie mam dziecka. Samotne matki lgną do mnie jak ćmy do światła”
Zaczęło się niewinnie. Siostra, której ciągle brakuje czasu, spytała kiedyś, czy nie poszedłbym na wywiadówkę jej syna. Lubiłem siostrzeńca i nigdy nie stroniłem od kontaktu z nim, ale co innego zagrać z gówniarzem w nogę, a co innego – iść na wywiadówkę. Jak Boga kocham, tak wtedy myślałem.
- redakcja mamotoja.pl
Przecież nie jestem jego ojcem – zauważyłem przytomnie.
– Wiem o tym, Wiesiu – siostra potrafiła być złośliwa. – I nie martw się, Kajetan też zdaje sobie z tego sprawę, ale z braku laku i kit dobry.
– Jaki, kurde, kit? – obruszyłem się. – Wypraszam sobie takie porównania.
– Poluzuj gumeczki, brat – zachichotała.
– Kajtek nie ma nic przeciwko temu, byś poudawał na wywiadówce, że jesteś jego mamą.
– Maryśka! – jęknąłem. – Bądźże poważna.
– No co? – wzruszyła ramionami. – Skoro masz opory, by udawać tatę… No, dobrze, nie patrz takim wzrokiem, już poważnieję. Wszyscy wiemy, że prawowity tatuś nie sprostał wyzwaniu i dał nogę. Jeśli nawet z alimentami ma obsuwy, to raczej nie można oczekiwać, że zjawi się na wywiadówce syna, prawda? Ja mam akurat drugą zmianę i za cholerę się nie wyrobię, więc poszedłbyś tam w moim zastępstwie, rozumiesz?
Kiwnąłem głową, że tak, rozumiem, po czym zrobiłem mądrą minę, udając, że się zastanawiam nad propozycją.
– Kajetan zaczyna nową szkołę – tłumaczyła Maryśka. – Nikt tam się nie zna. To pierwsza wywiadówka, a ty nawet nie musisz się przedstawiać. Usiądziesz sobie w ostatniej ławce…
– A jak mnie wylegitymują?
Wybuchła śmiechem.
– To nie jest strefa nadgraniczna – uspokoiła mnie. – Nikt ci nie może zabronić wejścia. Jak będą wyczytywać nazwisko twego bratanka, podniesiesz rękę, żeby było wiadomo, że ktoś go reprezentuje, i to wszystko.
– Proste – nadąłem policzki lekceważąco.
– Tylko Wiesiu, ważna sprawa – dorzuciła ze śmiertelną powagą – nie wychylaj się. Siedzisz w ostatniej ławce i markujesz drugorocznego debila. Zrozumiałeś? A kiedy będą wybierać komitet rodzicielski, schylasz głowę i udajesz, że cię nie ma. Czy to jest dla ciebie jasne? Żadnych komitetów.
Uśmiechnąłem się pobłażliwie. Kobiety są zawsze pełne złych przeczuć i ze wszystkiego robią wielkie halo. Zadanie było banalnie proste, popołudnie miałem wolne i właściwie nie wiedziałem, jak je zagospodarować, więc czemu miałbym nie pomóc rodzinie? Przyjąłem ofertę, zapisałem adres szkoły i godzinę, na którą miałem się stawić, tylko zapomniałem spytać o ciuchy. Nie chciałem odstawać od towarzystwa, żeby nie przynieść wstydu siostrzeńcowi, włożyłem zatem najlepszy garnitur, wsiadłem w samochód i pojechałem. Idealnie o czasie, a nawet na tyle wcześnie, że zdążyłem jeszcze zapalić.
Nauczycielka była miła, ale nosiła obrączkę
– Może pan mnie poczęstować jednym? – spytała sympatyczna brunetka, przystając obok. – Nie zdążyłam kupić.
– Jasne – wyciągnąłem paczkę i podsunąłem w jej stronę. – Tylko nie wiem, czy nas nie przegonią. To w końcu szkoła.
– Wtedy pójdziemy zajarać do kibla – brunetka puściła oko. – Zapraszam do damskiej toalety, tam mniej kontrolują.
Roześmialiśmy się.
– Na wywiadówkę? – spytała, a kiedy potwierdziłem, dodała: – Która klasa?
– Pierwsza – odparłem.
– To tak jak moja córa – ucieszyła się.
– Trochę się stresuję, bo to pierwsze spotkanie w średniej szkole.
– Nie ma powodu – stwierdziłem i spojrzałem na zegarek. – Oho, chyba powinniśmy już wchodzić…
Brunetka zgasiła niedopałek o podeszwę buta i pstryknęła nim w krzaki.
– Chodźmy – powiedziała i razem odszukaliśmy klasę, w której rodzice właśnie zajmowali miejsca.
Trochę się jednak spóźniliśmy, bo ostatnie ławki były pozajmowane – najwyraźniej sporo cwaniaków się zjawiło. Brunetka była mniej obyta, usiadła w pierwszej ławce, tuż pod belferskim biurkiem, odsunęła sąsiednie krzesło i klepnęła w nie dłonią.
– Niech pan siądzie ze mną – powiedziała. – Będzie bratnia dusza w pobliżu.
Poczułem coś w rodzaju dumy z tego wyróżnienia – była naprawdę bardzo atrakcyjną babką. Ba, była dokładnie w moim typie. Nie nosiła wprawdzie obrączki, ale jeśli miała dzieci, to niech szlag, ktoś zdążył ją zaklepać przede mną. Szkoda, ale mogłem chociaż posiedzieć obok w szkolnej ławce.
– Sonia – przedstawiła się szeptem, wysuwając w moim kierunku dłoń.
Miała przyjemnie ciepłą i delikatną skórę.
– Wiesiek – powiedziałem i usadowiłem się na wskazanym przez Sonię krześle.
Potem weszła niewiele starsza od nas pani profesor. Nie wiem, czy dla niej też był to debiut, ale sprawiała wrażenie mocno stremowanej. Powitała wszystkich nieśmiałym uśmiechem i paroma banałami, a potem otworzyła dziennik i odczytała listę obecności. Kiedy wyczytywała nazwisko, zaraz ktoś krzyczał „obecny”. Normalnie jakbym znów wrócił do szkoły, tylko bardziej wyluzowany. Oglądałem ściany, oblepione cytatami z lektur, i próbowałem sobie przypomnieć, z jakich konkretnie. Wciągnęło mnie to na tyle, że przegapiłem, jak pani profesor czytała nazwisko mojego siostrzeńca, bo zorientowałem się, że mówi już o ubezpieczeniu od nieszczęśliwych wypadków. No trudno, pomyślałem, jakoś to załatwię na zakończenie.
Dyskretnie rozejrzałem się po klasie. Wszystkie mamy uważnie słuchały pani nauczycielki, a bardziej ambitne starały się nawet robić notatki. Co one, kurna, zapisywały, pracę domową?!
Nagle poczułem szturchnięcie w bok.
– Wiesiek – szepnęła Sonia. – To do ciebie.
Odwróciłem się w stronę pani nauczycielki.
– To co? – uśmiechała się do mnie. – Zapiszemy też pana? Jest pan jedynym mężczyzną, więc wybór mamy ograniczony.
– Zgódź się – szepnęła moja sąsiadka. – Będziemy razem pracować.
– Jasne – palnąłem bez wahania. – Może mnie pani zapisać.
– Poproszę nazwisko – nauczycielka zastygła z uniesionym długopisem. – Chyba mi umknęło przy wyczytywaniu listy.
Klasa A czy B? Skąd mam to wiedzieć?
Powiedziałem, jak się nazywam, a ona starannie to zanotowała w zeszyciku, po czym zamknęła go i uśmiechnęła się z wyraźną ulgą.
– No to najtrudniejsze mamy za sobą – powiedziała. – Komitet rodzicielski wybrany, o dacie następnego spotkania poinformuję państwa z wyprzedzeniem, i uważam, że możemy na tym zakończyć. Jeśli są jakieś pytania, proszę bardzo.
– Jestem w komitecie rodzicielskim? – spytałem szeptem Sonię.
– Aha – skinęła głową. – Razem jesteśmy. My i ta tleniona blondyna.
Dałem ciała na całego! Stało się to, przed czym przestrzegała mnie siostra. Mam jednak bystry umysł i czasami udaje mi się samego siebie zadziwić. Postanowiłem przekuć klęskę w zwycięstwo, jak Winston Churchill, który klapę pod Dunkierką przeobraził w triumf brytyjskiego ducha.
