„Kocham być mamą i zdaje się, że w tym jest cały problem. Dla mojego męża” [LIST DO REDAKCJI]
Czas spędzony z dziećmi jest dla mnie bezcenny, a umówmy się, jak pójdę do pracy, to wszystko, co teraz robię w domu, jak nie ma dzieci, będę robiła popołudniami i już nie starczy mi ani czasu, ani sił na dzieci. A kto przypilnuje Emilkę, żeby odrobiła lekcje, kto zostanie z Mateuszkiem, jak z gilami po pas wróci z przedszkola? No przecież nie mój mąż!
- redakcja mamotoja.pl
Postanowiłam napisać do was, do redakcji, bo jesteście moim ulubionym portalem dla mam i wiele ciekawych rzeczy tu się dowiedziałam. Zawsze znajdę tu ważne informacje, inspiracje zabaw z dziećmi albo ciekawe przepisy na obiad. Po prostu kocham być mamą i zdaje się, że w tym jest cały problem. Nie dla mnie. Dla mojego męża. Szczerze mówiąc, liczę na waszą podpowiedź, bo już kończą mi się argumenty. Boję się, że moje małżeństwo skończy się rozwodem. Tylko proszę, nie publikujcie mojego imienia, bo to by mi tylko skomplikowało i tak już napiętą sytuację. Ale od początku.
Zawsze chciałam mieć rodzinę. Męża i liczną gromadkę dzieci, bo od zawsze wiedziałam, że chcę być mamą. Kocham dzieci, kocham być w ciąży, a maluszki są całym moim życiem. Oczywiście, kocham też męża, chociaż ostatnio zupełnie nam się nie układa.
Mąż chce, żebym wróciła do pracy
Mamy trójkę dzieci, najstarsza jest Emilka i niedługo skończy pierwszą klasę, Oliwka ma pięć latek, a Mateuszek trzy. I od kiedy synuś poszedł do przedszkola, zaczął się mój, a w zasadzie nasz problem. Mój mąż chce, żebym wróciła do pracy. A ja nie chcę. I co więcej, nie widzę nawet w tym najmniejszego sensu. Czas spędzony z dziećmi jest dla mnie bezcenny, a umówmy się, jak pójdę do pracy, to wszystko, co teraz robię w domu, jak nie ma dzieci, będę robiła popołudniami i już nie starczy mi ani czasu, ani sił na dzieci.
Pieniędzy nam nie brakuje
Więc on chce, żebym wróciła do pracy, zrobiła coś sensownego ze swoim życiem, skoro dzieci odchowane i są w przedszkolu. Jemu się wydaje, że leżę i nic nie robię, chociaż cały dom na mojej głowie! I jeszcze muszę teściowej pomagać. I jak sam mówi, tu nie chodzi o pieniądze, chociaż moim zdaniem tak, tylko się nie chce przyznać. Pewnie uważa, że lepiej jest mieć więcej niż mniej i dlatego wysyła mnie do pracy. Tylko po co?
Pieniędzy nam nie brakuje, nawet jak jest ta cała inflacja. Mąż prowadzi komis samochodowy, naprawia auta, a od kiedy jest ten cały kryzys, to nawet zarabia więcej niż wcześniej, bo ludzi nie stać na nowe samochody, więc kupią używki. Co miesiąc wpada nam jakieś dwanaście, a czasem nawet piętnaście tysięcy. No i jeszcze 500+. Pomagam teściowej w obejściu to i świeże jajka mamy za darmowo, warzywa, owoce, a on mi każe iść do pracy!
Kura domowa? To dla mnie komplement
Kocham dzieci i uwielbiam zajmować się domem, i jak ktoś twierdzi, że jestem kurą domową, to się wcale nie obrażam. To nawet dla mnie komplement. A do pracy nie pójdę. Bo szkoda mi życia na coś, czego nie lubię. Co prawda, pracowałam, zanim pojawiła się na świecie Emilka i byłam w tym dobra, ale nie miałam też tak wielu domowych obowiązków.
Ale mój mąż ciągle swoje! Dokucza mi, wyśmiewa, że nic nie robię, że kiedyś byłam inna, a teraz nic tylko przejadam pieniądze i nie wiem, co to prawdziwe życie. Na nic moje argumenty, że przecież jak wraca, to obiad podany, posprzątane, poprasowane, obejście dopilnowane, kury nakarmione, oplewione, zagrabione, zakupy zrobione, dzieci nakarmione, wybawione, lekcje odrobione. A jak chore to zawsze mam czas, żeby i do lekarza, i do apteki, i jak trzeba, to na dodatkowe zajęcia w szkole odprowadzę. Zawsze jak są ferie, wakacje czy inne egzaminy to mogę z nimi zostać w domu.
Nikt mnie nie zwolni z domowych obowiązków
A jak pójdę do pracy, to nikt mnie nie zwolni z domowych obowiązków, bo przecież mąż w pracy, albo do Niemiec jeździ po samochody i go nie ma kilka dni. Teściowie już nie te lata, żeby dziećmi się zająć. I prawda jest taka, że po całym dniu zajmowania się domem, dziećmi, a czasem i teściową, to już jestem tak umordowana, że jakbym miała jeszcze iść do pracy, to nic tylko sobie w łeb strzelić! Ale mój mąż tego nie rozumie, nic do niego nie dociera. Tylko praca i kasa, praca i kasa.
Powiedzcie mi, proszę, jak ja mam mu wytłumaczyć, że nie pójdę do pracy, ale tak, żeby mnie w końcu zrozumiał i przestał w kółko o tym gadać! Błagam, pomóżcie, bo mam serdecznie dość tej napiętej sytuacji, a to wszystko dodatkowo odbija się na naszych dzieciach…
Anna
Imiona zostały zmienione przez redakcję.
Piszemy też o: