„Koleżanki mojej córki jej nie lubią, traktują jak powietrze albo wyśmiewają, bo ma znamię na twarzy. A ona jest nieśmiała i nie umie się bronić” [LIST DO REDAKCJI]
Moja córka cierpi przez charakterystyczne znamię na buźce – jest wyśmiewana i odtrącana przez koleżanki. A to przecież wspaniała dziewczynka! Tak bardzo chciałabym jej pomóc...
Jestem mamą 7-letniej Zuzi. Jest to moje jedyne dziecko, ukochana córeczka. Staramy się z mężem wychować ją na mądrą i dobrą osobę i na razie mam poczucie, że naprawdę świetnie nam się to udaje. Zuzia jest mądra, rezolutna, bardzo grzeczna i uprzejma. Jedyne, co sobie zarzucam w kwestii jej wychowania to fakt, że nie nauczyłam jej, by była bardziej asertywna i potrafiła się obronić, np. przed złym słowem.
Koleżanki wyśmiewają się z mojej córki
Moja córka jest naprawdę ładną dziewczynką. Oczywiście dla mnie, jako dla mamy, jest najpiękniejsza na świecie. Obiektywnie jednak Zuzia wielu ludziom pewnie wydaje się... inna – ma znamię na twarzy, które ma kilka centymetrów. Dla mnie jest to taka bardzo „kochana” część jej wyglądu, charakterystyczna. Wiem jednak, że ona patrzy na to zupełnie inaczej.
Koleżanki mojej córki jej nie lubią, traktują jak powietrze albo wyśmiewają. Wszystko tylko dlatego, że ma to znamię (które przecież nic nie zmienia! ). Ona sama jest nieśmiała, bardzo delikatna i taka „krucha”, nie umie się bronić, odpowiedzieć im tak, żeby tamtym poszło w pięty...
Czasami mam ochotę wykrzyczeć tym wszystkim ślicznym dziewczynkom, że moja córka tak naprawdę jest lepsza od nich: wrażliwsza i ma wielkie serce, a wygląd to nie wszystko!
Tak bardzo chcę pomóc Zuzi
Wiem, że jak Zuza będzie starsza – zwykłe znamię nie będzie mieć takiego znaczenia. Ale mam też świadomość, że moja córka teraz bardzo męczy się przez to i w jej dziecięcym świecie jest to dla niej ogromny problem. Chciałabym jej jakoś pomóc, często tłumaczę, że znamię powinna traktować po prostu jako naturalną część swojego wyglądu i coś, co odróżnia ją od reszty. I wtedy ta moja kochana Zuzia przytakuje, uśmiecha się, ale ja w głębi serca wiem, że wcale jej nie przekonałam, a ona dalej to przeżywa. Z mężem zaczęliśmy się zastanawiać nad chirurgicznym usunięciem tego znamienia. Tak, wiem, wielu rodziców powie, że to absurd (też kiedyś tak myślałam), ale ja po prostu nie mogę patrzeć, jak moje dziecko się męczy...
Anita
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Piszemy też o:
- „Siedzę z niemowlakiem w domu od pół roku i wariuję. Koleżanki straszą, że powinnam czekać z powrotem do pracy, aż syn skończy 3 lata” [LIST DO REDAKCJI]
- „Żal mi, że mam tylko jedno dziecko. Ale córka tak nam dała w kość, że mąż kategorycznie nie zgadza się na drugie” [LIST DO REDAKCJI]
- „Zamieszkaliśmy z teściami, żeby zaoszczędzić. Teraz siedzę z dziećmi w zimnicy, bo wydzielają nam opał i ciepłą wodę” [LIST DO REDAKCJI]