Reklama

Bardzo kocham wszystkie nasze dzieci, dlatego ze wstydem wspominam dzień, kiedy Irena powiedziała mi o kolejnej ciąży.

Reklama

Wczoraj moja córka wraz z zięciem sprawili nam nie lada niespodziankę. Wpadli do nas zaraz po pracy, choć rzadko im się to zdarza, bo normalnie są bardzo zajęci.

– A co to, ktoś umarł? – zdziwiłem się, widząc ich w drzwiach.
– Wręcz przeciwnie, tato – roześmiała się Kasia. – Przyszliśmy wam tylko powiedzieć, żebyście na czerwiec przyszłego roku nie robili żadnych większych planów, zagranicznych wojaży czy czegoś takiego…
– A czemu? – zainteresowałem się.

Nie żeby coś takiego przeszło mi nawet przez myśl, bo latem i tak jeździliśmy z Ireną tylko na działkę. Za granicą to najdalej byliśmy w Bułgarii, jeszcze w poprzednim ustroju.

– Bo będziecie potrzebni mi tutaj, na miejscu – Kasia i Michał popatrzyli porozumiewawczo po sobie. – Przy bawieniu wnuka albo wnuczki!

Strasznie się ucieszyliśmy się, bo czekaliśmy na taką wiadomość od lat

Ale młodzi, jak to młodzi, najpierw czekali, aż dostaną stałą pracę, potem, aż się dorobią, wezmą kredyt na mieszkanie… Tymczasem czas leci, człowiek nie staje się młodszy, a i ja, i Irenka chcieliśmy jeszcze pobawić wnuka, zabrać go na ryby albo na wakacje nad morzem…

Kasia natychmiast zabarykadowała się z matką na sofie i zaczęły rozmawiać o tych wszystkich szczegółach ciąży – trymestrach, mdłościach – które nie są żadnemu facetowi potrzebne do szczęścia. Zabrałem więc zięcia do piwnicy, w której mam urządzony niewielki warsztacik, i gdzie w starym kredensie, w tajemnicy przed Irenką, trzymam nalewkę na wyjątkowe okazje.

To teraz miałem jak znalazł, żeby oblać dobre wiadomości!

Jak tam, chłopie? – zapytałem Michała, kiedy już rozlałem rubinowy płyn do kieliszków. – Zdenerwowany?
– Może trochę – przyznał zięć. – Ale tyle się naczekaliśmy, że zdążyłem już przeczytać chyba wszystkie książki, które wciąż mi podsuwała Kasia. Chyba nic mnie nie zaskoczy! Chociaż… Wiesz, tato, jak wręczyła mi te maleńkie buciki i powiedziała, że zostanę tatą, to nie powiem, nogi się pode mną ugięły.

Rozumiałem go doskonale, w końcu sam przez to przeszedłem i to niejeden raz. Z pierwszą dwójką, naszymi bliźniętami, było jeszcze nie tak źle. Mieliśmy z Irenką po dwadzieścia parę lat, mnóstwo energii, do tego mieszkaliśmy jeszcze z teściami, więc mogliśmy na nich liczyć.

Jednak i tak dzieci dały nam w kość

Jedno spało, drugie zaczynało płakać, jedno jadło, drugie chciało się bawić. Do tego doszły kolki i problemy z tym, żeby w ogóle coś dla nich zdobyć: wózek, wanienkę, śpiochy… Gdyby teściowa nie miała znajomości w kilku sklepach, to nie wiem, jak dalibyśmy sobie radę!

W każdym razie przez kilka pierwszych lat było nam ciężko i nawet nie myśleliśmy o powiększeniu rodziny. Potem dzieci podrosły, poszły do przedszkola, Irenka wróciła do pracy, mogliśmy sobie pozwolić na wynajęcie niewielkiego mieszkania w mieście. Wszystko jakoś się układało i, chociaż od czasu do czasu bliźniaki marudziły, że chciałyby rodzeństwo, my z Irenką nie zamierzaliśmy mieć więcej dzieci. Uznaliśmy, że swój przydział już odchowaliśmy.

Teraz, kiedy dzieci były większe, mogliśmy wreszcie zostawić je u zaprzyjaźnionych sąsiadów i wybrać się gdzieś do znajomych albo nawet całą rodziną pojechać w góry, co oboje z żoną uwielbialiśmy.

Pewnego dnia, kiedy wróciłem z pracy do domu, bliźnięta jak zawsze szalały na podwórku z innymi dzieciakami, za to Irenka siedziała przy kuchennym stole w całkowitym bezruchu. Przestraszyłem się nie na żarty – pomyślałem, że może jest chora albo coś?

Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby tak próżnowała

Zawsze krzątała się po kuchni, a nawet kiedy siedziała w fotelu, to robiła na drutach albo coś wyszywała. Takie zachowanie było więc do niej całkowicie niepodobne.

– Coś się stało? – zapytałem więc, opadając na stołek obok niej. – Ale chyba nic z dziećmi?
– Byłam dzisiaj u lekarza – powiedziała, potwierdzając moje domysły, po czym dodała cicho: – Jestem w ciąży, Rysiu.

Choć wcześniej Irena zgadzała się ze mną, że wystarczy nam dwójka dzieci, teraz widziałem, że patrzy na mnie jakoś tak z nadzieją. No ale co się dziwić, hormony w jej ciele robiły swoje. Tymczasem ja widziałem sprawę jasno – i wcale nie byłem zachwycony. I choć trudno mi się do tego przyznać, wstałem wtedy z tego krzesła i wyszedłem bez słowa.

