Reklama

Po ślubie przyszło zwykłe życie – czasem nudne, czasem stresujące. Praca, zmiana pracy, kupowanie mieszkania, remont, urządzanie się, pomaganie rodzicom… Trochę się w tym natłoku spraw zagubiliśmy. Widząc, że oddalamy się od siebie, zarządziłam wspólny wyjazd.

Reklama

Wynajęłam przytulny domek na Suwalszczyźnie, na całe dwa tygodnie. Planowałam, że w otoczeniu lasów i jezior odpoczniemy od codzienności, problemów, pobędziemy razem, ale bez telewizora, komórek, może odnajdziemy nie tylko wspólny język, ale też dawną namiętność…

Pierwsze dwa dni były dziwne

Jacek nie rozstawał się z telefonem, tłumacząc się, że nowy pracownik ciągle wypytuje go o to czy tamto. Byłam zła i rozczarowana, ale starałam się hamować gniew.

Jednak trzeciego dnia już z samego rana pokłóciliśmy się. O wszystko, na śmierć i życie. I wtedy coś drgnęło. Oszczędziłam talerze, bo były na wyposażeniu domu, ale w kierunku mojego męża poleciały dwie książki, które wzięłam z domu. Wyrzuciliśmy z siebie żale i pretensje, które narastały w nas przez lata. A potem wylądowaliśmy w łóżku… I niemal z niego nie wychodziliśmy do końca urlopu.

Mniejsza o spacery, było wspaniale! Wyjaśniliśmy sobie wiele nieporozumień, przy okazji na nowo odkrywając przyjemność płynącą z całowania się, pieszczot i seksu.

Aż żałowałam, że nie możemy zostać tu na zawsze. Po powrocie do domu było bardzo ciężko, jakbym nie mogła się przestawić. Ciągle chodziłam zmęczona i odrzucało mnie od każdego jedzenia.

Kiedy do kompletu doszła spóźniająca się miesiączka, kupiłam test ciążowy

Wpatrywałam się w dwie kreski na teście i… czułam się szczęśliwa. Naprawdę! Gdy Jacek wrócił z pracy i obwieściłam mu radosną nowinę, zrobił się blady jak ściana.

– Ale… ale jak to? Zaśmiałam się i uderzyłam go lekko pięścią w ramię.
– Tak to, głuptasie, normalnie, w tradycyjny sposób. Nasze wakacje okazały się bardziej owocne, niż sądziliśmy.
– To… to… cudownie… – wydukał i szybko mnie przytulił, jakby się zreflektował, że jego reakcja była za mało entuzjastyczna. – Wspaniała wiadomość, kochanie!

Traktował mnie jak księżniczkę, niemal nosił na rękach. Mówił do brzucha, chodził ze mną na każde USG, nie wyobrażałam sobie lepszego męża i ojca.

Aż któregoś dnia zostawił telefon na kanapie i wyszedł wyrzucić śmieci

Ekran się zaświecił, poczułam wibracje, odruchowo spojrzałam.

„Nie mogę się doczekać, kiedy znowu…” Patrzyłam i nie wierzyłam własnym oczom. Chce z nim to zrobić znowu. Znowu! Kiedy wrócił, zamierzałam rzeczowo z nim porozmawiać, bez wrzasków i histerii, ale hormony zrobiły swoje i po prostu się popłakałam. Zawodziłam i szlochałam tak, jakby stało się coś strasznego. Bo dla mnie się stało!

Moje małżeństwo, które przechodziło kryzys – pokonany, jak uważałam, dzięki namiętnym wakacjom, które zaowocowały ciążą – okazało się klęską. Byłam taka szczęśliwa, spełniona, a tu jakaś kobieta pisze, co chciałaby znowu wyprawiać z moim mężem!

Przyznał się. Do wszystkiego. Od siedmiu miesięcy miał romans. Siedmiu! Boże… Poznał ją cztery miesiące przed naszymi wakacjami. Rzucił się w to bezmyślnie i strasznie mnie przepraszał. Nie wiedział, dlaczego to robił, ale to już koniec, więcej się z nią nie spotka. Przy mnie wysłał wiadomość do tamtej kobiety, że z nią zrywa.

Umknęło mi, że zakończenie jakiegokolwiek związku przez SMS-a jest szczeniackie i tchórzliwe, co więcej, wcale nie musi podziałać. Chyba znowu hormony namieszały mi głowie.

Postanowiłam mu wybaczyć

Nosiłam w brzuchu jego dziecko, byłam przerażona odkryciem zdrady i perspektywą samotnego wychowywania maleństwa. No i kochałam go. Naprawdę go kochałam…

Kretynka! Wcześniej traktował mnie jak księżniczkę, teraz jak najcenniejszy skarb. Był jeszcze bardziej czuły, wyprzedzał moje życzenia i zachcianki. Powiedział, że tamta kobieta to tylko wspomnienie. Złe wspomnienie i nauczka. Wierzyłam. Jego zachowanie na to wskazywało, a poza tym bardzo chciałam mu wierzyć.

Chciałam mieć normalną rodzinę, kochającego męża, dziecko, które będziemy razem wychowywać. Wybaczyłam więc, nie robiłam wyrzutów, skupiłam się na budowaniu wspólnej przyszłości. Kilka dni przed porodem trafiłam do szpitala. Lekarza zaniepokoiło podwyższone ciśnienie, które nie dawało się zbić i wolał być ostrożny.

