Szefowa wezwała mnie do gabinetu. Rzadko zdarza się, aby rozmawiała z nami sam na sam, mogłam się zatem spodziewać, że to poważna sprawa.

Reklama

Płacą mi marne grosze, a jeszcze połowę chcą mi zabrać?!

– Słuchaj, Marta – zaczęła – wiem, że potrzebujesz pieniędzy i te tłumaczenia, które robisz ekstra po godzinach, są ci potrzebne, ale nie mam dobrych wiadomości. Nie stać nas teraz na stawki, które ci płacimy.

– To znaczy, że zabierasz mi tę robotę? – spytałam zaskoczona.

W korporacji wszyscy mówimy sobie po imieniu, choć czasem wolałabym, żeby tego sztucznego bratania się nie było…

– Nie rozumiem, przecież te tłumaczenia ktoś musi robić na bieżąco. Robię je po godzinach na umowę o dzieło, koszt dla firmy minimalny! – przypomniałam Ilonie.

Zobacz także

Kilka miesięcy temu z powodu oszczędności nasz oddział zwolnił tłumacza. Szukano kogoś, kto za mniejsze pieniądze weźmie te zlecenia jako dodatkowe. Dla mnie to była idealna sprawa! Choć pracy dużo, mogłam ją robić wieczorami w domu. Od kiedy zostałam sama z dzieckiem – ojciec Julki niechętnie płaci alimenty – szukałam dodatkowego zarobku, gdzie się tylko da. Zgodziłam się na te tłumaczenia, choć stawki były małe, a odpowiedzialność duża.

– Przecież wiesz, że już teraz płacicie mi grosze. Praktycznie nie ma szans, że znajdziesz kogoś innego – próbowałam bronić moich dodatkowych zarobków.

– Jednak muszę ci zaproponować zmniejszenie stawki – przerwała mi stanowczo. – Muszę. Nie mam wyjścia. I to nie jest kosmetyczna korekta, tylko redukcja o połowę. Mam napięty budżet, centrala wymaga oszczędności. Od tego zależy też moja przyszłość w firmie. Każdy grosz się liczy.

– Dla mnie też się liczy! Ja też mam napięty budżet… – jęknęłam.

Nie miałam wyboru

Jak można tak żerować na pracownikach?! Moja pensja w korporacji nie jest wysoka, tłumaczenia pozwalały związać koniec z końcem, choć spędzałam całe wieczory przy komputerze. Ale przecież nikt z firmy nie zgodzi się ślęczeć nad tym za połowę stawki. Trzeba się szanować! Jeśli nie znajdą nikogo innego, szefowa na pewno zmieni zdanie. Na to, że zostawi mi dotychczasowe pieniądze, nie było już szans, ale może zechciałaby obniżyć mniej drastycznie…

– Wiem, ile czasu mi to zajmuje – mówiłam. – Mam tyle samo pracować i zarabiać mniej? Nie mogę się na to zgodzić!

– Wiedziałam, że decyzja nie będzie dla ciebie łatwa – stwierdziła szefowa. – Nowe stawki wchodzą od jutra, a ty masz wybór: albo godzisz się na mniej, albo nie bierzesz tej pracy i robi ją ktoś inny… – rozmowa najwyraźniej zmierzała do końca. – Umówmy się na jutro. Dasz mi odpowiedź. Rozumiesz, że dłużej nie mogę czekać.

Rozumiałam. W firmie nie było ani chwili wytchnienia. Dokumenty przychodziły na bieżąco i tak też trzeba było je tłumaczyć.

Anka dopingowała mnie do walki o swoje

Rozżalona wyszłam od Ilony. Usiadłam w pokoju socjalnym, żeby napić się kawy i pozbierać myśli. Gdy weszła Anka, koleżanka z działu, wszystko jej opowiedziałam.

– No i widzisz. Muszę zdecydować, a to przecież naprawdę nie są duże pieniądze – powiedziałam na zakończenie.

Anka patrzyła na mnie uważnie, jakby analizowała sytuację i razem ze mną martwiła się o zawartość mojego portfela.

– Nie ustępuj! – powiedziała wreszcie stanowczo. – Nie ustępuj! Walcz, kochana! – wydawało się, że świetnie mnie rozumie.

