„Chciałem naprawić błędy młodości, ale syn widzi we mnie intruza. Zawiodłem jako ojciec, ale podołam jako dziadek”
„Gdybym trzydzieści lat temu miał w głowie to samo, co dzisiaj, moje życie mogłoby wyglądać inaczej. Niestety, zawiodłem na całej linii. Wyparłem się dziecka, a po 30 latach mnie spotkało to samo. Czuję się odrzucony, ale w końcu sam sobie na to zasłużyłem. Gdyby tylko Bartek dał mi szansę...”.
- redakcja mamotoja.pl
Pamiętam, jakby to było wczoraj… Zwiewna, letnia sukienka Marysi i jej niewinne, delikatne ciało. Była taka piękna, a ja, niedoświadczony dzieciak, rzuciłem się na nią wygłodniały. Mogłem się w końcu pochwalić kolegom, że pozwoliła mi na więcej. Nie myślałem wówczas o konsekwencjach.
– Jestem w ciąży – poinformowała mnie jakiś czas później Marysia.
Poczułem, że moje życie właśnie się skończyło. Ale jak to? Miałem zaledwie dwadzieścia lat, chciałem zmieniać świat i coś w życiu osiągnąć, a tymczasem okazało się, że mam zostać w niewielkiej wiosce, założyć rodzinę i żyć tak samo jak moi rodzice?
Matka i ojciec kazali mi się zachować jak należy, czyli wziąć ślub z Marysią i założyć rodzinę. Przyparty do muru, ożeniłem się. Jednak jeszcze przed narodzinami syna uciekłem, gdzie pieprz rośnie. Czasem tylko dzwoniłem do matki.
– Ojciec właśnie wyszedł do sklepu – mówiła. – Gdyby był w domu, nie mogłabym z tobą rozmawiać. Chodzi po wsi i powtarza, że on już nie ma syna. Dzieciaku, wróć, proszę, do Marysi. Ona cię potrzebuje, oczy sobie wypłakuje i boi się, że sobie nie poradzi.
Nigdzie nie zagrzałem miejsca na dłużej. Pracowałem to tu, to tam i zawsze spadałem na cztery łapy. Zero zmartwień i problemów – właśnie tak chciałem żyć. I żyłem! Moje życie było jedną wielką przygodą. Kobiety pojawiały się i odchodziły. A ja szczyciłem się tym, że jestem wolny, wolny od systemu, wolny od zobowiązań.
Patrzyłem kpiącym wzrokiem na ludzi zniewolonych we własnym domu i w pracy. Zachodziłem w głowę, jak oni mogą tak żyć. Gardziłem nimi.
Kontaktowałem się z nią tylko raz w roku
I tak minęło kolejnych kilka, kilkanaście, a potem kilkadziesiąt lat. Moje ciało zaczęło się starzeć, a zdrowie powoli szwankować. Ot, normalka. Pojawiły się wątpliwości i pesymistyczne wizje starości. Kto poda mi szklankę wody? Kto potrzyma za rękę, kiedy będę przechodził na tamtą stronę? W gruncie rzeczy byłem sam.
Właśnie wtedy pomyślałem, że dobrze byłoby odwiedzić moją rodzinną wieś. Ojciec już wtedy nie żył, ale matka wciąż mieszkała w niewielkiej chatce na skraju lasu, w której się wychowałem. Kontaktowałem się z nią raz w roku, przed świętami. Za każdym razem ona płakała, a ja szybko kończyłem rozmowę. Może nadszedł czas, abym ją odwiedził?
Jeśli nawet zdziwił ją mój widok, nie dała tego po sobie poznać. Powiedziała tylko:
– Wejdź, synu. Wiedziałam, że w końcu przyjedziesz do domu. Człowiek nie może całego życia przeżyć w samotności. Pewnego dnia zaczyna potrzebować obecności drugiej osoby.
To od matki dowiedziałem się, że mój syn założył rodzinę i sam został jakiś czas temu ojcem. I to od razu bliźniaków! Niewiarygodne. Byłem dziadkiem. Ta wiadomość jakoś tak mnie… rozczuliła. Nigdy nie byłem ojcem dla mojego syna i czasu już nie mogłem cofnąć, ale pojawiła się dla mnie nowa nadzieja. Może w roli dziadka sprawdzę się lepiej?