Jacek miał wtedy więcej pracy, nie mógł siedzieć ze mną od rana do nocy, co rozumiałam. Jednak moja wyrozumiałość prysła, gdy zaczęła się akcja porodowa, a ja nie mogłam się do niego dodzwonić i przez jedenaście godzin bólu, strachu i niepokoju byłam sama. Kiedy w końcu przyjechał, żeby zobaczyć córkę, zażądałam, żeby pokazał mi swój telefon. Speszył się i próbował wykręcić, ale wyciągnęłam rękę i zagroziłam:

Jeśli w ciągu trzech sekund nie dasz mi komórki, możesz od razu stąd wyjść i szukać adwokata.

Ustąpił i wręczył mi telefon. Boże drogi, nawet nie spojrzał na nasze dziecko, śpiące w szklanym wózeczku, tylko wpatrywał się we mnie, sprawdzając moją reakcję na to, co znajdę. Jego niepokój, niechęć oddania telefonu…

Wiedziałam, że wrócił do tamtej kobiety

Albo znalazł nową, to już bez znaczenia. Nie było go przy mnie, kiedy rodziłam nasze dziecko, nie wspierał mnie, tak jak obiecywał! Mimo wszystko nie spodziewałam się, że znajdę folder, a w nim zdjęcia ładnej blondynki dumnie prezentującej ciążowy brzuch.

– Co to ma być? – spytałam, pokazując mu kolejne fotki.

Milczał.

– Chryste, człowieku! Czy ty naprawdę nie masz wstydu? Wynoś się! Wynoś się stąd!

Nie oddałam mu telefonu. Ogarnęła mnie jakaś lodowata determinacja. Przesłałam na swój adres e-mail dowody jego zdrady. A potem, karmiąc córkę, robiłam nam zdjęcia, które przesyłałam kochance mojego męża. Bo może nie wie…

Po głowie tłukła mi się piosenka, która kiedyś wydawała mi się zabawna, i przede wszystkim słowa jej refrenu: „Był sprawcą wielu ciąż, jako mąż i nie mąż, jako mąż i nie mąż, był sprawcą wielu ciąż”…

Położne, widząc, jak zanoszę się ni to śmiechem, ni płaczem, wysłały do mnie psychologa, bo obawiały się, że mam depresję poporodową. I jak tu wytłumaczyć obcej osobie, że to, co czułam, co mną targało, nie ma nic wspólnego z porodem? Za to wiele z moim mężem i całą resztą mojego życia…

Patrzyłam na pogrążoną w spokojnym śnie córeczkę i zastanawiałam się, jak będzie wyglądać jej życie. Bałam się. Nie o siebie, ale o nią.

W co ja wplątałam tę niewinną istotkę, wybierając jej takiego ojca?

Czy kiedykolwiek będzie mogła na niego liczyć? Był kłamcą, krętaczem i zdrajcą. Na samą myśl, że mam żyć z nim pod jednym dachem i udawać, że wszystko gra, robiło mi się słabo. Z drugiej strony, nie wyobrażałam sobie życia w pojedynkę z małym dzieckiem. Wróciłam do domu sama. Nie chciałam, by po nas przyjeżdżał. Czekał w mieszkaniu.

– Co zamierzasz? – spytałam go na powitanie.
– Nie chcę cię stracić – odparł. – I sądzisz, że to wystarczy, żebym ci padła w ramiona? Ona jest w ciąży! To nie była kawa na mieście, to nie był jeden pocałunek, i to z zaskoczenia, to nawet nie był skok w bok po pijaku, którego się wstydzisz i o którym już zapomniałeś. Ona jest w ciąży, a tym masz jej fotki w telefonie! Nie przypadkiem. Co zamierzasz teraz zrobić? Z tamtym dzieckiem, z naszym dzieckiem? Z dwójką swoich dzieci, do cholery?
– Nie wiem… – Kręcił głową. – Kocham was obie. Dzieci są skutkiem ubocznym tej miłości. Nie mam pojęcia, co powinienem zrobić! Wy dwie razem tworzycie mój ideał…

Skutkiem ubocznym? Dzieci? Żona i kochanka tworzą jego ideał kobiety?

Co on… harem chce założyć?! Nie mogłam tego słuchać. Nie dałam mu w twarz tylko dlatego, że nie miałam siły. Kazałam mu wyjść i wrócić za kilka dni. Po rzeczy. Pakowałam je, płacząc, kiedy moje córka zasypiała, nakarmiona, utulona i bezpieczna, nie mając pojęcia, co się właśnie dzieje w naszym życiu.

Zostałam ze złamanym sercem i bólem całego ciała. Pozew rozwodowy został szybko przeprocesowany. Orzeczenie o jego winie, alimenty na dziecko. Nawet się nie bronił. Zostawił nam mieszkanie, bo czuł się winny. Zanim oficjalnie sąd zakończył nasze małżeństwo, Jackowi urodził się syn.

Wiem, że kiedyś moja córka pozna przyrodniego brata, bo Jacek mieszka z matką swojego drugiego dziecka. Widać tamtej nie przeszkadza, że zaszłyśmy w ciążę niemal jednocześnie. Ja nie umiem pogodzić się z tym, jak mnie potraktował. Nie byłam jego drugą połówką. Byłam dopełnieniem jego kochanki czy też na odwrót, bez znaczenia. Jak na to nie patrzeć, wygląda źle.

Monika, 30 lat

Czytaj także:

Reklama
  • „Mój mąż jest o mnie chorobliwie zazdrosny. ŚLEDZI MNIE kiedy jestem z córką, a potem przekonuje, że martwił się o dziecko!”
  • „Moje dziecko chodzi do państwowego przedszkola i jeździ na wakacje tylko raz w roku. Czuję się jak najgorsza matka!”
  • „Jestem w drugiej ciąży, a w ogóle się z tego nie cieszę. Chciałam zająć się karierą i pasją, a teraz nic z tego!”
Reklama
Reklama
Reklama