Reklama

Nasz samochód minął właśnie supermarket w którym, jak w każdy piątek, powinniśmy zrobić większe zakupy.
– Dlaczego się nie zatrzymałeś?
– Niespodzianka – uśmiechnął się mąż i skręcił na parking obok salonu samochodowego.
– Paweł, porozmawiajmy o dziecku.
– Wysiadaj – powiedział zniecierpliwionym tonem. – Pogadamy w domu – dodał, widząc, że się nie ruszam.
Wysiadłam i nie czekając na męża, poszłam w stronę pawilonu. Stanęłam przed wystawą i patrząc na swoje odbicie w szybie, przypomniałam sobie naszą pierwszą randkę. Paweł powiedział wtedy, że życie trzeba sobie umieć dobrze zorganizować, ale do tego potrzebna jest umiejętność planowania i on ją posiada. Świetna zaleta, pomyślałam, przy nim na pewno nie zginę. Rok później zostałam jego żoną. Zaleta, która tak mi się podobała, stała się po ślubie przyczyną naszej pierwszej kłótni. Kiedy chodziliśmy ze sobą, Paweł zawsze sam decydował, gdzie i jak spędzimy randkę. Ale co innego randki z niespodziankami, a co innego nagła wiadomość, że przeprowadzamy się z kawalerki do dwupokojowego mieszkania w zupełnie innej dzielnicy. Na moją uwagę, że też chciałabym mieć coś do powiedzenia w sprawie zamiany mieszkania, Paweł wybuchnął gniewem, a rano wyszedł do pracy bez pożegnania.

Reklama

Znowu sam decydujesz!

Tydzień później, korzystając z pomocy naszych rodziców, przeprowadziliśmy się do nowej dzielnicy, a kilka dni po przeprowadzce Paweł oznajmił, że kupił od kolegi używany samochód.
Znowu sam decydujesz! – krzyknęłam ze złością.
Od tamtego wieczoru coraz częściej dochodziło między nami do kłótni. Któregoś dnia postanowiłam wyżalić się mojej mamie.
– Gdy urodzisz dziecko, Paweł będzie zupełnie inny.
On nie chce jeszcze dziecka, dlatego biorę tabletki.
– To przestań brać. Przed chwilą narzekałaś, że planuje wszystko sam. Raz ty coś zaplanuj.
Kiedy wróciłam do domu, Pawła jeszcze nie było. Weszłam do pokoju i nagle zapragnęłam być już w ciąży. Rozmawiać z mężem o dzidziusiu, kupować ubranka i zabawki, planować jego przyszłość.
– Głodny jestem – usłyszałam nagle za plecami głos Pawła.
– Odgrzeję pierogi – zaproponowałam.
– Byłaś u swoich rodziców – domyślił się – co u nich?
– Pytali, kiedy zostaną dziadkami.
– Nie mamy jeszcze warunków.
– A właśnie, że mamy!
– Nie krzycz. Chcę spokojnie zjeść.
OK, mruknęłam, wychodząc z kuchni. Położyłam się w pokoju na kanapie i przymknęłam powieki.
– Śpisz? – zapytał po chwili. – Dzisiaj piątek. Pojedziemy na zakupy. Mam dla ciebie niespodziankę.
– Zaczynam się bać, że znowu coś zaplanowałeś bez uzgodnienia ze mną.

Porozmawiamy o dziecku

Nie pomyliłam się. Paweł postanowił kupić nowy samochód i to była ta jego niespodzianka. Do domu wróciliśmy wieczorem. Paweł nie chciał jeść kolacji. Skarżył się na ból głowy i stwierdził, że idzie spać.
– Nie zgadzam się! – zawołałam, stając na progu sypialni. Przyrzekłeś na parkingu, że porozmawiamy o dziecku.
Paweł wszedł do sypialni, a ja pobiegłam do łazienki. Wyjęłam z apteczki tabletki i wysypałam je do muszli klozetowej, a potem wróciłam do męża. Chwilę później Paweł zamruczał mi do ucha:
– Joasiu, podobno seks jest najlepszym lekarstwem na ból głowy.
– Zaraz się przekonasz – szepnęłam i wtuliłam się w jego ramiona.
Rano przyznałam się:
– Muszę ci coś powiedzieć. Wczoraj w nocy wyrzuciłam moje tabletki do wc.
– Co takiego?!
Mąż wstał i kopnął z całej siły stojące obok łóżka krzesło.
– Paweł, a może ty wcale nie chcesz mieć dzieci?
– No właśnie – mruknął – nie chcę.
– Boże – zaczęłam płakać – dlaczego mi nie powiedziałeś tego przed ślubem?
– Bo dopiero po ślubie doszedłem do takiego wniosku. Dzisiaj sobota, obiecałem kumplowi, że założę mu instalację elektryczną w garażu. Zaraz wychodzę.