– Myślisz, że mógłbym się z nim spotkać? – spytałem mamę.
– Nie wiem – przyznała z rozbrajającą szczerością. – Bartek często do mnie przychodził jako dziecko i nastolatek. Pytał o ciebie, zastanawiał się, czy jest szansa, byś wrócił do domu. A później… przestał pytać. Teraz rzadko tu zagląda. Ma mnóstwo obowiązków, tak w domu, jak i w pracy.
– Jest dobrym ojcem? – zapytałem.
– Myślę, że tak. Synu, popełniłeś wiele zła w życiu. Ode mnie przebaczenia nie dostaniesz, myślę, że tylko Bartek może ci wybaczyć, ale czy będzie w stanie, tego nie wiem.
Na szczęście matka miała numer telefonu do mojego syna. Zadzwoniłem, bo tak było łatwiej. Nie musiałem mu patrzeć w oczy podczas tej rozmowy… Był dość oschły, ale zaprosił mnie do siebie do domu na obiad, co uznałem za sukces. Jego żona miała coś przygotować. Zgodziłem się i już następnego dnia zapukałem do drzwi nowoczesnego, nowo wybudowanego domu. Chyba sobie poradził ten mój dzieciak w życiu…
– Ach, nie trzeba było! – uśmiechnęła się kobieta, którą Bartek przedstawił jako swoją żonę, kiedy wręczyłem jej bukiet.
– To tylko kwiaty, a dla dzieci kilka zabawek. Nie wiedziałem, czym się bawią, więc…
– To zabawki dla trzyletnich dzieci. Piotruś i Pawełek mają czternaście miesięcy – powiedział Bartek oschle.
– Och, nie wiedziałem… – bąknąłem.
– Ty chyba w ogóle niewiele wiesz o wychowaniu dzieci – zauważył mój syn.
Dość trafnie, niestety…
Marta rozładowała napiętą atmosferę. Zaprosiła nas do starannie wysprzątanego salonu, w którym podała obiad. Rozmowa się nie kleiła. Nic dziwnego. Niby co miałem powiedzieć mojemu dziecku po trzydziestu latach nieobecności? Dziecku, które było teraz całkiem obcym dla mnie facetem.
– Gdzie się pan zatrzymał? – zapytała synowa, by przerwać ciszę.
– Szczerze mówiąc, dzisiaj spędziłem noc u matki, ale zamierzam czegoś poszukać, bo nie chcę być dla niej ciężarem – przyznałem.
– Och, więc zamierza pan zostać na dłużej? – zainteresowała się.
– Taki mam plan. Chciałbym… poukładać swoje dawne sprawy…
– Więc może zatrzyma się pan u nas? – zaproponowała, a Bartek posłał jej nad stołem mordercze spojrzenie. – U nas jest dużo miejsca, góra właściwie stoi pusta.
– Nie chciałbym robić problemu.
– To żaden problem! Prawda, Bartek? – teraz to ona spojrzała na niego.
Mój syn mruknął coś niezrozumiałego, ale jego żona zdawała się tego nie zauważać. Muszę przyznać, że na mój przyjazd zareagowała bardzo entuzjastycznie, za co byłem jej ogromnie wdzięczny.
– Nie będę robił problemu, chciałem zostać na kilka dni – zastrzegłem.
Wieczorem podsłuchałem rozmowę Bartka z żoną. Było mi przykro słyszeć z jego ust takie słowa, ale miał rację. Niestety.
– Po co zaproponowałaś mu, żeby u nas został? Zjawia się nagle po trzydziestu latach i myśli, że jego obecność cokolwiek zmieni? Ten człowiek jest dla mnie obcy – prawie krzyczał mój syn.
– Ciszej, bo cię usłyszy – powiedziała Marta szeptem. – Sam kiedyś powiedziałeś, że brak więzi z ojcem kładzie się cieniem na twoim życiu. Może to doskonała okazja ku temu, aby poprawić wasze relacje?