– To perfidne zdzierstwo z ich strony. Szefowa zamierza cię wykorzystać, bo przecież nie ma u nas w biurze nikogo, kto zgodziłby się pracować za te grosze. Nie ustępuj – zagrzewała mnie do walki.

Byłam wdzięczna, że rozumie, że docenia moją pracę. Przecież my tu, na korporacyjnych dołach, musimy trzymać się razem!

Następnego dnia powiedziałam szefowej, że nie przyjmuję propozycji. Liczyłam na negocjacje, ale ona szybko skończyła rozmowę. Zostałam więc z wolnymi wieczorami i bez dodatkowych pieniędzy. Myślałam, że to stan tymczasowy, bo miałam nadzieję, że jednak szefowa nie znajdzie nikogo chętnego. Anka też utrzymywała mnie w przekonaniu, że tak będzie. Wreszcie po kilku dniach sama zaczepiłam Ilonę.

– Udało ci się kogoś znaleźć na moje miejsce? – spytałam, siląc się na spokój.

Ku mojemu zdziwieniu, szefowa powiedziała, że tak! Jest ktoś, kto tę samą pracę wykonuje o wiele taniej.

– Nie mogę ci powiedzieć kto ani za ile, znasz zasady… – powiedziała.

Jasne, że je znałam. W korporacji sprawa pieniędzy jest ścisłą tajemnicą.

Było mi przykro. Miałam wrażenie, że przedobrzyłam, nie dopilnowałam.

„Może trzeba było jednak negocjować, zamiast stawiać twarde ultimatum? – myślałam, patrząc, jak zadowolona szefowa wchodzi do windy. – A tak? Straciłam źródło dodatkowych pieniędzy! Co teraz?”.

Musiała wiedzieć, że ja wiem. Fałszywa małpa!

Zaparzyłam dwie kawy, poszłam do Anki. Ona zwykle dobrze mnie rozumiała, tym razem jednak rozmowa się nie kleiła. Moja biurowa przyjaciółka była rozkojarzona.

Kiedy zadzwoniła jej komórka, wyszła z pokoju, żeby porozmawiać. Pomyślałam, że może czekała na ważny telefon i to ją rozpraszało. Wiedziałam, że ostatnio rozstała się z chłopakiem, nie było jej chyba lekko…

Bezwiednie sięgnęłam po kolorowe czasopismo na półce. Z okładki uśmiechała się Kożuchowska w czarnej peruce. I nagle – nie wierzyłam własnym oczom! – pod gazetą dostrzegłam świetnie mi znane dokumenty! Cały stosik, który czekał na tłumaczenie.

A więc to Anka zgodziła się pracować za mniejsze pieniądze, a mnie – fałszywa małpa – namawiała, żebym nie ustępowała i żądała więcej! To ona zagrzewała mnie do walki i mówiła, że nie można sprzedawać się za darmo. Przecież byłyśmy przyjaciółkami. Jak mogła mnie tak wykiwać?

Przez chwilę nie wiedziałam, co robić. Chciałam ją spytać, zażądać wyjaśnień, jednak po chwili namysłu odłożyłam pismo na miejsce. Nie powiedziałam ani słowa, tylko wróciłam do swojego pokoju.

Minęły trzy miesiące. Nie spytałam Anki, dlaczego tak postąpiła. Przestałyśmy wpadać do siebie na kawę, nawet w biurze mało ze sobą rozmawiałyśmy. Ona wiedziała, że ja wiem, i chyba jej było głupio.

A ja? Nie mam dodatkowej pracy, dodatkowych pieniędzy ani koleżanki.

Dziś dowiedziałam się, że Anka dostała wypowiedzenie. Podobno zrobiła jakieś świństwo naszej bezpośredniej szefowej. Doniosła na nią do centrali czy coś takiego. W korporacji trudno się czegoś dowiedzieć na pewno. Ale na firmowych korytarzach mówi się o wszystkim i jest w tym zawsze ziarno prawdy… Kiedy wychodziła z biura, nie podeszłam do niej, żeby powiedzieć, że mi przykro. Bo wcale nie jest mi przykro.

Marta

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama