Reklama

Mama została trwale oszpecona po cesarskim cięciu, które spowodowało u niej poważną infekcję. 40-latce dawano zaledwie kilka godzin życia.

Reklama

Straciła pół brzucha po cesarce

U Amy Hiner rozwinęła się posocznica i martwicze zapalenie powięzi. Mama dwójki dzieci z Rotherham nie pamięta porodu, ale kiedy się obudziła, czuła się tak, jakby miała w brzuchu piranie.

Lekarze zdiagnozowali u Amy infekcję paciorkowcem typu A wywołaną przez tkanki łożyska lub płodu pozostałe w brzuchu. „To było okropne, nie mogłam nawet trzymać dziecka, byłam załamana” – powiedziała, wspominając ten przerażający okres.

Wkrótce u kobiety zdiagnozowano sepsę, a następnie zapalenie powięzi. Takie zakażenie jest bardzo niebezpieczne, bo bakterie uwalniają toksyny, które uszkadzają tkanki, powodując ich gnicie. Lekarze nie byli dobrej myśli, a młodej mamie całe życie przemknęło przed oczami.

Szybko zdecydowano o usunięciu zakażonych tkanek, chirurdzy nacięli ciało kobiety na głębokość kilku centymetrów od pępka do linii bikini, próbując ratować jej życie. Amy została z otwartą dziurą w brzuchu, którą później wypełniono bandażami i wprowadzono małą pompkę, aby usunąć płyn i martwą tkankę.

„Oddychanie pochłaniało całą moją energię i musiałam od nowa nauczyć się chodzić” – powiedziała kobieta.

Po operacji mama spędziła całe miesiące, płacząc i doświadczając ataków paniki, zanim zdiagnozowano u niej zespół stresu pourazowego i zespół posocznicowy (PSS) i rozpoczęto trzyletnią terapię. PSS to stan, który dotyka do 50 proc. osób, które przeżyły sepsę.

Rany Amy goiły się przez prawie rok. Obecnie kobieta doszła już do siebie, a jej córeczka ma 6 lat.

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama