„Motorniczy w tramwaju okropnie potraktował mojego synka. Odpłaciłam mu i nie żałuję” [LIST DO REDAKCJI]
Gdy obserwuję zachowanie innych maluchów i rodziców w komunikacji miejskiej, czuję, że odwaliłam kawał dobrej roboty. Mój najstarszy syn jest dobrym i spokojnym współpasażerem. Niestety, kilka dni temu braliśmy udział w okropnym incydencie. Boję się, że Marcel będzie miał traumę.
W trakcie naszej ostatniej podróży tramwajem doszło do przykrej sytuacji. Byłam sama z dwójką moich dzieci, ale to akurat dla mnie żadna nowość. Często tak podróżujemy, zawsze jedną ręką pcham wózek, a w drugiej trzymam rower lub hulajnogę. Nigdy wcześniej nie mieliśmy żadnych problemów. Tym razem zaskoczyła mnie ludzka obojętność.
Reakcja motorniczego przeraziła Marcelka
Gdy weszliśmy do tramwaju, młodszy syn był w wózku, a starszy szybko znalazł dla siebie miejsce. Ponieważ było sporo wolnych siedzeń, na kolejnym przystanku Marcel postanowił zmienić fotel. Gdy motorniczy zamknął drzwi, synek energicznie podszedł do miejsca po drugiej stronie wagonu. Nie było to nic niezwykłego ani niebezpiecznego – po prostu przesiadł się na inne, wolne miejsce. Ledwie dostrzegłam ten ruch, a tramwaj ponownie zatrzymał się. W tym momencie motorniczy wyszedł z kabiny. Zamiast spokojnie wyjaśnić sytuację, mężczyzna podniesionym głosem zwrócił nam uwagę. Był tak nabuzowany, że bałam się odezwać. Krzyczał do mnie i do Marcelka, że dziecko musi siedzieć.
Nikt z pasażerów nam nie pomógł
Kiedy mężczyzna podszedł do Marcela, ten nawet się nie rozpłakał. Ja też nie umiałam wydusić z siebie słowa. Po prostu mnie zatkało. Nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego żaden z pasażerów nie zareagował na zachowanie motorniczego. Brak reakcji sprawił, że czułam się jeszcze bardziej bezbronna i zdezorientowana.
Przypływ adrenaliny poczułam, dopiero gdy wysiedliśmy na kolejnym, ostatnim przed pętlą, przystanku. Kiedy stanęłam na chodniku, strach mnie opuścił i przyszła złość. Złość na siebie, na motorniczego i obojętnych pasażerów. Wtedy spojrzałam na przestraszonego Marcela i wpadłam na jedyny sensowny pomysł. Ponieważ widziałam, że moje dziecko czuje się skrzywdzone, zaproponowałam, że pójdę do motorniczego, który zatrzymał się na pętli. Musiałam pokazać synkowi, że w takich sytuacjach trzeba się bronić i reagować.
Czy mój synek wsiądzie jeszcze do tramwaju?
Mężczyzna nadal zachowywał się nerwowo, jednak podjęłam próbę rozmowy. W kilku zdaniach wyjaśniłam, że nie powinien zwracać się bezpośrednio do dzieci, a na pewno nie w taki sposób. Motorniczy tłumaczył, że ma stresującą pracę. Skoro dorosły mężczyzna nie potrafi panować nad emocjami, może czas rozważyć zmianę zawodu... Liczę, że rozmowa z motorniczym zrekompensowała brak mojej reakcji, gdy doszło do tego zdarzenia. Do dzisiaj żałuję, że nie zanotowałam numeru tramwaju.
Zobacz także
Każdy z nas ma prawo do podróżowania w przyjaznej i bezpiecznej atmosferze, a szczególnie dzieci powinny być traktowane z większą cierpliwością i zrozumieniem. Rozumiem, że motorniczy ma prawo do zwracania uwagi pasażerom, jednak ton i sposób, w jaki to zrobił, były absolutnie nie do przyjęcia. Mam nadzieję, że Marcel nie będzie obawiał się jeździć tramwajem. Zastanawiam się, jak bym zareagowała, przyglądając się tej sytuacji z boku... W naszym przypadku okazało się, że ludzka obojętność nie ma granic.
Marta
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Zobacz też:
- „Niedziele handlowe zniszczą moją rodzinę. Kiedy mam mieć czas dla dzieci, jeśli muszę pracować nawet w weekend?” [LIST DO REDAKCJI]
- „Policzyłam, ile wydamy na wakacje dla 4-osobowej rodziny. Przepłakałam cały wieczór” [LIST DO REDAKCJI]
- „Nigdy więcej nie zostawię córki z teściową. Po jej ostatnim wyskoku Amelka wyła cały wieczór” [LIST DO REDAKCJI]