Nie przytuliłem Irki, nie powiedziałem jej, że się cieszę

Nic. Nawet dobrze nie wiedziałem, co robię ani gdzie idę. Nie zastanawiałem się nad tym. W głowie huczało mi od innych myśli. Przede wszystkim: jak my sobie poradzimy? Irka dopiero co wróciła do pracy, zaczęliśmy mieć trochę więcej pieniędzy, a tu co – koniec? Teściowie dawno zmarli, nie mieliśmy co liczyć na ich pomoc.

Nasze mieszkanko było naprawdę malutkie, tak że nawet nie wyobrażałem sobie, gdzie moglibyśmy wstawić następne łóżeczko. A ten maluch, co się jeszcze nie urodził, to chyba musiałby raczkować po tapczanie… Do tego czasy były ciężkie, niespokojne, w zakładach coraz częściej odbywały się strajki, protesty, człowiek nie wiedział, co go czeka nazajutrz.

A jeśli stracę pracę? – zamartwiałem się. – Chyba pod most przyjdzie nam pójść! Jak w takich warunkach mielibyśmy wychować następne dziecko? Że też akurat teraz! Dopiero co wyszliśmy z pieluch, wreszcie moglibyśmy się nacieszyć życiem!”.

Może to głupie, ale jedyne wyjście, jakie przychodziło mi do głowy, to takie, żeby to wszystko rzucić. Zostawić Irkę i dzieciaki, wsiąść w najbliższy pociąg i pojechać gdzieś przed siebie, bez żadnych zmartwień, obowiązków, kłopotów… Pomyślałem, że Irka nawet jako samotna matka miałaby lepiej, bo zawsze znalazłoby się miejsce w żłobku czy przedszkolu, i dodatkowe zapomogi…

Dziś sam nie bardzo mogę w to uwierzyć, ale takie mnie wtedy ogarnęły myśli

Choć bliźniaki kochałem nad życie, to myśl o następnym dziecku po prostu przyprawiała mnie o gęsią skórkę. Taki byłem zamyślony, że nawet nie zauważyłem, kiedy trafiłem do parku, na plac zabaw. Opadłem tam na ławeczkę i zastanawiałem się nad swoim życiem. Nagle z zamyślenia wyrwał mnie cichy głosik. W taki sposób poznałem swojego przyszłego zięcia.

– Tatuś? – pytał mały, na oko trzyletni chłopczyk; oparł się o moje kolano i wpatrywał się we mnie uważnie.
– Zgubiłeś się, bąblu? – uśmiechnąłem się do niego, rozglądając się uważnie wokół, w poszukiwaniu rodziców malca; na szczęście zaraz podbiegła do mojej ławki jego matka.
Michasiu, ile razy ci mówiłam, że nie wolno podchodzić do obcych panów! – strofowała synka. – Masz się trzymać mamusi!

Kobieta wyprawiła malca do piaskownicy i zwróciła się do mnie:

– Jego ojciec porzucił mnie, zanim Michaś się urodził – wyjaśniła cicho. – Dziadków też nie ma, więc wszędzie szuka sobie taty… Nie zliczę już, ile razy musiałam go odciągnąć od obcych mężczyzn, boję się o niego. Ale co mogę na to poradzić, Michaś tak bardzo potrzebuje taty.

Aż łzy mi się zakręciły w oczach, bo widziałem, z jaką nadzieją patrzył na mnie ten chłopczyk. Poczułem się, jakby ktoś walnął mnie w brzuch i przywrócił trochę zdrowego rozsądku.

Wiedziałem, jakie zadanie mam do wykonania!

Pobiegłem do najbliższej kwiaciarni i wykupiłem wszystkie żółte róże, ulubione kwiaty Irki.

– Już myślałam, że się nie ucieszyłeś, że chcesz nas zostawić – szlochała, kiedy wpadłem do kuchni, gdzie siedziała tak, jak ją zostawiłem. – Uciekłeś, jakby cię kto gonił…
Musiałem kupić kwiaty dla przyszłej mamy mojego synka. Albo córeczki – uściskałem ją delikatnie.

Nigdy nie powiedziałem żonie, jakie myśli wpadały mi wtedy do głowy ani co planowałem. Wstyd mi było. Życie nam się jakoś poukładało, nie straciłem pracy, mieszkanie dostaliśmy większe ze względu na następne dziecko, a bliźnięta były zachwycone siostrzyczką i wprost wyrywały ją sobie z rąk.

A co jest najlepsze? Ten mały chłopczyk, który szukał sobie wtedy ojca, dziś mówi do mnie „tato”. Jego matka zaprzyjaźniła się z moją Irką, kiedy razem wychodziły na plac zabaw – nasza Kasia i ten mały Michałek bawili się razem, a potem, po latach, to już jakoś poszło… A ja jestem pewien, że mój zięć swoich dzieci nie zawiedzie.

Ryszard, lat 52

Czytaj także:

Reklama
  • „Moja 17-letnia córka wpadła. Musieliśmy zająć się wnuczką, bo młoda mama wolała imprezy i alkohol"
  • „Urodziłam dziecko z gwałtu, bo rodzice nie zgodzili się na aborcję. Gdy patrzę na twarz Adrianka, widzę mojego oprawcę"
  • „Na kolanach błagają, by oddać im dzieci. A potem one znów lądują u nas we łzach i siniakach…”
Reklama
Reklama
Reklama