Nie chciałem być w ich domu intruzem. Postanowiłem, że pomogę w domu, na ile tylko będę mógł. Kiedy Bartek był w pracy, a Marta musiała zająć się dziećmi, z przyjemnością robiłem zakupy i gotowałem obiady. Sam zaproponowałem synowej, aby wyszła się rozerwać, podczas gdy ja zostanę z wnukami.
Synowa okazała mi dużo życzliwości
– Ale… jest pan pewien? Poradzi sobie pan? – spytała niepewnie.
– Oczywiście! Chciałbym spędzić z tymi urwisami trochę czasu.
Kiedy Bartek wrócił do domu, Marty jeszcze nie było. Spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem i zapytał:
– Gdzie moja żona?
Wieczorem słyszałem dobiegające z ich sypialni krzyki.
– Jak mogłaś zostawić chłopców pod jego opieką?! Przecież ten facet jest skrajnie nieodpowiedzialny!
Chciałem pomóc, naprawić własne błędy z przeszłości. Byłem nieobecny, kiedy Bartek dorastał, a czasu nie można cofnąć, dlatego uznałem, że chociaż teraz zrobię dla niego i jego żony coś dobrego. Tylko w ten sposób mogłem udowodnić, że nie jestem do końca złym człowiekiem i zrozumiałem, co jest w życiu najważniejsze.
Próbowałem, ale moje starania doceniała tylko Marta. Polubiłem tę dziewczynę z wzajemnością. Kiedy Bartek był w pracy, a dzieci spały, często rozmawialiśmy szczerze o życiu. Opowiadałem jej o miejscach, które odwiedziłem, a ona dzieliła się ze mną swoimi marzeniami. Też chciała podróżować.
– Może kiedyś, jak dzieci dorosną – westchnęła.
– Zwiedziłem wiele miejsc, ale nigdy nie zaznałem tyle ciepła, co u was. Stworzyłaś Bartkowi wspaniały dom.
Zarumieniła się.
– Dziękuję i przepraszam za niego…
– Nie musisz go tłumaczyć. Jedynym winnym tej całej sytuacji jestem ja.
Nawiązałem dobry kontakt z synową i wnukami, jednak mój syn traktował mnie jak intruza. Za każdym razem, kiedy Marta chwaliła mnie i opowiadała, w czym danego dnia pomogłem, on się wściekał. Naprawa kranu, przygotowanie obiadu, odśnieżenie podjazdu… Każdy gest z mojej strony spotykał się z oporem Bartka.
– Przecież ja mogłem odśnieżyć podjazd! – słyszałem, jak podniesionym głosem rozmawiał z Martą. – Szlag mnie trafia, kiedy widzę, jak ten człowiek panoszy się po naszym domu i myśli, że jeśli naprawi kran lub przetka rury, naprawi błędy z przeszłości. Nie wszystkie błędy można naprawić!
– Cicho, bo usłyszy – stopowała go.
Cóż, miał rację. Kiedy poinformowałem syna o wyjeździe, odetchnął z ulgą. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że Bartek źle się czuł w moim towarzystwie. byłem dla niego zagrożeniem.
Nie chciałem być ciężarem dla syna, dlatego usunąłem się. Cieszę się, że poznałem synową i wnuki, ale na naprawienie relacji z synem jest już, niestety, za późno. Za błędy trzeba ponieść karę. Wykreśliłem Bartka ze swojego życia trzydzieści lat temu, teraz on wykreślił mnie. Wyjeżdżając, zostawiłem swój numer telefonu. Wciąż czekam, ale telefon nie dzwoni.
Krzysztof, 50 lat
Czytaj także:
- „Zignorowałam skurcze, a potem... zaczęłam rodzić w najbardziej luksusowej restauracji w mieście”
- „Moja córka zrobiła ze swojego dziecka żywy bankomat. Urodziła ją tylko po to, żeby na niej zarobić. Wychowałam naciągaczkę"
- „Nienarodzona córka, chciała zabić moją żonę. Przez ciążę serce Karoliny przestało bić. Jak ja mam teraz spojrzeć, na własne dziecko...”.