– Może obgadamy nasze nowe obowiązki przy kawie? – zaryzykowałem. – Ja stawiam.
– Z nią też? – szepnęła, wskazując wzrokiem na blondynę spod okna.
– Niekoniecznie – skrzywiłem się. – Możemy jej potem wszystko przekazać.
– Zgadzam się – skinęła głową.
No i co, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Większość rodziców pośpiesznie opuszczała pomieszczenie, więc i my zaczęliśmy się zbierać.
– Panie… – nauczycielka zajrzała do kajecika – Wiesławie, niech pan na chwilkę zostanie…
– Poczekaj na mnie – szepnąłem do Soni.
– Będę za moment.
– Panie Wiesławie – przepraszającym tonem zaczęła profesorka. – Nie chciałam być niedelikatna, dlatego poprosiłam pana na osobności. Ja wiem, że teraz nie wszystkie dzieci noszą nazwiska rodziców, ale muszę wiedzieć, które dziecko pan reprezentuje.
Zaimponowała mi taktem i subtelnością. Zerknąłem na jej ręce i ze smutkiem stwierdziłem, że nosi obrączkę. Wymieniłem imię i nazwisko bratanka i powiedziałem, że aktualnie wyręczam biologicznego ojca. Kiwnęła głową ze zrozumieniem, a potem zerknęła do dziennika. Przebiegła wzrokiem po liście uczniów, cmoknęła z niedowierzaniem, po czym jeszcze raz zerknęła na listę.
– Pański bratanek nie figuruje u mnie w spisie – stwierdziła ze smutkiem.
Aż mnie cofnęło, więc poprosiłem:
– Niech pani jeszcze raz sprawdzi.
– Nie trzeba – powiedziała, kręcąc głową. – Pamiętałabym, Kajetan nie jest częstym imieniem. Do której klasy chłopiec chodzi?
– No, do pierwszej – żachnąłem się.
– Ale A czy B?
Nie wiedziałem. Tego mi moja mądra siostra nie powiedziała… A może powiedziała? Było za późno, by szukać winnych, za późno nawet, by szukać klasy Kajetana. Przeprosiłem sympatyczną nauczycielkę za zamieszanie i ruszyłem ratować, co się da.
– No i już – uśmiechnąłem się podchodząc do Soni, czekającej przed wyjściem. – Znam fajną knajpkę, tu niedaleko. Możemy się nawet przespacerować, jeśli masz ochotę.
Okazało się, że Sonia, mimo iż nie nosi obrączki, jest mężatką, ale jej mąż już drugi rok siedzi za granicą i zanosi się, że popracuje tam jeszcze trochę. Pewnie, byli małżeństwem, ale co to za związek na odległość?
Przespaliśmy się z sobą tydzień później, nasz romans trwał około trzech miesięcy. Sonia okazała się naprawdę sympatyczną dziewczyną i gdyby nie to, że była już zarezerwowana, mógłbym się jej chyba oświadczyć.
Potem spotykałem się jeszcze z Zosią, bardzo młodą rozwódką, z Magdą, która była samotną matką, i starszą ode mnie Mileną. Wszystkie poznałem na wywiadówkach w różnych szkołach naszego miasta. Wszystkie były samotne i wszystkie tęskniły za odrobiną czułości i zainteresowania. Z socjologicznego punktu widzenia to smutna rzeczywistość, że tyle kobiet z dziećmi żyje samotnie, ale ma to swoje plusy. Gdyby było inaczej, czy kiedykolwiek bym odkrył, że mam naturę drapieżnika, a wywiadówki to idealne miejsce do polowania?
Dlatego jestem taki zły na zdalne nauczanie, które co rusz wprowadzają. Szkód, jakie wyrządziło, nie da się oszacować.
Wiesław
Zobacz także:
- „Przez nową wychowawczynię, moja 7-letnia córka znienawidziła szkołę. Płakała, symulowała choroby i miała koszmary”
- „Moje dzieci wstydzą się, że ciągle robię awantury w szkole. A ja walczę o swoje. Ci mali niewdzięcznicy tego nie doceniają”
- „Koledzy ze szkoły znęcają się nad naszym synkiem. Ukrywał to, bo tata kazał mu >>sobie radzić