Zobacz też: Prawdziwe historie: Jak samotna kobieta stała się matką
[CMS_PAGE_BREAK]

Oszukana przez męża

Poczułam się oszukana przez męża. Nie wyobrażałam sobie naszego małżeństwa bez dzieci. Wróciłam do pokoju i położyłam się, rozmyślając nad swoim życiem. Kiedy się ocknęłam, było już szaro.
– Nie ma obiadu? – dotarł do mnie zdziwiony głos Pawła. – Dlaczego się nie odzywasz? Obraziłaś się, że nie chcę mieć dzieci? A kto powiedział, że wszystkie małżeństwa muszą je mieć.
Milczałam. Słyszałam, jak otwiera drzwi do łazienki, potem szumiała woda i po chwili położył się obok mnie. Odwrócił się plecami i zasnął.
– Jadę do moich rodziców – oznajmił podczas śniadania. – Nie wiem, kiedy wrócę. Może wieczorem, może jutro, a może powinniśmy się rozstać. Ty chcesz mieć dziecko, ja nie. Sorry, że dopiero po ślubie to zrozumiałem.
Czemu przyznałam się do wyrzucenia tabletek? Mogłam spokojnie zajść w ciążę i zwalić winę na antykoncepcję.

Nie moje dziecko

Minęło popołudnie, nadszedł wieczór, potem noc i wtedy straciłam nadzieję, że mąż wróci. Rano obudziłam się z bólem głowy. Narzuciłam na ramiona płaszcz i wyszłam kupić tabletki przeciwbólowe. Na parterze, pod drzwiami na wycieraczce, leżało skulone dziecko. Mogło mieć jakieś pięć lat. Odruchowo nacisnęłam dzwonek. Drzwi otworzyła zaspana kobieta.
– To pani dziecko?
– Moje wszystkie są w domu. Pani tu mieszka od niedawna, to jeszcze nie wie, że ta mała przyłazi tu, gdy jej matka za dużo wypije. Ale kto by tam wpuszczał ją do środka.
Rozmowa obudziła dziewczynkę. Usiadła i wpatrywała się we mnie przestraszonym wzrokiem. Miała brudną buzię i potargane włosy.
– Chodź! – uśmiechnęłam się. – Odprowadzę cię do mamy.

Kiedy stanęłyśmy pod drzwiami mieszkania Isi, mała zaczęła w nie kopać.
– Przyprowadziłam pani córkę – powiedziałam, patrząc na chwiejącą się kobietę. Czuć było od niej alkohol.
Gdzie się szwendasz gówniaro jedna! – wybełkotała. – Jazda do środka!
Chwyciła Isię za ramię i wepchnęła ją do mieszkania.
Schodząc powoli ze schodów, usłyszałam nagle dźwięk tłuczonego szkła, pisk dziecka, a chwilę później krzyk kobiety:
– Jezu! Zabiłam Jadwisię! Ludzie!
Szybko wróciłam na górę i wpadłam do mieszkania. Wielka szyba w drzwiach była roztrzaskana. Na podłodze wśród odłamków szkła leżała zakrwawiona Isia.
Kiedy wróciłam do domu, zastałam Pawła. W pierwszej chwili sądziłam, że przyszedł tylko po swoje rzeczy, bo kiedy weszłam, nie przywitał się ze mną.
– Dzwoniłem do ciebie do pracy. Powiedzieli, że wzięłaś urlop – rzucił.
– Idę jutro do szpitala.
– Co się stało?
– Jedź ze mną, to się dowiesz.

Miałam nadzieję, że gdy Paweł zobaczy Isię i porozmawia z nią, zapragnie, żebyśmy mieli dziecko. Nie mogłam uwierzyć, że mój mąż nie chce mieć dzieci.
– Cześć – uśmiechnęłam się do małej.
Isia spoglądała to raz na mnie, to raz na Pawła.
– To twój mąż? – spytała cichutko.
– Tak.
– Ładny. Przyjdziecie tu jeszcze?
– Przyjdziemy – odparł Paweł.
Kiedy wyszliśmy ze szpitala, Paweł zażądał wyjaśnień.
– Dlaczego zrobiłaś z tego tajemnicę?
– Gdybyś znał prawdę, na pewno byś tu nie przyjechał. Przecież nie lubisz dzieci.
Nie rób ze mnie potwora – obruszył się. – Jestem wrażliwy na cudzą krzywdę. Joasiu, czy mała pójdzie do domu dziecka?
– Nie wiem.
– Wiesz, tak sobie myślę, że moglibyśmy się nią zająć. Jeśli okaże się, że nie ma żadnej rodziny, a matce odbiorą prawa rodzicielskie...
Serce ścisnął mi żal. Myślałam, że wizyta w szpitalu rozbudzi w Pawle ojcowskie uczucia, a okazało się, że on naprawdę nie chce mieć własnych dzieci.
– Przecież możemy mieć adoptowane i własne – dotarł do mnie głos męża.
– Powiedziałeś "własne"?
– Tak. Wiesz, nie nocowałem wczoraj u rodziców. Siedziałem całą noc w samochodzie i rozmyślałem o naszych kłótniach. Teraz mi wstyd, że wykrzykiwałem, że nie chcę dzieci. Nie wiem, co mi odbiło.
– To znaczy chciałbyś, żebym urodziła dziecko?
Paweł objął mnie czule ramieniem i poszliśmy w stronę parkingu.

Reklama

Zobacz też: Prawdziwe historie: Mój syn... niemożliwe!

Reklama
Reklama
Reklama